Schody HBO Max recenzja

Schody od HBO Max – recenzja niejednoznaczna, bo taki był ten serial

6 minut czytania
Komentarze

Serial Schody dobiegł końca, więc ta recenzja będzie już kompletna. HBO Max po raz kolejny udowodniło, że potrafi tworzyć treści, które przyciągają do ekranu, choć na tym może dziać się stosunkowo niewiele. Historia opowiedziana w Schodach zostanie z widzami na dłużej, ale ci zostaną także z wieloma… pytaniami.

Serial Schody – recenzja dzieła, którego nie da się ocenić

Schody serial HBO Max

Nie wiem jak nasi czytelnicy, ale ja zawsze mam problem, jeżeli przychodzi do oceny czegokolwiek, co stworzone zostało na podstawie prawdziwych wydarzeń. Tutaj na fabułę zawsze trzeba patrzeć w trochę inny sposób, niż w przypadku filmów czy seriali, które powstają w całości w głowach scenarzystów. Tam można narzekać na niektóre rozwiązania fabularne czy nieścisłości, ale w przypadku produkcji opierających się na prawdziwych wydarzeniach, sprawy się komplikują.

Wydarzenia, które wyglądają na nieprawdopodobne, nagle są przecież czymś, co się faktycznie zdarzyło. I tak jest trochę w przypadku serialu Schody. Produkcja HBO Max skupia się na procesie, który miał wyjaśnić śmierć Kathleen Peterson oraz pokazuje, co działo się z rodziną oskarżonego o zabójstwo Michaela. I czy dostajemy jednoznaczną odpowiedź na to, co się wydarzyło? Nie, ale w przypadku Schodów, działa to na korzyść całej produkcji.

O czym tak naprawdę opowiada serial Schody?

O samej fabule serialu Schody pisałem już przy okazji recenzji pierwszych odcinków, ale warto raz jeszcze ją nakreślić. Wszystko zaczyna się od tego, że Michael Peterson (Colin Firth) dzwoni pod numer alarmowy i twierdzi, że jego żona Kathleen (Toni Collette) miała wypadek na schodach. Policja, która pojawia się na miejscu ma jednak odmienne zdanie na ten temat. Michael oskarżony zostaje o morderstwo i rusza jeden z najgłośniejszych procesów, który miał miejsce w Stanach Zjednoczonych.

Schody Staircase HBO Max

Jednocześnie twórcy serialu pokazują kilka perspektyw całej tej sprawy. Widz towarzyszy zarówno Michaelowi, jak i jego rodzinie, która musi zmierzyć się z mediami, ostracyzmem lokalnej społeczności, a wreszcie i przeszłością głównego oskarżonego. Serial Schody nie pokazuje nam całej historii, a przynajmniej nie robi tego w sposób linearny. Twórcy przeskakują między wątkami i praktycznie od samego początku znamy finał historii, a przynajmniej jej najważniejszy punkt.

Trudno więc mówić tutaj o ogromnych emocjach, które nie pozwalają nam jako widzom usiedzieć na miejscu. Schody to powolna i poszatkowana historia, która zaczyna nabierać rumieńców dopiero po tym, jak obejrzy się całość. Pod warunkiem, że nie znało się faktycznego przebiegu wydarzeń. Oczywiście pod stwierdzeniem „faktycznego przebiegu wydarzeń” mam na myśli zapis z różnego rodzaju artykułów, filmu dokumentalnego czy nawet stron Wikipedii. Nawet po obejrzeniu całego sezonu tego mini serialu, nikt nie będzie w stanie bowiem powiedzieć, co faktycznie zdarzyło się na schodach domu Petersonów pamiętnej grudniowej nocy 2001 roku. I tym serial Schody mnie „kupił”.

Osiem odcinków od HBO, a chciałoby się więcej

Schody HBO Max

Czy serial Schody mógłby być dłuższy? Osobiście chętnie obejrzałbym jeszcze dwa, trzy odcinki, które rozwinęłaby wątki ledwie zarysowane w Schodach. Chodzi głównie o sam pobyt Petersona w więzieniu i to, jak rodziła się więź między nim, a Sophie (Juliette Binoche). Rozumiem jednak zamysł twórców, którzy nie chcieli dłużej przeciągać całej opowieści. Schody nie są bowiem klasycznym serialem, który dobrze ogląda się siedząc z paczką chipsów na kanapie. Wymaga on większego skupienia i uważności. W ten sposób można nie tyle zżyć się z bohaterami, co faktycznie poczuć ich… smutek. Problemy, poczucie alienacji i bezsilności atakują widzów praktycznie w każdej minucie Schodów.

Nawet sceny, kiedy spoglądamy na szczęśliwe momenty z życia całej rodziny, podskórnie czujemy, że to wszystko jest jakiegoś rodzaju kłamstwem. Im więcej odcinków widzieliśmy, tym większy mętlik pojawia się w naszych głowach. Twórcy serialu prezentują różne wersje wydarzeń, które przedstawiał sam Peterson, ale także i jego obrońcy, a potem sama Sophie. Patrząc na to, jak obrazowo zaprezentowano to w serialu, można się parę razy mocno przerazić. Wizje śmierci Katheelen są tak obrazowe i przekonywujące, że trudno ocenić, która z nich jest prawdziwa. Upadek, morderstwo czy nawet… atak sowy. I choć to ostatnie brzmi absurdalnie to w serialu pokazano wydarzenia w taki sposób, że można w nie uwierzyć.

I co chyba ważniejsze, twórcy wbrew temu co widzieliśmy w pierwszych odcinkach, nie starają się wybielić żadnej z postaci. Pokazują po prostu ich życie, ze wszystkimi jego „zakrętami” nie oszczędzając przy tym nikogo. To sprawia, że widz sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy proces Petersona był sprawiedliwy i czy faktycznie lata spędzone w więzieniu mu się należały. Ja na to pytanie nie potrafię udzielić odpowiedzi, ale po obejrzeniu finałowego odcinka Schodów wiem, ze o całej tej historii będę jeszcze długo myślał. Podobne odczucia miałem po obejrzeniu serialu dokumentalnego Staircase (dostępny na Netflix), który reżyserował Jean-Xavier de Lestrade. Oczywiście ten wątek także w serialu HBO Max jest poruszany i odgrywa bardzo ważną rolę w całej opowieści.

Czy warto obejrzeć serial Schody od HBO Max?

Schody Colin Firth

Schody to faktyczna historia upadku człowieka. Można to zdanie rozpatrywać w sposób dosłowny, ale i metaforycznie. Wątki bardzo dobrze zazębiają się w finałowym odcinku, gdzie nawet małe i z pozoru nieznaczące sceny z poprzednich epizodów, okazują się wyjątkowo znaczące. W Schodach nie ma niepotrzebnych scen, choć oglądając serial odcinek po odcinku można było miejscami mieć czasem takie poczucie. Nie wiadomo, komu można tutaj wierzyć, a kto kłamie. Dostajemy obraz rodziny, która została naznaczona już na zawsze. Twórcy serialu pokazują nam jedynie wycinek z tego, z czym musieli się zmierzyć i z czym dalej się mierzą. Gdyby nie to, że za scenariusz Schodów posłużyło niejako samo życie, ten serial odbierałoby się zupełnie inaczej. Nie da się go jednoznacznie ocenić, ale ja odbieram to jako zaletę. Bardzo dobrze poprowadzony scenariusz, doskonała gra aktorska i przede wszystkim ta niejednoznaczność sprawia, że Schody to kolejny majstersztyk od HBO. A ostatnie sekundy finałowego odcinka to już prawdziwe mistrzostwo.

Motyw