Recenzja Acer Aspire Vero. Model wydajny, ekologiczny i opłacalny

13 minut czytania
Komentarze

Może zauważyliście, jak mocno w ostatnich latach producenci stawiają na ekologię, uzasadniając nią choćby redukowanie zestawów o ładowarki i kable. Wciąż mówi się o recyklingu, wydłużaniu żywotności urządzeń oraz o śladzie węglowym. Idea jest na pewno szczytna, choć nierzadko wydaje się, że największe znaczenie dla producentów ma nie aspekt ekologiczny, ale finansowy i wizerunkowy.

Od zeszłego roku Acer oferuje laptopy z linii Aspire Vero, które są wykonane z materiałów z recyklingu i bardzo ekoprzyjazne. Są to urządzenia przeznaczone głównie do użytku domowego i oferowane w dwóch rozmiarach — z 14- i 15,6-calowym ekranem. I to właśnie większa wersja, z 1-terabajtowym dyskiem, 16 GB pamięci RAM i procesorem Intel Core i7 z ostatniej generacji Alder Lake, trafiła do redakcji.

Warto dodać, że wersja z procesorem i7-1195G7 i dyskiem 512 GB wyceniona została na 3999 złotych — ekologicznie nie znaczy więc taniej, ale jednocześnie jest to raczej standardowa cena za laptop o podobnej specyfikacji, nie płacimy więc „podatku” za bycie eko. Pora przejść do recenzji — popatrzmy, co ten średniopółkowy model ma nam do zaoferowania…

Acer Aspire Vero

Zalety

  • stawianie na ekologię jest teraz na topie — i dobrze
  • dobra jakość wykonania
  • pełnowymiarowa, podświetlana klawiatura
  • obfity zestaw portów
  • dużo pamięci i pojemny dysk
  • mocny procesor i świetna wydajność
  • skuteczny system chłodzenia
  • łatwy demontaż obudowy i modernizacja elementów wnętrza
  • oryginalny wygląd obudowy, który może być zarówno zaletą…

Wady

  • …jak i wadą — nie każdemu się podoba
  • ekran raczej przeciętny, mógłby być jaśniejszy
  • część klawiszy jest zwężona lub zmniejszona — trzeba się przyzwyczaić
  • nietrafiona lokalizacja czytnika linii papilarnych
  • przeciętny dźwięk z głośników
  • brak czytnika kart pamięci

Podsumowanie

Warto podkreślać każdą inicjatywę, która przekłada się na korzyści dla środowiska — Acer z linią Aspire Vero dokonał tego w naprawdę wielu aspektach. W przypadku recenzowanego urządzenia daje nam sprzęt o mocnej specyfikacji, który świetnie sprawdzi się we wszelkich zastosowaniach biurowych i domowych. Ale jest tu też kilka elementów, które Acer powinien poprawić na następnej odsłonie serii.

8/10
  • Zestaw i akcesoria 8
  • Wygląd 7
  • Wydajność 9
  • Oprogramowanie 9
  • Ekran 8
  • Bateria 7

Specyfikacja i cena

Oto specyfikacja recenzowanego modelu według strony producenta:

  • Model: Aspire Vero AV15-52
  • System: Windows 11 Home 64-bit
  • Procesor: Intel Core i7-1255U 1,7 GHz
  • Grafika: Intel Iris Xe
  • Ekran: 15,6 cala, IPS LCD, 16:9, ComfyView, 1920×1080 Full HD (141 ppi)
  • Pamięć: 16 GB DDR4 SDRAM, 1 TB SSD
  • Łączność: 801.11 a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.2
  • Porty: HDMI, 3 x USB-A (USB 3.2), 1 x USB-C (USB 3.2), RJ-45, audio-jack, Kensington Lock
  • Inne: skaner linii papilarnych, podświetlona klawiatura typu chiclet, kamerka 720p HD
  • Bateria: Li-Ion 65 W
  • Wymiary: 17,9 x 363,4 x 238,4 mm
  • Waga: 1,76 kg

