Lata dziewięćdziesiąte to dla wielu osób podróż pełna nostalgii i sentymentu. Na polskim rynku pojawia się podróbka popularnego Nintendo Famicom – konsola Pegasus. Importowane z dalekiej Azji urządzenie zyskało miano kultowego, a niektóre tytuły, w które się zagrywaliśmy, pamiętamy do dzisiaj.
Konsola Pegasus. W co graliśmy za dzieciaka? Spis treści:
- Historia Pegasusa spełnieniem „amerykańskiego snu”. Słów kilka o tym, jak kultowy sprzęt trafił do Polski
- Pegasus od strony technicznej i akcesoria. Pistolet i niezapomniane kaczki
- Najlepsze gry, na których wychowało się całe pokolenie graczy. Od Contry i Super Mario Bros. do serii Kunio Kun
Historia Pegasusa spełnieniem „amerykańskiego snu”. Słów kilka o tym, jak kultowy sprzęt trafił do Polski
Nie każdy swoją przygodę z elektroniczną rozrywką zaczął od komputerów Commodore czy Atari, nie wspominając już o Amidze. Jeśli chodzi o granie na kanapie przed telewizorem, swego czasu swój moment miało niepozorne urządzenie, które do Polski trafiło z Tajwanu.
Za import odpowiadała firma BobMark International, założona w tym celu przez Dariusza Wojdygę i Marka Jutkiewicza. Nie wyprzedzajmy jednak faktów – cofnijmy oś czasu do początku ostatniej dekady XX wieku. Po transformacji ustrojowej i otwarciu granic pojawiły się możliwości handlu, o jakich wcześniej można było tylko pomarzyć. Potrzebny był jedynie odpowiedni produkt; idea, która mogłaby przynieść wymierny zysk.
Po krótkiej przygodzie ze sprzedażą na lokalnym bazarze dżinsów zakupionych od Wojdygi przez Jutkiewicza, drugi z panów postanowił poszukać szczęścia na rynku azjatyckim. Podczas podróży natknął się na tzw. gry telewizyjne, a konkretnie – klona Famicoma (podróbka niezwykle popularnej konsoli Nintendo Family Computer). Z miejsca zobaczył w tej prostej zabawce produkt, który podbije serca polskich dzieci i nastolatków. Zrobienie na tym dobrego biznesu dodatkowo ułatwiały ówczesne uwarunkowania prawne – sprzedawanie nieoryginalnego towaru nie było w żaden sposób regulowane.
Pomysł to jednak tylko jeden ze składników sukcesu. Do importu znaczącej liczby urządzeń potrzebny był również kapitał. Tu z pomocą przyszedł Wojdyga, dzięki czemu powołana do życia firma posiadała środki w wysokości 2,3 mld zł (po denominacji 230 tysięcy złotych). Taka suma pozwoliła panom zabezpieczyć dostawy sprzętu i przeprowadzić profesjonalną kampanię reklamową, a spoty emitowane po dobranocce zawładnęły umysłami najmłodszych – w tym moim!
Pegasus od strony technicznej i akcesoria. Pistolet i niezapomniane kaczki
Sercem i płucami całkiem wiernej kopii Famicoma o nazwie kodowej MT-777DX, były procesor UMC UA6527P o taktowaniu 1,77 MHz (kompatybilny z oryginalnym Ricoh 2A07) i układ graficzny UMC UA6538 o zawrotnej mocy 5,32 MHz (odpowiednik Ricoh 2C07). Z biegiem czasu wprowadzano na rynek nowe modele, które różniły się od siebie nie tylko podzespołami czy technologią produkcji, ale również wyglądem (od projektów bazujących na konsolach Nintendo, do rewolucji w postaci designu pierwszego PlayStation). Ciekawym od strony technicznej elementem zestawu obok samej konsoli, kartridża jako nośnika danych i padów, był wymagany w niektórych grach pistolet.
