Netflix od kilku dobrych lat znacząco zamieszał w świecie Wiedźmina. Najpierw w bibliotece największego na świecie serwisu streamingowego pojawił się serial aktorski, który spotkał się z dość mieszanymi ocenami. Trzy lata później platforma zdecydowała się na stworzenie spin-offu serii zatytułowanego Rodowód krwi. Właśnie dostaliśmy potwierdzenie, że serial zadebiutuje jeszcze w tym roku!
To się wydarzy! Wiedźmin: Rodowód krwi w bibliotece Netflixa w ciągu kilku miesięcy
Jeśli jesteście fanami serii gier o przygodach Geralta lub cyklu książek autorstwa Andrzeja Sapkowskiego, na pewno zdążyliście już wyrobić sobie zdanie na temat serialu Wiedźmin. Produkcja Netflixa swoim pierwszym sezonem wyraźnie zmieszała społeczność polskiej franczyzy, ale to druga odsłona serii wywołała lawinę krytyki. Co ciekawe największy na świecie serwis streamingowy w ogóle nie zwraca uwagi na głosy niezadowolenia i w najlepsze kręci trzeci sezon serialu oraz jego spin-off. Dziś zajmiemy się tym drugim tworem.
Pierwszy teaser produkcji zatytułowanej Wiedźmin: Rodowód krwi pojawił się w internecie w grudniu zeszłego roku. Wówczas twórcy twierdzili, że gotowy serial pojawi się w bibliotece Netflixa w 2022 roku. Od tamtej pory minęło jednak sporo czasu, a platforma nie podzieliła się z nami żadnymi aktualizacjami dotyczącymi projektu. Jak się okazuje Netflix pracował w ciszy, ale za to bardzo skrupulatnie. Za pośrednictwem jednego z kont na Twitterze serwis poinformował, że Wiedźmin: Rodowód krwi zawita do nas „później w 2022 roku”. Oznacza to, że (niestety) serial nie zaliczy żadnego opóźnienia.
Zgodnie z zapowiedziami twórców Rodowód krwi zabierze nas na świata elfów, a historia rozegra się na 1200 lat przed wydarzeniami przedstawionymi w Wiedźminie. Cały pomysł stworzenia spin-offu podstawowej serii spotkał się raczej z głosami krytyki. Niemniej projekt jest już na finiszu, a jesienią lub zimą przekonamy się o tym, czy sceptyczne podejście do serialu faktycznie było uzasadnione. W Rodowodzie krwi zobaczymy Sophia Brown, Michelle Yeoh czy chociażby Laurence’a O’Fuaraina.
Źródło: Netflix