Motorola One Fusion plus recenzja test

[Recenzja] Motorola One Fusion+ – ciekawy pomysł, ale zabrakło trochę do ideału

11 minut czytania
Komentarze

Zalety

  • Ponadprzeciętny wyświetlacz IPS LCD – bez wycięć
  • Ogromny akumulator, który wytrzymuje długie godziny użytkowania
  • Wysoka wydajność połączona z dopracowanym oprogramowaniem

Wady

  • Trzeszcząca obudowa, która łatwo się brudzi
  • Brak NFC

Motorola postanowiła, że pójdzie za ciosem i czysty Android przekuje w podstawową zaletę. Tak powstała seria One na pokładzie z Android One. Jednak najnowsze modele zdają się zrywać z tą tradycją. Podobnie jest z dzisiejszym bohaterem, czyli One Fusion+. Test tego smartfona pokazał mi, że przynależność do rodziny Google nie jest niezbędna, aby zaoferować ciekawie skrojone oprogramowanie. Oczywiście wraz z tym wiążą się inne zmiany – między innymi z aktualizacjami. Niemniej nie wybiegajmy przed szereg i sprawdźmy, jak poradził sobie ten smartfon w moich rękach. Dlatego serdecznie zapraszam Was do recenzji Motoroli One Fusion+.

Zestaw

Motorola zarówno nie rozczarowuje, jak i nie zaskakuje zawartością pudełka One Fusion+. W zestawie ze smartfonem konsumenci mogą liczyć na:

  • modułową ładowarkę (18 W)
  • etui
  • kluczyk do tacki na karty SIM i MicroSD oraz makulaturę
Motorola One Fusion plus recenzja test

Etui, które zostało wykonane z tworzyw sztucznych, jest dosyć specyficzne. Z jednej strony stara się chronić dokładnie każdą krawędź, co nie jest typowe dla urządzeń z wysuwanymi aparatami (patrz: POCO F2 Pro). Z drugiej strony już tylko połowicznie chroni główny zestaw wystających aparatów, gdyż powierzchnia została zaokrąglona. Przyznam szczerze, że nie spotkałem się jeszcze z takim rozwiązaniem, ale jestem w stanie to zrozumieć. One Fusion+ sam w sobie już jest sporym smartfonem, więc etui musiało zostać odpowiednio ukształtowane, aby smartfon dobrze leżał w dłoni. Niestety, skutkuje to odsłoniętymi obiektywami. Na deser Motorola zapomniała o ochronie wyświetlacza – nie pojawiają się żadne wypustki, które miałyby osłonić ekran przed upadkiem na płasko.

Budowa

Rzadko się zdarza, żebym nadmiernie narzekał na obudowy dzisiejszych smartfonów. Niestety, ale w przypadku Motoroli One Fusion+ po części muszę to zrobić. Smartfon w głównej mierze został wykonany z tworzyw sztucznych, które nie zostały dobrze spasowane. To oznacza, że pojawiły się newralgiczne miejsca, których naciśnięcie wywołuje między innymi trzeszczenie, co nie jest przyjemne w odbiorze. Nietrudno spotkać się z tym w okolicach łączenia tylnej części i dolnej krawędzi. Dodatkowo błyszcząca powierzchnia lubi zachowywać i chwalić się odciskami palców użytkowników. Na domiar złego całość jest dosyć śliska, co w połączeniu z całkiem dużymi rozmiarami i wysoką wagą utrudnia użytkowanie. Niemniej to nie oznacza, że trzeba korzystać z One Fusion+ z użyciem dwóch rąk – aż tak źle nie jest. Po prostu Motorola wyraźnie zaoszczędziła na wykonaniu, co rzuca się w oczy i w dotyku, gdy na co dzień wśród konkurencji dominuje szkło i aluminium, a o trzeszczeniu nie ma mowy. Za to już zupełnie na plus można zaliczyć przyciski fizyczne. Mimo że wszystkie zostały zlokalizowane na jednej krawędzi, to firma zadbała, aby nie było problemów z ich odróżnieniem poprzez dedykowane perforacje.

Niemniej zaoszczędzone fundusze na materiałach nie poszły na marne. W zamian firma postanowiła nie wycinać wyświetlacza, więc ten nie ma żadnych czarnych plam. Może ramki wokół niego są dosyć grube, ale na pewno nie przeszkadzają w codziennym użytkowaniu. W zamian nie musimy martwić się o przypadkowe dotknięcia. Na froncie zadomowił się wyłącznie głośnik do rozmów telefonicznych, który znajdziemy schowany za dosyć cienką maskownicą, umieszczoną nad wyświetlaczem.