Mechanizm wykrywania trafienia opierał się na umieszczonej w nim fotodiodzie. W momencie naciskania spustu ekran na ułamek sekundy był przyciemniany, zostawiając biały punkt w miejscu, które mieliśmy trafić – jeśli soczewka odbierała światło, gra rejestrowała celny strzał. Jak na tamte czasy, technika ta została zaimplementowana wręcz wzorowo. Sam efekt, ukryty w pojedynczej klatce animacji, nie był widoczny poza przypadkami wielokrotnego naciskania spustu. Strzelanie nie sprawiało żadnych problemów, przynosiło za to mnóstwo frajdy i wymagało wykazania się refleksem.
Oczywiście także pistolet był kopią akcesorium sprzedawanego przez Nintendo. W tym przypadku chodziło o NES Zappera, opracowanego przez korporację pierwotnie z myślą o osadzonej w konwencji westernu grze Wild Gunman. Nie da się ukryć, że w tamtych czasach nikt za bardzo nie myślał o prawach licencyjnych, rynek podróbek kwitł w najlepsze, a dzieci po prostu chciały grać.
Ikonicznym tytułem wykorzystującym light guna był Duck Hunt, czyli polowanie na kaczki. Kto nie sprawdził się w roli myśliwego, niech żałuje! Sporym uznaniem cieszył się również Hogan’s Alley, w którym wcielaliśmy się w stróża prawa i wspomniane wcześniej pojedynki rewolwerowców.
Najlepsze gry, na których wychowało się całe pokolenie graczy. Od Contry i Super Mario Bros. do serii Kunio Kun
Lista gier, które na dobre wyryły się w pamięci graczy i zapewniły setki, jeśli nie tysiące godzin zabawy, jest zbyt długa, by wymieniać i szerzej opisywać każdą pozycję z osobna. Dość powiedzieć, że jednym z najbardziej popularnych kartridży z grami była składanka 168 in 1, na której można było znaleźć mnóstwo świetnych tytułów – w tym takie perełki, jak Contra i Super Mario Bros.
Platformówka z sympatycznym hydraulikiem osiągnęła gigantyczny sukces i na dłuższy czas zdefiniowała gatunek, zaś jej bohater stał się ikoną Nintendo. Podobnie było z Contrą, od której zaczął się boom na strzelanki chodzone w prawo (side-scrolling shoot-’em-up), a tryb dla dwóch graczy święcił prawdziwe triumfy.
Specyficzną serią cieszącą się sporą popularnością był także zestaw 20 gier Nekketsu Kunio Kun. Wśród nich warte wyróżnienia są liczne tytuły sportowe, w których charakterystycznym elementem było wykorzystanie supermocy zawodników (nie istniało w nich pojęcie faulu!), m.in. piłka nożna Goal 3, zwariowana koszykówka Street Basket: Ganbare Dunk Heroes oraz bijatyka Nekketsu Kakutou Densetsu i jej pochodne.
Fani animacji Disneya mogli z kolei zagrać w Duck Tales i Chip ‘n Dale Rescue Rangers. W Polsce swego czasu wyświetlano dobranockę zatytułowaną Brygada RR, przedstawiającą przygody tych przebojowych wiewiórek.
Siła Pegasusa tkwiła w kopiowanej na potęgę i niesamowicie wręcz bogatej bibliotece NES-a, zapewniającej dużą różnorodność rozrywki. Oczywiście nie brakowało największych hitów z automatów i gier, które debiutowały już w latach osiemdziesiątych.
W Tank 1990 prowadziliśmy bitwy na planszy wypełnionej czołgami, zaś w Donkey Kong przyszło nam ratować ukochaną przed rozwścieczonym gorylem rzucającym beczkami. Do tego dodajmy klasyki pokroju Galaxian, gdzie jako pilot myśliwca walczymy z hordami zbliżających się kosmicznych robaków czy nieustannie tykające bomby i eksplozje z Bombermana, by mieć pełny obraz, jak świetnie się wtedy bawiliśmy.
A Wy jak wspominacie kolorowe kartridże, 8-bitowe gry i zabawę pistoletem świetlnym?