Przechwycenie Netflix recenzja

Recenzja Przechwycenie – film rodem z VHS-ów, a i tak stał się hitem na Netflix

5 minut czytania
Komentarze

Przechwycenie (Interceptor) to ostatni hit od Netflix, a potwierdza to pierwsze miejsce na liście TOP 10 platformy. Przynajmniej w Polsce nowy film stał się hitem, a nawet jeżeli nie nim, to najczęściej oglądaną produkcją ostatnich dni. I patrząc na to, trudno się w ogóle odnieść do komentarzy, które mówią o tym, że Netflix powinien stawiać na jakość, ponieważ inaczej nikt ich produkcji oglądał nie będzie. Wygląda bowiem na to, że wystarczy logo platformy, a film z miejsca staje się hitem i to niezależnie od jakości.

Recenzja Przechwycenie od Netflix – akcyjniak rodem z lat 80.

Przechwycenie Netflix recenzja

Matthew Reilly jest dość popularnym pisarzem, który zaczynał od fantastyki naukowej, ale „romansował” także z sensacją czy thrillerem. I teraz Reilly do swojego CV może dopisać także pozycję „reżyser”, ponieważ to on odpowiada za film Przechwycenie. Zresztą przy pracach nad scenariuszem także uczestniczył, co biorąc pod uwagę jego pisarską karierę, nie jest niczym zaskakującym. I tak wypadł ten reżyserski debiut? Niestety, ale nie najlepiej. Być może Przechwycenie odbierałoby się inaczej, gdyby produkcja pojawiła się na rynku jakieś dwadzieścia lat temu, ale dziś nie wzbudza już żadnych emocji. Szkoda, ponieważ zapowiadało się naprawdę nieźle.

Zanim przejdę do wniosków, zajmę się chwilę samą fabułą. Ta nie należy do przesadnie skomplikowanych, ale też nie trzeba od filmów akcji wymagać zbyt wiele. Otóż Przechwycenie praktycznie w całości dzieje się w jednym miejscu – stacji, której zadaniem jest obrona Stanów Zjednoczonych przed atakiem nuklearnym. Jednostka wojskowa ma za zdanie przechwytywać, czyli tak naprawdę niszczyć, lecące w stronę USA rakiety przenoszące ładunek. Na stacji pojawiają się terroryści, którzy chcą ją przejąć, by zaatakować USA. I to właściwie cała fabuła, ponieważ Przechwycenie nie dodaje tutaj nic więcej. Jeżeli ktoś czekał na jakiś zwrot akcji, to będzie srogo zawiedziony. Historia idzie jak po sznurku i po drodze odhaczane są wszystkie punkty, które w filmach akcji należy odhaczyć. Uwaga będzie trochę spoilerów z filmu, więc jeżeli zamierzacie go jeszcze obejrzeć, to czujcie się ostrzeżeni.

Przechwycenie – dzieje się dużo, ale wszystko nie ma sensu

Jest taka scena w Szklanej pułapce, gdzie na początku terroryści przyjeżdżają do Nakatomi Plaza i wysiadają z pustej ciężarówki. Pod koniec filmu z tej samej ciężarówki wyjeżdża ambulans, ale mało kto zauważył ten błąd, ponieważ cały film napakowany był po brzegi wydarzeniami, które przyciągały uwagę widza. I co ważniejsze, były w dużej mierze prawdopodobne lub dobrze umocowane w całej historii. Terroryści mieli swój plan i realizowali go tak, jak przystało na profesjonalistów. Tymczasem w Przechwyceniu terroryści wyglądają na takich, którzy opracowywany przez ostatnie 6 lat plan, trochę skłamali i tak naprawdę wymyślili go podczas przerwy na kawę. Nawet jeżeli trochę nad nim „kombinowali”, to już niestety jego egzekucja przebiegła wyjątkowo marnie.

Przechwycenie film Netflix

Największą bolączką wielu filmów akcji jest… główny bohater, a raczej to, że on musi przeżyć. W przywołanej wcześniej Szklanej pułapce terroryści robili wszystko, by się go pozbyć, a w Przechwyceniu trochę o tym zapomniano. I żeby mocniej to podkreślić, to owi terroryści nie wahali się, by wymordować wszystkich obecnych na stacji, by osiągnąć swój cel. Wszystkich oprócz głównej bohaterki, której nie zabili ponieważ… nie. Mieli do tego doskonałą okazję, środki oraz możliwości, ale wtedy Przechwycenie skończyłoby się za wcześnie. Co więcej, nasza bohaterka nie była dla terrorystów żadną wartością. Nie broniła dostępu do tajnych kodów uniemożliwiających przechwycenie rakiet. Po prostu była potrzebna fabularnie, by film się skończył. Dodajmy do tego kwas, który rozpuszcza tylko wybrane rzecz (np. broń, ale już nie człowieka czy podłogę) czy laptopa, który w dziesięć sekund łączy się z supertajnym oprogramowaniem wojskowym. Nasza główna bohaterka musi też przez sporą część filmu wykorzystywać tylko jedną rękę i odnoszę wrażenie, że nawet Spider-Man nie potrafiłby zrobić tego, co zrobiła ona.

Netflix stawia na kobiece postaci

Przechwycenie Netflix recenzja

Oglądając Przechwycenie nie trudno zauważyć, że Netflix starał się tutaj stworzyć silną, kobiecą postać. JJ Collins (Elsa Pataky) od samego początku była budowana w taki sposób, by widz nie miał żadnych wątpliwości, jak wiele musiała przejść, by znaleźć się na swoim miejscu. Zniszczona kariera wojskowa, wyciągnie na wierzch tego, co Collins robiła w przeszłości i docinki na każdym kroku. Jednocześnie Collins nigdy się nie poddaje, więc od początku wiemy, jak skończy się cała historia. Tutaj jednak twórcy trochę przedobrzyli, choć chcieli dobrze. Niektóre sceny walki wypadają tragicznie i zamiast scen wbijających w fotel otrzymujemy coś, co nadawałoby się do taniego serialu.

Aktorsko Przechwycenie też nie wypada najlepiej. Elsa Pataky robiła co mogła, by uwiarygodnić graną przez siebie postać, ale kiepsko napisane dialogi skutecznie jej to utrudniały. Luke Bracey jako Alexander też miał trudne zadanie, ponieważ jego motywacje jako terrorysty, zostały mocno naciągnięte. Dodajmy jeszcze tak proste zagrania jak to, że szowinistyczny facet musi mieć „wąsa” i koniecznie zachowywać się jak burak na każdym kroku. Nie mówiąc już o całym sztabie dowodzącym, który ogranicza się do tego, że ich jedynym pomysłem na rozwiązanie sytuacji jest zatrudnienie kogoś od… teorii gier.

Recenzja Przechwycenie – oglądać czy nie oglądać?

Przechwycenie Netflix recenzja

Przechwycenie mogło być dobrym kinem akcji, ale niestety nie jest. Owszem, film można obejrzeć „z nudów” i tylko czasem zgrzytać zębami, ale lepiej poświęcić czas na inne produkcje. Ciekawostką może być gościnne pojawienie się na ekranie Chrisa Hemswortha, który jest mężem Pataky. Przechwycenie nie broni się jako film akcji zbyt dobrze. Całości nie ratują nawet całkiem w porządku efekty specjalne. Mogę zagwarantować Wam, że równie szybko zapomnicie o tym tytule, jak go obejrzycie. Zdecydujcie sami, czy faktycznie warto – ja odradzam.

Motyw