Aparat do selfie powędrował na windę i efekt jest taki, że nie mogę złego słowa powiedzieć o jakości zdjęć. Motorola dobrała całkiem udaną matrycę, której dopasowała odpowiednio jasny obiektyw. Rezultat jest zdecydowanie ponadprzeciętny, jak na tę klasę. Niemniej sama winda jest dosyć wolna, co pośrednio sprawiło, że One Fusion+ nie obsługuje odblokowywania twarzą. Musimy posiłkować się tradycyjnymi kodami lub czytnikiem linii papilarnych.

Ten wylądował na tyle urządzenia, sprytnie ukryty w logo Motoroli. Pamiętam jeszcze czasy Nexusa 6, gdy aż prosiło się o takie rozwiązanie. Dzisiaj w dobie skanerów zatopionych w wyświetlaczu nadal jest ono akceptowalne, gdyż jest szybkie i bezproblemowe. Trzeba tylko sięgnąć dalej palcem. Jednak to niejedyna rzecz, która wyróżnia się na tyle. Dodatkowo nie zabrakło zestawu aparatów, które delikatnie wystają ponad obudowę. Smartfon co prawda nie chybocze się na boki, gdy leży na płasko, ale jest wyraźnie przekrzywiony. Obok wyróżnionego obiektywu szerokokątnego zlokalizowana jest dioda doświetlająca.

Na poszczególnych krawędziach Motoroli One Fusion+ znajdziemy takie elementy, jak:

  • góra: dodatkowy mikrofon, wysuwany aparat, tacka na karty SIM i MicroSD
  • dół: głośnik multimedialny, główny mikrofon, złącze USB-C, gniazdo słuchawkowe Jack 3,5 mm
  • lewa strona: pusto
  • prawa strona: klawisze fizyczne z dodatkowym do uruchamiania asystenta głosowego
Motorola One Fusion plus recenzja test

Poniekąd zaskakuje fakt, że Motorola zdecydowała się umieścić dodatkowy przycisk bez przynależności One Fusion+ do rodziny Android One. Tym bardziej zaskakuje, że niestety jego przypisania nie jesteśmy w stanie w prosty sposób zmienić w oprogramowaniu. Na szczęście jest on najdalej wysunięty na krawędzi, więc nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Na głośnik nie mogę narzekać – jest donośny, akceptowalny pod względem jakości, ale bez problemu można go skutecznie wygłuszyć.

Specyfikacja techniczna i cena Motoroli One Fusion+

Motorola One Fusion+ jest obecnie najmocniejszym reprezentantem serii One. Wyraźnie wyróżnia się spośród rodzeństwa swoją mocą obliczeniową, ale już niekoniecznie ceną. Teoretycznie słabszy wydajnościowo One Zoom kosztuje więcej, ale oczywiście ma on swoje, indywidualne zalety. Tymczasem bohater tej recenzji został wyceniony na 1399 złotych, co stawia go w całkiem popularnym przedziale. Dlatego sprawdźmy, czym Motorola postanowiła wyróżnić One Fusion+ na papierze:

  • 6,5-calowy wyświetlacz IPS LCD FullHD
    • rozdzielczość: 2340×1080 (19,5:9, 396 ppi)
    • 83,3% wypełnienia frontu
    • HDR10
  • układ Snapdragon 730
    • litografia: 8 nm
    • CPU:
      • 2x Kryo 470 Gold (2,2 GHz)
      • 6x Kryo 470 Silver (1,8 Ghz)
    • GPU: Adreno 618
  • 6 GB RAM
  • 128 GB wbudowanej pamięci dla użytkownika
    • UFS 2.1
    • możliwość rozbudowy za pomocą karty MicroSDX (dzielony slot z Dual SIM)
  • aparaty:
    • przód: 16 MPx (f/2.0)
    • tył:
      • 64 MPx (f/1.8, PDAF)
      • 8 MPx (f/2.2, szerokokątny)
      • 5 MPx (f/2.2, makro)
      • 2 MPx (f/2.2, czujnik głębi)
  • akumulator o pojemności 5000 mAh
    • szybkie ładowanie 18 W
  • gniazdo słuchawkowe Jack 3,5 mm, Bluetooth 5, radio, czytnik linii papilarnych, Dual SIM, odporność na zachlapania
  • Android 10
  • wymiary: 162,9 x 76,4 x 9,6 mm
  • waga: 210 g