Acer podkreśla ekologiczność modelu Aspire Vero (AV15-52), ale czy jest to opłacalne urządzenie? W sklepach nie znalazłam recenzowanej jednostki w bieżącej sprzedaży, ale Aspire Vero z i7-1255U, 16 GB RAM i 1 TB SSD wyceniony był na 4849 złotych. Konkurencyjne laptopy o podobnych parametrach, z tym samym procesorem i liczbą gigabajtów RAM-u kosztują znacznie więcej, bo ponad 6 tysięcy (np. Lenovo ThinkPad L15 Gen 2 za 6199 zł czy HP EliteBook 650 G9 za 6499 zł).

Ekologia na każdym kroku

Acer Aspire Vero to laptop pomyślany tak, aby był maksymalnie ekologiczny — i w kwestii opakowania, i w kwestii obudowy. Producent przypomina o tym na każdym kroku, nawet domyślna tapeta na pulpicie nawiązuje do recyklingu. Acer chwali się na przykład, że obudowa (górna i dolna pokrywa, ramka ekranu i powierzchnia robocza) została w 30% wykonana z tworzywa PCR (Post-Consumer Recycled), czyli plastiku pochodzącego z odzysku. Informacja o tym została nawet wytłoczona na wewnętrznym panelu laptopa. Warto dodać, iż Acer nie jest jedynym producentem, którego laptopy mają „ekologiczne” obudowy. Plastiki z odzysku wykorzystuje też HP w linii Elite Dragonfly, podczas gdy nowe MacBooki Pro wykorzystują w 100% aluminium z recyklingu (ale to jednak inna półka cenowa).

Opakowanie jest z kartonu, który można zrecyklingować. PCR wykorzystano również, w 50%, do wykonania klawiszy. A z plastiku, ale tym razem związanego z oceanem, wykonano panel dotykowy (OceanGlass Touchpad). Plus nie stosuje farby na powierzchni obudowy, co ogranicza wpływ lotnych związków organicznych.

Trzymając się ekologicznych idei, Acer chwali się ponadto stosowaniem standardowych wkrętów, co ma przełożyć się na łatwiejsze naprawy, wymianę komponentów lub rozebranie sprzętu na części pod kątem recyklingu. Kiedyś wymiana komponentów w laptopie była czymś standardowym, dopiero potem producenci zaczęli to uniemożliwiać, wlutowując komponenty na stałe albo w innych sposób utrudniać dostanie się do wnętrza komputera. No cóż, wracamy do podstaw, ale tym razem w imię ekologii. W tym przypadku obudowa jest skręcona kilkunastoma standardowymi wkrętami, na wkręty mocowana jest także akumulator — co ułatwi jego wymianę.

Chwalenie się ekologią dotyczy nie tylko hardware’u, ale też oprogramowania — znajdziemy tu bowiem preinstalowaną aplikację Vero Sense, która ma pomóc zapewnić wyższą żywotność baterii poprzez cztery określone tryby optymalizacji baterii.

Co w zestawie?

Acer podkreśla swoją ekologiczność od momentu rozpakowania sprzętu. To w większości papier z recyklingu, który na dodatek można powtórnie wykorzystać — złożyć lub rozłożyć do różnych zastosowań. Producent sugeruje na przykład, aby wewnętrzną przegrodę przekształcić w podstawkę pod laptopa. Z kolei torba chroniąca laptop w czasie transportu wykonana została w całości z poliestru z recyklingu.

Ale pozostawmy na chwilę ekologię i przejdźmy do zawartości, która faktycznie się nam przyda. Tutaj znajdziemy wyłącznie kabel sieciowy zakończony popularną koniczynką (CL-67) oraz zasilacz z kabel USB-C o mocy 65 W.

