Oscary 2022

Oscary same siebie szanują coraz mniej. Przyznanie nagród w 8 kategoriach nie zostanie pokazane na żywo podczas Gali

6 minut czytania
Komentarze

Oscary, czyli nadal (jeszcze) najważniejsza filmowa nagroda w branży, mają coraz większe problemy z zainteresowaniem sobą widowni poza branżą.

Co więcej, z roku na rok ceremonia zaczyna coraz bardziej tracić swoją tożsamość.

oscar statuetka

To po części wynik zmieniających się nawyków publiczności. Ta już przede wszystkim nie czatuje przed telewizorami tak tłumnie jak niegdyś. Z kolei widz online raczej średnio jest zainteresowany ponad 3-godzinną imprezą, w której uprzywilejowana mniejszość społeczeństwa klepie się po ramionach i chwali nawzajem swoją pracę.

Świat się zmienia, opinie widzów o filmach są dziś wszędzie w social mediach, a każdy z nas ma dostęp do całej masy filmów na przeróżnych serwisach streamingowych. To prowadzi to rozdrobnienia jakiego w popkulturze nigdy dotąd nie było. Oscary muszą się jakoś w tym odnaleźć i przetrwać. Nie są to łatwe czasy dla tego typu przedsięwzięcia. Do tego doszły sprawy związane z pandemią COVID-19, która utrudnia logistykę samej ceremonii. A oglądalność samej gali z roku na rok spada w zastraszającym tempie.

Jak Akademia Filmowa walczy z tym faktem? Przede wszystkim dwoi się i troi, by skrócić czas samej gali.

Oczywiście nie kosztem reklam czy niepotrzebnych nikomu fragmentów humorystycznych przerywników bądź występów między przyznawaniem nagród. W pierwszej kolejności, i to już od paru lat wstecz, znacznie skrócono czas przemawiania filmowców, którzy zdobyli statuetkę.

Dochodzi do tego, że najlepszy aktor, reżyser czy producenci filmu muszą się spieszyć z podziękowaniami i nie rozgadywać za bardzo. Osobiście uważam, że ceremonia, która świętuje sukcesy tych filmowców powinna odnosić się do nich z większym szacunkiem, a nie popędzać, by szybko odebrać nagrodę, podziękować i zmyć się ze sceny jak w barze z fast foodem.

Jakiś czas temu Oscary diametralnie zwiększyły liczbę nominacji w kategorii „Najlepszy film”.

Niegdyś nominowanych produkcji było tyle samo co nominowanych w innych kategoriach, czyli po pięć. Obecnie liczba ta dochodzi do nawet dziesięciu. I to nie dlatego, że w ostatnich latach Hollywood zaczęło produkować aż tyle dobrych filmów, że trudno wybrać ich tylko pięć. Jest wręcz przeciwnie.

W tym roku zresztą widać to wyraźnie. Naprawdę świetne filmy można zliczyć na palcach jednej ręki, tymczasem nominowanych jest aż dziesięć produkcji, w tym tak słabe, jak np. dość banalna i marnie zrobiona satyra „Nie patrz w górę”, nominowana m.in. w kategorii „Najlepszy film”.

Także nominacja dla „West Side Story” wydaje się być na siłę. Ten film niewiele się różni od swojego poprzednika sprzed 50 lat. Są w nim oczywiście trochę lepiej zarysowane aspekty etniczne, od strony formalnej jest to film zrealizowany na innym poziomie, natomiast są to, w kontekście całości, zmiany kosmetyczne.

Do tego nominacja dla najlepszego filmu dla remaku, i to nie odległego o lata świetlne formalnie od poprzednika, jest wyraźnym dowodem na problem wtórności Hollywood i tego, jaki jest stan współczesnego amerykańskiego kina.

W tym roku Oscary idą jeszcze dalej.

laureat oscara

Jak donosi serwis The Hollywood Reporter, przyznanie nagród w aż ośmiu kategoriach nie zostanie pokazane na żywo, tylko nagrane przed transmisją gali i wmontowane w ceremonię odbywającą się na żywo, zapewne we fragmentach tuż przed przerwami reklamowymi. Kategorie, które nie zostaną pokazane na żywo to: dźwięk, dokumentalny film krótkometrażowy, montaż, charakteryzacja, muzyka, scenografia, krótkometrażowy film animowany i film krótkometrażowy.

