Life is Strange: True Colors recenzja PS5

[Recenzja] Life is Strange: True Colors – prawdziwe kolory uczuć

5 minut czytania
Komentarze

Life is Strange: True Colors jest trzecią, pełnoprawną odsłoną popularnego cyklu gier, gdzie niewiele się robi. Przynajmniej jeżeli chodzi o samo zaangażowanie gracza, kiedy mamy na myśli to, co ma robić. Emocjonalnie to już zupełnie inna historia i to właśnie historia odgrywa tutaj ogromne znaczenie. To dla niej gracze właśnie wybierają Life is Strange. Jak wypadła trzecia odsłona cyklu? Mam nadzieję, że ta recenzja Life is Strange: True Colors pomoże wam w podjęciu decyzji, czy tytuł warto mieć w swojej bibliotece.

Zalety

  • Wciąga
  • Klimat
  • Fabuła
  • Nie trzeba czekać na kolejne epizody

Wady

  • Brak polskiej lokalizacji
  • Wolno się „rozkręca”

Life is Strange: True Colors w trzech zdaniach podsumowania

Wciągająca fabuła, której trzeba dać czas na ruszenie do przodu. Interaktywna podróż przez ludzkie emocje. Produkcja, która przyciąga, a jednocześnie niewiele się w niej robi.

8/10
  • Grafika 7
  • Muzyka i dźwięk 9
  • Fabuła 8

True Colors – barwy emocji

Life is Strange: True Colors recenzja PS5

Premiera nowego Life is Strange odbyła się na początku września i tytuł dostępny jest na praktycznie każdej platformie (PC, PS5 i PS4, Xbox One i Xbox Series X), a na Nintendo Switch ma pojawić się pod koniec roku. Fani produkcji nie powinni być zawiedzeni, bo pieczę nad tą odsłoną przejęło Deck Nine, czyli ludzie odpowiedzialni za Life is Strange: Before the Storm. Warto też dodać, że cała seria gier pod wspólną nazwą Life is Strange, nie jest przeznaczona dla każdego. To bardziej interaktywny film, gdzie gracz nie ma zbyt dużo do roboty. Owszem, czasem zdarzy się tak, że trzeba pospacerować po pewnych pomieszczaniach i pooglądać umieszczone tam przedmioty, ale w zasadzie najważniejsze są i tak wybory, które podejmujemy podczas rozmów. Od tego, jak zachowa się główna bohaterka, zależało będzie bowiem to, co dalej wydarzy się w samej produkcji.

Sam tytuł już trochę mówi nam o tym, czym jest sama gra. Kolory odgrywają w niej duże znaczenie, ale mniejsze niż emocje bohaterów opowieści. To bowiem wokół nich toczy się tak naprawdę cała fabuła, a przynajmniej tak to można odczytać. Nie zamierzam zdradzać wam, co dzieje się w kolejnych epizodach, a jedynie powiem, jak wygląda punkt wyjścia. Do małego miasteczka Haven Springs przyjeżdża Alex Chen. Po latach spędzonych z dala od swojego brata i tułaniu się od jednej rodziny zastępczej do drugiej, ma nadzieję odnaleźć spokój. Alex ma też pewną nadnaturalną zdolność, która wpływa na otaczający ją świat. Potrafi odczytywać emocje ludzi, a jeżeli te są dostatecznie silne, także je przejmować. I to w zasadzie tyle, ile chciałbym mówić o fabule, bo już pierwszy z epizodów produkcji zdradza coś, co może wam zepsuć późniejszą zabawę.

Zobacz też: Ghost of Tsushima: Director’s Cut – jak wypada nowa wersja gry na PS5.

Inne podejście do Life is Strange

Life is Strange: True Colors recenzja PS5

Life is Strange: True Colors dalej podzielone jest na epizody, ale tym razem twórcy nie kazali graczom czekać na kolejne z nich. Gra od razu jest w całości i to była dobra decyzja, bo niektóre z opowieści kończą się potężnymi clifhangerami. Czekanie na kolejne odsłony byłoby męczarnią, a poza tym, prawdopodobnie część graczy miałaby problem, by ponownie wejść w samą historię. Przed ekranem spędzimy kilka przyjemnych godzin, a zakończenie można zobaczyć po około 7-8. Zależy od tego, jak bardzo lubi się „lizać ściany” i badać każdy z elementów, który można zbadać. I tutaj można mieć pewnego rodzaju zarzut. Kiedy już dopuszczani jesteśmy do eksploracji otoczenia, to czasami jest ono sztucznie przedłużane. Trzeba najpierw zrobić coś, by później uruchomić kolejny ciąg zdarzeń. To jednak konwencja, do której trzeba się po prostu przyzwyczaić. Szkoda tylko, że twórcy nie poszli w tym dalej, bo dość zabawnie wygląda sytuacja, kiedy Alex nie może wejść na kilka schodków, bo tego nie przewidziano. Stoi więc biedna przed nimi, a my odbijamy się od niewidzialnej ściany.

Na szczęście to drobnostki, które nie wpływają na odbiór samej produkcji. Life is Strange: True Colors wciąga i to mocno. Początek może się wydawać lekko przegadany, gdy poruszamy się po Haven Springs i wydaje się, że niczemu specjalnemu to nie służy. Pierwszy epizod można nazwać „rozbiegówką”, ale potrzebną do tego, by lepiej rozumieć motywacje niektórych postaci. Można mieć pewne zastrzeżenia co do fabuły, że w pewnym momencie twórcy pozwolili sobie na pewne uproszczenia, ale każdy będzie to odbierał inaczej.

Jak działa Life is Strange na PS5

Life is Strange: True Colors recenzja PS5

Oprawa graficzna jest naprawdę przyjemna. Twórcy postarali się o bardzo dobre odwzorowanie postaci i widać, że włożyli w to sporo pracy. Niektóre z elementów zostały celowo uproszczone graficznie, ale to nadaje całości sielskiego, spokojnego klimatu. Ten zresztą praktycznie wylewa się z ekranu. Na PS5 nie uświadczyłem żadnych spadków animacji lub tego podobnych problemów. Kolejne elementy doczytują się szybko, ale czasem te parę sekund trzeba poczekać, kiedy przechodzi się z jednej lokacji do drugiej.

Twórcy zadbali także o wsparcie dla DualSense. Wibracje są dobrze odczuwalne, a szczególnie wtedy, kiedy korzystamy z mocy Alex. Czasem można nawet powiedzieć, że zbyt mocno, ale to kwestia przyzwyczajenia. Innymi słowy, trudno się do czegoś przyczepić.

Recenzja Life is Strange: True Colors – podsumowanie

Life is Strange: True Colors recenzja PS5

Trzecia odsłona Life is Strange to wciągająca i dobrze napisana produkcja. Z dobrą oprawą graficzną i świetnym udźwiękowieniem. Niektórym graczom może brakować polskiej wersji językowej, ale podstawowa znajomość języka angielskiego powinna tutaj w zupełności wystarczyć. Jeżeli ktoś chce poczuć się jak w filmie, to True Colors jest dla niego idealne. Takich produkcji na rynku nie ma zbyt dużo, więc warto.

Grę do recenzji przekazał Cenega.

Motyw