Budowa – z zewnątrz

Pod względem wizualnym, rozmieszczenia portów, zastosowanej klawiatury i touchpada, Aspire Vero (AV15-52) bazuje na innym urządzeniu producenta, modelu Aspire 5. Różnica leży w zastosowanych materiałach, czyli plastiku z recyklingu. Laptop ma jasnoszary kolor z licznymi żółto-beżowo-szarawymi plamkami. Zdecydowanie jego obudowa — jej wygląd i struktura — są jedyne w swoim rodzaju.

Może wynika to ze składu tworzywa (tj. jest efektem ubocznym zastosowania różnobarwnego granulatu), ale możliwe, że jest to celowy zabieg, który ma zwiększyć oryginalność obudowy. Choćby dlatego, że obok recenzowanej wersji Cobblestone Grey Acer przygotował dwa dodatkowe warianty kolorystyczne obudowy, w których zestaw plamek uzyskuje zupełnie inne tonacje. I tak Aspire Vero w wersji Mariana Blue jest granatowy kolor i ma plamki w niebieskim kolorze, podczas gdy Starry Black jest czarny z jasnymi plamkami. Ale kto wie, może to zasługa odpowiedniej (kolorystycznej) segregacji plastiku?

Czy jest to ładne? W pracy usłyszałam wiele komentarzy na temat wyglądu recenzowanego Vero — niektórym się podobał (choć bez entuzjazmu), innym kojarzył z… papierem ściernym. Tym bardziej, ze powierzchnia obudowy nie jest gładka, ale lekko chropowata. To oczywiście rzecz gustu, ale mogę stwierdzić jedno — wnosi coś nowego do świata notebooków. Dodatkowo wydaje się trwała i nie widać na niej absolutnie żadnych zabrudzeń. Podobają mi się też jaskrawożółte elementy dekoracyjno-praktyczne, to znaczy wstawki przy zawiasach oraz stopki.

Na spodniej części laptopa, w pobliżu bocznych krawędzi zauważymy też otwory dwóch głośników, które podczas pracy urządzenia są skierowane w dół. Sama jakość dźwięku jest po prostu przeciętna — głośniki są dość ciche i oferują mało bogate brzmienie. Do obejrzenia serialu z Netflixa czy wideo na YouTube będą wystarczające — ale jednak oczekiwałam czegoś lepszego.

Spójrzmy teraz, co znalazło sie na zewnątrz – ale na krawędziach. Z frontu widać dość subtelny (wygrawerowany) napis z nazwą serii oraz wcięcie, które ułatwia otworzenie komputera jedną ręką. Po lewej stronie mamy uniwersalne gniazdo ładujące (w formie bolca), gniazdo sieciowe (RJ-45), HDMI, dwa porty USB-A oraz USB-C, które posłuży do podłączenia ładowarki. Z kolei na prawej krawędzi znalazło się gniazdo bezpieczeństwa Kensington, do tego port USB-A, gniazdo audio i dwie niewielkie diody. Brakuje tu tylko czytnika kart pamięci.

Słuszne wymiary i duży ekran sprawiają, że Aspire Vero nie sprawdzi się najlepiej w pracy mobilnej. Noszenie na co dzień w plecaku niemal 2-kilogramowego urządzenia było odczuwalne — zwłaszcza gdy na co dzień posługuję się 13-calowym ultrabookiem. Średnio też pracuje się z nim na kolanach lub w łóżku — to po prostu sprzęt, z którym najlepiej obcować przy biurku.

Budowa – wnętrze

Pokrywę notebooka można, dzięki niewielkiemu zagłębieniu, otworzyć nawet jedną ręką — trzeba jednak zwrócić uwagę, że podstawa na chwilę uniesie się wtedy do góry. Maksymalny kąt otwarcia to około 130 stopni — nie miałam problemu, żeby ustawić ekran pod takim kątem, by było wygodnie oglądać filmy, grać czy pisać teksty — jak choćby tę recenzję.

