netflix american son

Netflix w końcu skupi się na jakości filmów, a nie ich ilości?

5 minut czytania
Komentarze

Netflix cały czas próbuje reagować na ostatni exodus swoich subskrybentów. Według najnowszych doniesień serwis streamingowy chce zrezygnować z taśmowej produkcji filmów.

Netflix stawia na jakość. Nareszcie!

reklamy netflix

Netflix w pierwszym kwartale 2022 zanotował spadek cen akcji i przede wszystkim utratę aż 200 tys. subskrybentów. Serwis spodziewał się w tym okresie wzrostów. Dodatkowo na drugi kwartał 2022 prognozowane są jeszcze większe spadki. To pierwszy raz, gdy Netflix jest na minusie, w związku z czym kierownictwo platformy szuka powodów takiego stanu rzeczy. Kolejne powody to m.in. rosnąca konkurencja, która nie śpi (HBO Max czy Disney+ co chwila dostarczają masę interesujących premier filmowych i serialowych, o których mówi cały świat), oraz dzielenie się kontami pośród subskrybentów. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że ludzie zaczynają coraz bardziej tłumnie wracać do kin, a część z nich mogła wykupić subskrypcję, by móc coś oglądać w czasie pandemii.

Koniec współpracy TVP z Netflixem

Ale w tym wszystkim jest trochę za mało uderzenia się w pierś i przyznania, że nie wszystko w Netfliksie działa dobrze. Jakiś czas temu firma wystosowała do swoich pracowników list, w którym oznajmiła, że jeśli ktoś czuje się oburzony czy urażony jakąś produkcją serwisu przy której pracuje, to może albo to przemilczeć albo się zwolnić. To był pierwszy sygnał ku temu, że Netflix przez lata za bardzo starał się być poprawny politycznie, co mogło być jedną z przyczyn odejścia 200 tys. klientów. Innym, ważniejszym powodem, który może być przyczyną rezygnacji tak dużych ilości ludzi z subskrypcji jest po prostu słaba jakość produkcji Netfliksa. Serwis wabi miliony ludzi unikalnymi treściami z czego w praktyce okazuje się, że większość z nich to strata czasu. Naprawdę dobre filmy (rozrywkowe i te z bardziej ambitnego repertuaru) z metką Netflix Original to rzadkość w tym serwisie. Przez lata platforma ta wypuszczała w świat produkcje klasy B i C i szczyciła się ilością. Oraz tym ile pieniędzy na nie wydaje. Na pojedyncze duże premiery filmowe z największymi gwiazdami Hollywood Netflix potrafi wydać iście hollywoodzkie budżety sięgające nawet 150 mln dol. Nadchodząca premiera serwisu – planowany na 22 lipca 2022 film „The Gray Man” reżyserowany przez braci Russo kosztuje aż 200 mln dol.

I przez lata PR Netfliksa skupiony na chwaleniu się ilością oraz wielkością budżetów działał na wyobraźnię widowni. Przynajmniej tak się wydawało włodarzom serwisu. Przyznaję, na samym początku mając takie zasoby łatwo zrobić wrażenie, że oferuje się wysokiej jakości produkty mogące konkurować z największymi studiami Hollywood. Problem przychodzi, gdy miliony użytkowników zaczynają się orientować, że to wszystko puste obietnice, gdyż prawie każdy film Netfliksa to klapa. Klapa za 150 mln dol. to jednak cały czas klapa. Tutaj budżet się nie liczy. Co z tego, że taka „Czerwona nota” kosztowała olbrzymie pieniądze a w obsadzie są Ryan Reynolds. Gal Gadot i Dwayne Johnson skoro sam film jest słaby? Jasne, obejrzał się znakomicie, ale kto tak naprawdę zbada po jakim czasie ludzie przestali go oglądać bo się im nie podobał?

Serwisy streamingowe to nie telewizja, tutaj oglądalność ma znaczenie drugorzędne. Zresztą wystarczy spojrzeć na Top 10 najchętniej oglądanych filmów Netfliksa w historii (większość z nich to marne pozycje) i dodać do tego równania wspomniany wyżej spadek subskrypcji, by dojść do wniosku, że ludzie odchodzą, bo nie podoba im się to, co oglądają.

Przeczytaj także: Najpopularniejsze filmy w historii serwisu Netflix – oglądaliście je wszystkie?

A o tym, że filmy Netfliksa są słabej jakości fama niesie się od lat, tyle że do tej pory, kiedy serwis notował wzrosty roku po roku, nikt z włodarzy się tym nie przejmował. Dopiero teraz, gdy kierownictwo zauważyło niepokojące sygnały, ktoś na górze zaczął się zastanawiać.

Lepiej późno niż wcale?

the adam project ryan reynolds

Według informatora serwisu „The Hollywood Reporter” Netflix zamierza poważnie ograniczyć wydawanie ogromnych pieniędzy na filmy. Do tej pory można było odnieść wrażenie, że firma trochę szastała pieniędzmi na lewo i prawo. Teraz Netflix chce bardziej rozsądnie zarządzać swoimi budżetami. Osobiście od samego początku widziałem w tym ogromne ryzyko. Serwisy streamingowe nie zarabiają na siebie per film tak jak kina oraz studia filmowe, które dzielą się zyskami ze sprzedaży biletów na dany tytuł. Tym bardziej, gdy serwis ewidentnie nie patrzył na jakość swoich produkcji, tylko mierzył w dostarczanie ich w dużych ilościach, by nieustannie przyciągać do siebie potencjalnych klientów. Według doniesień nowy model Netfliksa ma zakładać tworzenie lepszych filmów, poprzez zwracanie większej uwagi na ich jakość. Zamiast dwóch filmów za 10 mln dol., robionych na szybko serwis będzie stawiać raczej na jeden dobry film za 20 mln dol. Wielkie blockbustery nadal będą mieć swoje premiery na platformie, ale rzadziej. Nie będzie już też raczej inwestowania 170 mln dol. w takie wątpliwe pod kątem finansowym projekty jak np. „Irlandczyk”.

Tak mniej więcej ma się kształtować nowa filozofia platformy. Brzmi rozsądnie. Na tyle rozsądnie, że każdy szanujący się serwis powinien tę filozofię wyznawać od początku, a nie po latach, gdy nagle zaczął tracić widzów. Szkody wyrządzone tym nieumiejętnym zarządzaniem pieniędzmi są dla Netfliksa o wiele poważniejsze i być może trudniejsze do zniwelowania niż się wszystkim wydaje. Przez lata serwis ten wypracował sobie „markę” miejsca gdzie dostępne są kiepskie filmy (z serialami jest lepiej, ale też tak naprawdę szału nie ma bo na palach dwóch rąk można policzyć naprawdę dobre serie Netfliksa). Teraz, gdy rynek streamingowy zrobił się względnie nasycony (by nie powiedzieć trochę ciasny) ludzie mają wybór, a opinii o złych filmach Netfliksa nie da się wymazać w dwa dni ani dwa miesiące. Oczywiście, lepiej późno niż wcale, ale oby nie okazało się to wszystko jednak za późno.

Motyw