Oscary to święto kina i jego twórców, więc traktowanie w taki niezbyt taktowny sposób tych kategorii i ich adresatów jest zwyczajnie słabe. Tym bardziej, że to filmowcy filmowcom zgotowali ten los. Zakładam, że kiedy będzie nagrywane przyznawanie nagród w tych kategoriach, to większość zaproszonych na galę osobistości świata filmu będzie jeszcze się przechadzać po czerwonym dywanie.

W tym wszystkim najsmutniejsze jest to, że pośród tych kategorii, których „nie trzeba pokazywać podczas gali na żywo” są takie, jak muzyka czy montaż.

O ile z kategorie krótkometrażowe potrafię jako tako zrozumieć, tak „odseparowania” montażu, który jest jednym z najważniejszych procesów powstawania filmu, zrozumieć nie potrafię. To na stole montażowym dany film zyskuje finalny kształt; to tam dzieje się cała magia. Montażysta nierzadko „ratuje” reżyserów, nawet największych, układając ich nieposkładane wcześniej sceny w pełnoprawny obraz. Montaż jest w stanie sprawić, że średnia aktorsko rola, stanie się wielką rolą. To serce każdego filmu.

Muzyka nie zawsze nie jest aż tak istotna, aczkolwiek chyba sami wiecie po sobie, jak czasem wielką rolę odgrywa i jest w stan przeciętny film wynieść do poziomu wybitnego.

Przeczytaj także: Cillian Murphy na pierwszym zdjęciu z filmu „Oppenheimer” Christophera Nolana

Mając to wszystko na uwadze, zastanawiam się czemu zrezygnowano z montażu przy gali na żywo, a nie np. z piosenki. To jedna z najmniej istotnych kategorii Oscarów. Powinna dawno zniknąć. Piosenki rzadko kiedy mają cokolwiek wspólnego z filmem poza faktem, że go promują i można je usłyszeć na napisach końcowych. Oczywiście ta kategoria musi zostać, bo wiąże się z występami nominowanych artystów, a przecież śmietanka hollywoodzka musi mieć jakąś rozrywkę podczas gali.  Nie jest ważne, że ta mało istotna kategoria zabiera tak cenne dla Akademików minuty.

Te ruchy Akademii są niepokojące i co najmniej dziwne.

I jasne, to nie jest jakaś wielka potwarz dla filmowców, ale należy to traktować symbolicznie. No bo czemu niby jedne kategorie mają być uważane za gorsze i teoretycznie nadające się do zepchnięcia na dalszy plan? Czekam na odpowiedź środowiska filmowego, choć boję się, że okoliczności pandemiczne sprawią iż ludzie z branży darują sobie dramy z tego powodu. Oby nie.

Ale i to nie wszystko, bowiem w tym roku Oscary wprowadziły kolejny „bonus”. Jest nim dostępne w sieci (na Twitterze) głosowanie publiczności na swój ulubiony film roku. Jest to pomysł co najmniej schizofreniczny, albo po prostu Akademia sama przestaje przejmować się tym, co Oscary mają reprezentować.

Filozofią tej nagrody, przynajmniej dotychczas, było wybieranie najlepszych filmowców i ich dzieł przez kolegów-profesjonalistów z branży.

Zwracanie się Oscarów w kierunku populistycznych wyborów rodem z MTV Movie Awards jest kolejnym krokiem w przepaść. Oczywiście wszystko to, by zwiększyć ilość popularnych filmów biorących udział w ceremonii. Akademicy zapewne liczyli, że ulubionym filmem będzie bijący rekordy popularności „Spider-Man: Bez drogi do domu”. Zapomnieli jednak o sile internetów, bo póki co w tej kategorii prym wiedzie film „Kopciuszek” z Camilą Cabello, uznawany za jeden z najgorszych minionego roku.

Ciekawe czy produkcja ta ma tak silną i zorganizowaną fanbazę czy może internauci po prostu postanowili zagrać na nosie Akademii i tym samym pokazać jej, że podąża w złym kierunku.

Jedno jest pewne. Te wszystkie ruchy to może jeszcze nie desperacja Oscarów, ale niepokój i poszukiwanie nowych dróg dotarcia do ludzi.

Szkoda tylko, że te drogi podważają sens Oscarów, wykazują się brakiem szacunku dla filmowców i zwracają się ku masom. Jak widać, nawet wysoka sztuka musi się sprzedawać…

Jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądać przekonamy się w nocy z 27 na 28 marca, kiedy to odbędzie się gala Oscary 2022.

Motyw