Wewnątrz naszym oczom ukazuje się 15,6-calowy ekran otoczony czarną ramką, a także panel roboczy wraz z touchpadem i klawiaturą. I ramka, i klawiatura mają podobno spory dodatek plastiku z recyklingu, ale ich powierzchnia jest gładka, a kolor tradycyjny — czarny. Nie są one jednak najszczuplejsze.

Ekran o typowej rozdzielczości Full HD jest matowy i daje wystarczającą powierzchnię roboczą i do pracy, i do rozrywki. Na pewno jego jakość nie będzie wystarczająca dla najbardziej wymagających graczy i osób pracujących profesjonalnie z grafiką i wideo (przede wszystkim ze względu na niedostateczne pokrycie przestrzeni barwowych), ale świetnie sprawdza się za to w zastosowaniach domowych i biurowych. Niestety nie jest zbyt jasny — praktycznie cały czas ustawiałam go na 100% jasności. Tym bardziej nie ma mowy, aby korzystać z niego w terenie, a już na pewno w słońcu. Na górnej ramce znalazła się ponadto kamerka Full HD, która sprawdza się podczas wideorozmów na Teams czy Google Meet.

Sama klawiatura ma typowy układ i każdy klawisz jest tu odseparowany od pozostałych. Klawisze są niskie i mają miękki, ale wyraźny skok — poczyniłam przy jej pomocy wiele tekstów i jedyne, co mi przeszkadzało, to zwężone klawisze po prawej stronie od spacji (zwłaszcza Alt i Ctrl), mniejsze od standardowych kursowy oraz zwężony blok numeryczny. Nie ukrywam, że czasem mnie to irytowało, choć pewnie z czasem bym się do tego układu przyzwyczaiła…

Klawisze są czarne i mają białe oznaczenia w lewym górnym rogu. Warto dodać, że producent nieco inaczej wystylizował dwa z nich, „E” i „R”. Jak sugeruje producent, odnosi się to do hasła Reduce, Reuse & Recycle i ma być wezwaniem, tudzież zachętą, do ekologicznych działań. Trzeba jeszcze napisać kilka słów o podświetleniu klawiatury, które jest białe i niekonfigurowalne — można je tylko włączyć albo wyłączyć, ale nie da się ustawić jego intensywności.

Nad klawiaturą, praktycznie na granicy zagięcia obydwu paneli, widać szereg otworów, którymi na ekran jest wydmuchiwane ciepło z wnętrza urządzenia (odpowiadają za to dwa wentylatory, składające się na układ chłodzenia).

Touchpad jest naprawdę duży, a jego dolna część zawiera nieoznaczone, klikalne pola, których naciśnięcie wymaga nieco siły. W działaniu jest precyzyjny, obsługuje też gesty — i naprawdę trudno się tutaj do czegokolwiek przyczepić.

W obrębie touchpadu znalazł się niewielki skaner linii papilarnych, który ani nie pasował mi pod względem lokalizacji, ani pod względem działania. Znalazło się bardziej po lewej, niż po prawej stronie — dla osoby praworęcznej to nie najszczęśliwsze miejsce, by szybko sięgnąć i odblokować urządzenie. Znacznie sensowniejsze byłoby umieszczenie go w przycisku zasilania albo gdzieś po prawej stronie. Do jego umiejscowienia mogłabym się przyzwyczaić, ale bardziej doskwierał jego brak skuteczności — może to kwestia jego jednostkowego egzemplarza. Niemniej najszybszym rozwiązaniem tego problemu było po prostu wpisywanie PIN-u podczas logowania do systemu.

Nie znajdziecie tu żadnych naklejek typu Intel Inside — informację o zastosowanym tworzywie PCR i platformie intel evo producent wygrawerował.

