deadpool 2

Francis Ford Coppola gardzi filmami o superbohaterach, ale jest fanem jednego z nich

5 minut czytania
Komentarze

Z okazji 50-lecia premiery pierwszego „Ojca chrzestnego” Francis Ford Coppola udziela obecnie wielu wywiadów. W jednym z ostatnich odniósł się do swojej krytyki współczesnego kina rozrywkowego.

Francis Ford Coppola krytykuje współczesne kino rozrywkowe

steve rodgers avengers

Coppola wielkim reżyserem jest, aczkolwiek stanowi on dość specyficzny przypadek, twórcy, którego filmografia jest bogata, ale poza wycinkiem opiewającym na dekadę lat 70., pełna dość przeciętnych czy wręcz kiepskich filmów. W latach 70., czego się nie dotknął to stawało się praktycznie filmowym arcydziełem. „Ojciec chrzestny”, „Rozmowa”, „Ojciec chrzestny II”, „Czas apokalipsy”. Tylko te cztery filmy wystarczyły, by zapisał się on w historii kina i został uznany za wybitnego twórcę. I zaprzeczyć się nie da temu, że w latach 70. Coppola dał światu prawdziwe arcydzieła. To daje mu podwójne prawo do wyrażania swoich opinii na temat kina na przestrzeni kolejnych dekad. A te opinie, szczególnie dotyczące szeroko rozumianego kina rozrywkowego, nie są zbyt pozytywne. Ale też trudno się dziwić.

Coppola ceni filmy, które są ryzykowne, tak pod kątem artystycznym, jak i ich potencjału komercyjnego.

Uważa, zresztą słusznie, że sztuka powinna być właśnie ryzykowna, bo tylko wtedy jest w stanie dać światu coś wartościowego. Zapędzając się w bezpieczne zaułki i nie podejmując żadnych ryzykownych decyzji, autorzy takiego kina tworzą taśmowe, pozbawione oryginalności i własnego stylu produkty, opowiadające te same historie i mające tę samą konstrukcję, a ich celem jest zarabianie pieniędzy. Filmy Marvela dla przykładu wprawdzie mają przypudrowaną powtarzalność tym, że każdy film skręca w kierunku trochę innego gatunku (od thrillera po space operę), ale koniec końców, to są te same filmy. Mamy w nich bohatera, który musi przejść podobną drogę, przeciwników, których trzeba pokonać w finale, po drodze kilka scen humorystycznych, parę scen widowiskowych i tyle. Schemat jest cały czas ten sam. No, może z wyjątkiem „Avengers: Wojna bez granic”. Dlatego też zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się iż Coppola pochwalił jakiś film superbohaterski i nie okazała się nim właśnie „Wojna bez granic”.

Coppola jest fanem… Deadpoola!

deadpool 2016

Tak, filmem, który według Coppoli wyłamuje się z łańcuchów studyjnego podejścia i powstał z podejściem ryzykanckim jest pierwszy „Deadpool”. I rzeczywiście trudno się z tym nie zgodzić. Co ważne, to ryzykanctwo i świadoma chęć wyłamania się ze wszystkich możliwych schematów kina rozrywkowego i superbohaterskiego stanowi główny powód, dla którego film ten stał się takim sukcesem. A warto przypomnieć, że kosztował on niecałe 60 mln dol. po czym zarobił, z samej tylko dystrybucji kinowej, ponad 10 razy (!) więcej, czyli 782 mln dol. na całym świecie. Oczywiście by być w pełni uczciwym, to nie jest tak, że film „Deadpool” powstał sam z siebie. Pamiętajmy, że wszystko to, co zobaczyliśmy w filmie z 2016 i w jego sequelu było wcześniej pokazane na kartach komiksów. Względnie nieduży budżet „Deadpoola” też pokazywał, że producenci zakładali iż film ten niekoniecznie będzie hitem kasowym, ale może uda się dzięki temu cokolwiek zarobić.

Przeczytaj także: Deadpool 3 powstaje! Reżyserem filmu zostanie Shawn Levy?

Tym niemniej, fakt jest faktem. Niewiele powstało filmów mainstreamowych, które byłyby tak ryzykowne, uciekające od schematów, stawiające wyzwanie oczekiwaniom widowni i bawiące się swoją własną poetyką gatunkową. I oczywście nie każdy film musi być jak „Deadpool”, aczkolwiek rozumiem problem Coppoli ze współczesnym kinem. Zdecydowanie za mało powstaje filmów, które oparte byłyby na chęci pokazania widowni czegoś nowego i ciekawego. Rzeczy bardziej ambitnych, co nie oznacza od razu kina artystycznego i, według niektórych, nudnego.

Chęć zysków jest zrozumiała, bo branża filmowa to biznes, problem w tym, że zysk stał się w większości przypadków głównym i nadrzędnym celem.

Właściwie nic poza zyskiem się nie liczy. Ostatnio studio Sony ogłosiło film „Uncharted” wielkim zwycięstwem, tylko dlatego, że w trudnym czasie pandemii film ten zarabia dobre pieniądze i przyniesie studiu zysk. Nikogo nie interesowały liczne opinie negatywne na temat tego dzieła (zarówno dziennikarzy jak i zwykłych widzów), ani to, że niewiele ma on wspólnego z serią gier, na bazie której powstał. Ci, którzy chwalili ten film stwierdzali, że może nie jest to rozrywka pierwszej klasy, ale dobrze się na mim bawili i to wystarczy. No właśnie niekoniecznie. Można stworzyć film rozrywkowy, który nie zostanie przez nas zapomniany dwa tygodnie po seansie i tym samym zapisze się jakoś w historii kina.

Przeczytaj także: Indiana Jones ery TikToka. Czy „Uncharted” to udana adaptacja przebojowej serii gier?

W latach 80., które ogólnie były kiepskie dla ambitniejszego kina, powstała cała masa filmów rozrywkowych, do których masy widzów wracają po dziś dzień. Co rok niemalże w kinach można było oglądać rozrywkowe perełki, które odkrywa dziś kolejne pokolenie widzów i bawi się na nich lepiej niż na współczesnych produkcjach. Szczerze wątpię, by wiele podobnych przypadków miało miejsce jeśli chodzi o blockbustery z ostatnich 5-10 lat.

Po części zgadzam się, że ponad 80-letni reżyser, którego filmografia, poza wspomnianymi wcześniej klasykami kina, zawiera masę kiepskich produkcji, krytykujący współczesne filmy brzmi średnio przekonująco. Tym niemniej, nawet tak fatalne filmy Coppoli jak „Młodość stulatka” czy „Twixt” (nie polecam ich nikomu) były jego autorskimi pomysłami. Osobiście również cenię bardziej artystyczne ryzyko, nawet za cenę okropnego dzieła, niż zero ryzyka i podążanie bezpieczną ścieżką wiodącą do pieniędzy. Tego typu zastój nie jest dobry dla sztuki, także rozrywkowej. Prędzej czy później doprowadzi nas on do wielkiej pustki. Zresztą już teraz jest ona powoli coraz bardziej widoczna przyglądając się chociażby temu, co zostawia po sobie Netflix jeśli chodzi o ichniejsze filmy oryginalne. Czy któryś z nich przetrwa próbę czasu i zostanie zapamiętany na lata? Wątpię.

Motyw