Nie wolno tego ukrywać, więc… Motorola One Fusion+ nie oferuje modułu NFC. Po premierze niemalże na całym świecie zastanawiano się, skąd ta decyzja Amerykanów i do dzisiaj nie poznaliśmy odpowiedzi. O ile firma już tworzy mocniejszą odmianę dla Indii (Snapdragon 730G zamiast 730), gdzie NFC faktycznie nie jest tak potrzebne, tak w Europie na pewno jest przydatne i mogłoby się pojawić. Szczególnie w tej cenie. Skoro główną wadę mamy już za sobą, to okazuje się, że cała reszta wygląda przyzwoicie. Tam, gdzie konkurencja stawia na słabsze jednostki (często Snapdragon 720), Motorola poszła o krok wyżej. Dodatkowo producent nie zapomniał o gnieździe słuchawkowym, co niewątpliwie jest miłym dodatkiem. Pozytywnie zapowiada się akumulator, choć technologia szybkiego ładowania wyraźnie ma już swoje lata. Coś za coś? Poniekąd tak.

Wyświetlacz

W recenzji POCO F2 Pro pisałem, że brak wycięć w wyświetlaczu to dzisiaj egzotyczne rozwiązanie wśród smartfonów. Na przekór losu nie musiałem długo czekać, aby spotkać drugie tego typu urządzenie. Jednak One Fusion+ ewidentnie celuje w innych odbiorców. Mimo wszystko wyświetlacz wciąż potrafi pozytywnie zaskoczyć. Świadczy o tym między innymi obecność certyfikatu HDR10, pod którym kryje się wysoka jasność, jak na standardy wyświetlaczy IPS. Co prawda oprogramowanie robi, co tylko może, aby nie oślepiać użytkownika, więc często musiałem pomagać sobie suwakiem. Pośrednio wydłuża to czas działania, aczkolwiek można odnieść wrażenie, że ekran jest zbyt ciemny. Z kolei ogólna jakość obrazu jest typowa dla wyświetlaczy IPS. Motorola nie ukryła w żaden sposób szarości wynikającej z ciągłego podświetlenia, więc same kolory można uznać zarówno za neutralne, jak i naturalne. Najzwyczajniej w świecie nic nie powala na kolana, ale jednocześnie ciężko doszukiwać się poważnych wad.

Akumulator

Już na etapie omawiania specyfikacji technicznej dało się zauważyć, że spory rozmiar One Fusion+ wynika w głównej mierze z dużego akumulatora. Co by nie mówić, to zdecydowanie jedna z głównych zalet wielu smartfonów Motoroli. Bohater niniejszej recenzji również zalicza się do nich. Nie miałem żadnych problemów z użytkowaniem smartfona przez dwa dni bez dodatkowych próśb o ładowanie. Oto, jakie uzyskiwałem czasy pracy z włączonym wyświetlaczem na jednym ładowaniu:

  • ponad 10 godzin w ramach prostych procesów (Chrome, YouTube, social media, praca biurowa)
  • ponad 4 godziny, gdy chcemy wykorzystać pełną moc obliczeniową

Samo ładowanie trochę trwa. Dokładnie to potrzebujemy zarezerwować ponad 2 godziny, aby zasilacz o mocy 18 W w pełni zregenerował ogniwo. Po pierwszych 30 minutach na wyświetlacz ujrzymy nieco ponad 30%. To ewidentnie zaprzeczenie dzisiejszych standardów szybkiego ładowania, ale bez takiego podejścia nie udałoby się osiągnąć wspomnianych czasów pracy, gdyż bateria musiałaby być mniejsza.

Aparaty

One Fusion+ pokazał się z dobrej strony pod względem windy. Tymczasem niech Was nie zwiedzie bogactwo matryc z tyłu – tak naprawdę liczy się tylko ta główna, ale o jakości obrazu już za moment. Najpierw wypada ocenić, czy sterowanie jest odpowiednio proste i przemyślane? Odpowiedź na to pytanie brzmi… tak, jest jak najbardziej w porządku. Na wierzchu wybrane są tylko podstawowe tryby, ale możemy na szybko dobrać dodatkowy. Wszystkie moduły zostały ukryte w menu, do którego dostęp i którego rozplanowanie to wzorzec. Nie ma zbędnego przewijania – wszystko jest widoczne od razu na ekranie. Najważniejsze przełączniki również są pod ręką. Firma nie starała się dodawać różnych ustawień na siłe – to także należy docenić. Za to chętnie i często trafnie sugeruje dobór właściwego trybu w ramach aktualnych scenerii.