Oprogramowanie

Laptop dostarczany jest z Windowsem 11 Home, który osobiście wizualnie i pod względem praktycznym odpowiada mi bardziej od Windowsa 10. Pasek z ikonami można przenieść bliżej lewego narożnik, jeśli komuś przeszkadza centralny układ, odświeżono też menu aplikacji i organizację okien — ta ostatnia funkcja sprawdza się genialnie, gdy pracujemy z wieloma aplikacjami i chcemy je mieć wszystkie widoczne na pulpicie. Sam rozruch systemu trwa niecałe pół minuty, a więc zupełnie poprawnie.

O ile system i jego płynność pracy oceniam pozytywnie, to nie mogę powiedzieć tego samego o zestawie preinstalowanego oprogramowania — zwłaszcza Norton lubuje się w gnębieniu użytkownika wyskakującymi okienkami i komunikatami. Na plus zaliczam natomiast aplikacje dodane przez Acer, zwłaszcza Acer Care Center, która może z powodzeniem zastąpić systemowy panel sterowania oraz Vero Sense, która ma oszczędzać energię w celu wydłużenia żywotności baterii poprzez zastosowanie któregoś z wybranych trybów: Eco+, Eco, Zrównoważony oraz Wydajności.

Wydajność i płynność pracy

Laptop nie miał najmniejszych problemów ze wszelkimi biurowymi zastosowaniami, pracą z dużymi plikami czy całą masą otwartych kart w przeglądarce internetowej. Obejrzałam przy jego pomocy całą masę seriali z serwisu Netflix i Disney+, amatorsko bawiłam się w obróbkę zdjęć, dodatkowo zainstalowałam kilka gier (np. Star Wars: Force Unleashed, kilka tytułów LEGO Star Wars czy Plants vs. Zombies: Battle for Neighborville), dzięki którym Aspire Vero mógł się wykazać przy bardziej wymagających zastosowaniach. I w sumie z większością poradził sobie bez problemu, choć czasem z przycięciami, mniejszą płynnością i przy niższych detalach. Do grania lepiej zdecydować się na laptop gamingowy do 3000 zł.

Albowiem jest w nim moc — i to całkiem porządna. Mocny procesor z 10 rdzeniami, zintegrowana grafika Iris Xe oraz 16 GB pamięci RAM dają sobie radę praktycznie ze wszystkim, co wymyśli użytkownik. Benchmarki pokazują, że praca procesora jest raczej równa — to zasługa nie tylko Intela i7, ale i skuteczności układu chłodzenia, który może nie należy do najcichszych, ale nie dopuszcza do wzrostu temperatury i throttlingu. Nie można lekceważyć Intel Iris Xe, która daje maksimum tego, co jest w stanie dostarczyć zintegrowana grafika.

Zwróćmy jeszcze uwagę na dysk twardy – 1-terabajtowy SSD z obsługą standardu NVMe PCIe. Osiąga dobre wyniki w testach — przekłada się to na satysfakcjonującą szybkość i wydajność notebooka przeznaczonego do zastosowań biurowych i domowych.

Czasy pracy

Przy ustawieniu maksymalnej jasności ekranu i maksymalnej wydajności bateria – podczas grania – wytrzymała zaledwie 2 godziny i 12 minut. Podczas bardziej normalnej pracy (tj. z małym obciążeniem), ze zrównoważonym trybem baterii i podkręconą powyżej połowy jasnością, Aspire Vero uzyskiwał przeciętny czas, wynoszący około 6,5-7 godz. To może być za mało, żeby przetrwać dzień pracy.

Samo ładowanie za pomocą dodanej w zestawie ładowarki zajmuje około półtorej godziny — tyle trzeba by mieć solidne 90% — a dwadzieścia minut więcej, by dobić do 100%.

Podsumowanie

Acer zaprezentował naprawdę niezły średniopółkowy model, w którym ekologia nie wiąże się z oszczędzaniem na jakości i mocy. Aspire Vero ma kilka mocnych punktów, ale też kilka obszarów, które można poprawić w przyszłych modelach z tej linii. Niemniej podoba mi się droga, którą podąża ta ekologiczna seria i jestem ciekawa, jak będzie wyglądać jej ewolucja.

Motyw