idris elba james bond

Idris Elba jednak zagra Jamesa Bonda?

6 minut czytania
Komentarze

Najnowsze badania rynkowe udowadniają, że publiczność jest gotowa na to, by Idris Elba wcielił się w agenta 007.

Idris Elba jako James Bond

idris elba luther

O tym, że Idris Elba jest pośród najpoważniejszych kandydatów na agenta Jej Królewskiej Mości mówi się od lat. Już po premierze filmu „Spectre” w 2015 roku, który miał wówczas być ostatnim filmem z Danielem Craigiem jako Jamesem Bondem, Elba znajdował się w na szczycie listy aktorów typowanych do tej roli. W zeszłym roku, po premierze „Nie czas umierać”, który był definitywnym pożegnaniem Craiga z rolą agenta 007, przeprowadzono badania rynkowe. Z początku Idris Elba typowany był na przeciwnika Bonda w kolejnej odsłonie serii, ale obecnie studio pracujące na kontynuacją zdaje się powracać do idei Elby jako Jamesa Bonda.

Idris od dawna rozmawiał o roli w następnej inkarnacji historii Jamesa Bonda, a w zeszłym roku rozważano dla niego rolę antagonisty. Jednak rozmowy wokół roli głównej rozpoczęły się ponownie, gdy producenci, po przeprowadzeniu badan rynkowych, zdali sobie sprawę, jak popularny byłby to wybór pośród odbiorców. Zajmował wysokie miejsce wśród zróżnicowanej grupy miłośników kina zaproszonych do udziału w badaniu. Nie chcieli widzieć w nim przeciwnika Bonda, chcieli go jako bohatera.

podało źródło cytowane przez The Sun.

Konkurentami Idrisa Elby do roli Bonda są obecnie Henry Cavill, Tom Hardy, Richard Madden i Tom Hiddleston. Elba jest więc jedynym czarnoskórym aktorem branym pod uwagę, co też związane jest z tym w jakim kierunku chcą pójść producenci serii z postacią Bonda. Zmiana koloru skóry, czy się to komuś podoba czy nie, to nie jest zmiana „kosmetyczna”. Biały i czarny James Bond to byłyby zupełnie inne postaci – z innymi korzeniami, otoczeniem społecznym, stylem bycia. Nie chodzi tu o to, czy to dobrze czy źle, tylko bardziej o to, czy producenci chcą zmienić tę postać, czy jednak wolą by James Bond pozostał mniej więcej taki, jaki był do tej pory. Może właśnie przyszedł czas na zmianę?

Idris jest wspaniałym aktorem. Przyjaźnimy się z nim i bardzo go cenimy. Wybór nowego Jamesa Bonda jest jednak szalenie trudną decyzją. Chodzi o kierunek, w jakim pójdzie franczyza na kolejne lata. To duża odpowiedzialność

– tak na ten moment odpowiada producentka serii o Bondzie, Barbara Broccoli.

Czy Idris Elba w roli Jamesa Bonda to dobry trop?

Osobiście widzę jednak pewnie problem w tym, że znane, lubiane i często kultowe postaci w popkulturze przechodzą „zmianę koloru skóry”. I nie chodzi mi tu o żaden rasizm, bo jeśli moje myślenia ktoś określi jako rasistowskie, to tak samo można określić tych, którzy domagają się by Bonda zagrał koniecznie czarnoskóry aktor. Są pewne postaci, które na zawsze wdrukowały się w świadomość masową, wraz z tym jak wyglądają. Nagła zmiana ich wyglądu czy korzeni kulturowych, która sprawia, że jest to zupełnie kto inny, wydaje mi się po prostu poprawnym politycznie zabiegiem marketingowym. Oczywiście, że Idris Elba chce zagrać Bonda, bo każdy aktor wie, że ta rola to żyła złota. Kto wiec powiedziałby, że nie chce zagrać jednej z najbardziej kultowych postaci w historii popkultury i dostawać gażę idącą w dziesiątkach milionów dolarów i to zapewne za co najmniej kilka filmów?

Oczywiście, że Idris Elba jest znakomitym aktorem, być może jednym z najlepszych swojego pokolenia. Ale też ma już obecnie na karku 50 lat. To nie jest dobry wiek na rozpoczęcie przygód jako James Bond. Daniel Craig gdy zaczynał w tej roli miał lat 37. To jednak spora różnica. Obecnie jest po 50-tce i mimo świetnej formy to jednak wiek robi swoje i był już o wiele wolniejszy i bardziej ociężały w „Nie czas umierać”. Zresztą nie było w tym filmie nadmiernie dużo scen akcji, a już na pewno nie tak imponujących inscenizacyjnie jak pościg w Madagaskarze z „Casino Royale”. Zapewne właśnie ze względu na ograniczenia wiekowe Craiga.

Nie jestem też pewnie czy w ogóle zatrudnianie znanych aktorów, już bez względu na kolor skóry, do roli Jamesa Bonda to dobry pomysł. Dotąd Bondami byli przeważnie niezbyt znani aktorzy, którzy właśnie dzięki roli w serii o 007 stawali się sławni. Idris Elba może nie jest gwiazdą pierwszoligową, ale większość fanów kina i seriali zna go z licznych produkcji, od „The Wire” i „Luthera” po „Prometeusza”, a grywał także epizodyczne role w filmach Marvela. Tak więc, by być uczciwym, uważam, że kandydatury Toma Hardy’ego, Toma Hiddlestone’a i przede wszystkim Henry’ego Cavilla, który jest i Supermanem i Wiedźminem, również nie powinny być brane pod uwagę.

Od zawsze uważam, że walka z dyskryminacją ze względu na kolor skóry czy płeć w branży filmowej powinna polegać na tworzeniu ciekawych ról i postaci, które mają szansę stać się kultowymi stojąc na własnych nogach, a nie podpierając się dorobkiem istniejących już wcześniej bohaterów. Tym bardziej, że jeśli Idris Elba ostatecznie otrzyma rolę Bonda, będzie ten fakt wykorzystywany właśnie w kontekście rasowym, m.in. do głoszenia tego, jaka to wielka szansa dla społeczności aktorów czarnoskórych. Wydaje mi się, że większą siłę miałaby postać, która od początku została stworzona jako czarnoskóra, wystarczy tutaj powołać się na przykład Czarnej Pantery i tego jak wielki ten film, a wcześniej komiks, miał wpływ kulturowy na masową publikę.

Poza tym wszystkim, dla mnie Idris Elba na zawsze pozostanie Lutherem. Nigdy więc nie przyzwyczaję się do tego, że mógłby on być też Jamesem Bondem. Jak pisałem wyżej, do tej roli potrzebny jest dobry, ale względnie nieznany aktor, taki który nie jest kojarzony już z żadną inną znaną marką ani postacią. Jeśli jednak Idris Elba ostatecznie zagra agenta 007, to na pewno nie zbojkotuję tego filmu. Jak również wspominałem wyżej, to znakomity aktor i z pewnością zagrałby tę postać z głębią jakiej dotąd nie miała. Tylko właśnie, czy byłby to James Bond do jakiego przywykły kolejne pokolenia fanów? A może dzisiejsza widownia oczekuje, by Bond przeszedł przemianę?

Motyw