Tymczasem w ramach dostępnych rozdzielczości filmów możemy nagrywać w HD (720p), FullHD (1080p) i 4K. Środkową wartość możemy dodatkowo zestawić z 60 kl./s. Zwolnione tempo zostało ograniczone do 720p i 120 lub 240 kl./s.

Motorola One Fusion plus recenzja test

Jakość zdjęć i filmów jest poprawna. Ciężko doszukiwać się rewelacyjnych rezultatów, gdy tylko główna matryca oferuje porządną jakość. Obraz, który przechodzi przez szerokokątny obiektyw, jest wyraźnie ciemniejszy i w nocy bezużyteczny. Co z makro? Potrzeba naprawdę słonecznego dnia, aby dostrzec jego wartość dodaną. Niestety, ale w kiepskich warunkach oświetleniowych również główna matryca ma problemy z szumami i przekłamaniem kolorów. Jednak jak na tę klasę cenową jest to jeszcze akceptowalne. Po prostu nie należy spodziewać się niczego wyjątkowego. Analogicznie wypadają filmy, które nie są wspomagane optyczną stabilizacją obrazu. Możemy ratować nagrania z pomocą oprogramowania, które przybliża obraz i w ten sposób niweluje wszelkie drgania. Efekty są… ponownie akceptowalne.

Oprogramowanie i wydajność

Motorola dostrzega ciągle istniejącą niszę. Tyczy się ona potrzeby smartfonów z nieprzeciążonymi nakładkami, które swoim wyglądem praktycznie niczym nie różnią się w porównaniu do czystego Androida. Niemniej to nie oznacza, że Amerykanie poszli na łatwiznę i pozbawili One Fusion+ dodatków. Tych jest sporo – od legendarnych gestów, przez tryby graczy, kończąc na kilku dodatkach związanych z wyświetlaczem. Co niektórych może martwić to fakt, że Motorola zapowiedziała aktualizację do Androida 11, a później nie daje gwarancji pojawienia się kolejnej, dużej wersji Robocika.

Tymczasem wydajność One Fusion+ można określić na idealnie wystarczającą w stosunku do dzisiejszych potrzeb. To taki model, który nie ma żadnych problemów z uruchamianiem jakichkolwiek procesów i wszystko działa całkiem płynnie. Mocniejsze modele mają nadmiar mocy obliczeniowej, a słabsze muszą już liczyć się z ograniczeniami. Smartfon Motoroli zwalniał jedynie, gdy zostawały ostatnie procenty akumulatora. Zapewne ma to ścisły związek z tym, aby jednak zdążyć do ładowarki. Na wielozadaniowość nie mogę narzekać – jak na tę klasę One Fusion+ radzi sobie całkiem nieźle z procesami w tle.

Motorola One Fusion+ – recenzja Android.com.pl
Infogram

Im wyższy wynik, tym lepiej.

Recenzja Motorola One Fusion+ – podsumowanie

Jakbyśmy byli w szkole, ale nie na studiach, to dałbym Motoroli One Fusion+ mocną 4+. To udany smartfon, który jednak ma wyraźne wady. Pierwszą, która od razu rzuca się w oczy, tyczy się kiepskiego wykonania. To niewątpliwie jeden z gorszych smartfonów pod tym względem, z którym miałem przyjemność obcować w ostatnich miesiącach. Drugim problemem jest brak NFC. Jeśli chcecie korzystać z mobilnych płatności, to niestety z miejsca musicie skreślić najnowszego reprezentanta serii One. Stracicie również smartfona, który jest jednym z najmocniejszych smartfona w swojej klasie cenowej – zarówno pod względem mocy obliczeniowej, jak i mocy akumulatora. Również próżno szukać drugiego, nowego telefonu z pełnym wyświetlaczem, bez żadnych wycięć, a dodatkowo z akceptowalną jakością obrazu.

7,6/10
  • Zestaw 8
  • Budowa 6
  • Specyfikacja techniczna 7
  • Wyświetlacz 7
  • Akumulator 9
  • Aparaty 7
  • Oprogramowanie 9
  • Wydajność 8

Motyw