zaginione miasto film recenzja 2022

Zaginione miasto – kino przygodowe z kobiecym pierwiastkiem

4 minuty czytania
Komentarze

Sandra Bullock i Channing Tatum zabierają nas w podróż na rajską Dominikanę. Czy film „Zaginione miasto” oferuje jednak coś więcej niż ładne widoki?

Zaginione miasto – opis fabuły filmu

zaginione miasto film 2022

Główną bohaterką „Zaginionego miasta” jest pisarka niezbyt ambitnych romansideł dla kobiet, Loretta (w tej roli Sandra Bullock). W momencie premiery jej najnowszej książki zostaje ona nieoczekiwanie…porwana.  Za tym niecnym czynem stoi Abigail Fairfax (Daniel Radcliffe) – pochodzący z zamożnej rodziny biznesmen, który wierzy, że Loretta jest w stanie mu pomóc w znalezieniu starożytnego skarbu ukrytego w zaginionym mieście, które zostało opisane w ostatniej powieści naszej bohaterki. Na ratunek Loretcie wyrusza jej znajomy, który jest… modelem (Channing Tatum) występującym na okładkach jej książek.

Zaginione miasto – udane kino przygodowe i komedia w jednym?

„Zaginione miasto” jest filmem, któremu wiele może ujść na sucho. To w gruncie rzeczy komedia z silnie zaznaczonymi elementami przygodowymi. Coś w stylu „Miłość, szmaragd i krokodyl” (które z kolei było mocno inspirowane serią „Indiana Jones”). Nie należy podchodzić do elementów fabuły tego filmu zbyt na serio, aczkolwiek mimo wszystko uważam, że scenarzyści mogli się bardziej wysilić.

To, że dany film jest komedią nie oznacza, że punkt wyjścia całej fabuły musi być tak bzdurny i kompletnie się nie kleić. Mamy niby uwierzyć, że bajecznie bogaty Fairfax ze wszystkimi swoimi zasobami nie jest w stanie znaleźć nikogo lepszego do poszukiwania zaginionego miasta niż pisarka marnych romansideł, która zamieściła w swojej książce nawiązania do niego? I czemu zostaje od razu porwana? Przecież Fairfax mógł jej wstępnie zaproponować współpracę. Powtarzam, wiem że to jest komedia, ale pretekst dla reszty akcji filmu nie musi być aż takim nonsensem. Wygląda to tak, jakby twórcy potrzebowali jakiegoś katalizatora zdarzeń i nie mieli nic lepszego na myśli. Oceniając każdy film, bez względu na gatunek, wypada zwrócić uwagę na pewnego typu niedbalstwo scenarzystów. W żadnym jednak wypadku to, o czym piszę nie powinno wpłynąć na wasz odbiór tej produkcji.

Przeczytaj także: Sony ciągle tkwi w 2004 roku. Morbius to najbardziej anemiczny film na podstawie komiksów Marvela

Ogólnie rzecz biorąc „Zaginione miasto” okazało się lepsze niż się spodziewałem, ale też ostatecznie jest to przyjemna w obyciu lecz i mocno przeciętna komedia. Problem w tym, że ani elementy komediowe, ani przygodowe nie zachwycają niczym szczególnym. O ile jeszcze pierwsza połowa filmu wydawała się mieć niezłe tempo i chwilami zabawne gagi (przede wszystkim gościnny występ Brada Pitta, który kradnie całe show), tak druga część wypadła zwyczajnie płasko.

zaginione miasto film recenzja

I tu również można mieć uwagi co do tego, że scenarzyści prawdopodobnie mieli pomysł na ogólny zarys historii i szczególnie jej początek, ale nie bardzo potrafili go rozwinąć i zakończyć. Pisarka w cekinowym kostiumie i nieporadny model w dżungli to względnie zabawny motyw, ale bardzo szybko ucieka z niego powietrze. Bullock i Tatum stanowią całkiem zgrany duet, aczkolwiek dają z siebie zaledwie niezbędne minimum. Większość dialogów i elementów komedii sytuacyjnej podobnie wydaje się nie wychodzić poza strefy komfortu. Wątki przygodowe też nie wzbudzają większych zachwytów. Są fabularnym spoiwem, ale niczym więcej i zdają się być pisane na kolanie. A szkoda, bo można by z tego zrobić naprawdę wybuchową mieszankę mięsistej komedii z godnymi zapamiętania gagami oraz imponującymi starożytnymi zagadkami.

Jedynym powiewem znakomitej energii w „Zaginionym mieście” jest wspomniany wyżej epizod Brada Pitta. To tutaj znajdziecie najlepszą miksturę humoru i akcji. Wprowadza on całość na ewidentnie wyższy poziom. Aż szkoda, że nie trwał dłużej. Tym samym postać którą gra, Jack Trainer, aż prosi się o swój własny film. Na drugim planie, w roli czarnego charakteru, jest też Daniel Radcliffe, i choć widać gołym okiem, że bawił się on na planie wyśmienicie, to też mam wrażenie, że można go było lepiej wyeksploatować, gdyż jego aktorstwo i wyczucie komedii pozwalają na więcej.

Podsumowując, „Zaginione miasto” to przyjemna komedia na jeden raz i do zapomnienia.

Pomimo wszystkich uwag bawiłem się na tym seansie lepiej niż na „Uncharted„. Będzie się wam ten film (szczególnie jego pierwsze 40 minut z hakiem) miło oglądało. Jeśli nie oczekujecie nic więcej, to śmiało możecie wybrać się do kina na subtelną dawkę eskapizmu. Osobiście żałuję jednak, że twórcy nie zdecydowali się na bardziej wyraziste dzieło. Ale i takie filmy, na jednorazową rozrywkę, są potrzebne.

Ogólna ocena

5/10

Motyw