Nie sprzedawaj uszkodzonego smartfonu, bo ktoś inny zrobi z niego użytek

Dlaczego nie sprzedawać uszkodzonego telefonu?

5 minut czytania
Komentarze

Są trzy kategorie ludzi. Pierwsza to ci, którzy mają szuflady pełne starych smartfonów, telefonów, patefonów i nikt już nie wie, czego jeszcze. Sądzę, że jeszcze kiedyś się to do czegoś przyda. Druga grupa uważa, że stary telefon to potencjalny pieniądz, zarobek, który można dołożyć do zakupu nowego urządzenia. A trzecia grupa uważa, że stary smartfon należy zniszczyć, ewentualnie wrzucić do pudła, znieść do piwnicy i zapomnieć. Oni wyznają zasadę:

Nie sprzedawaj uszkodzonego smartfonu.

Dlaczego mówią: nie sprzedawaj uszkodzonego smartfonu?

Niby dlaczego?

Do której grupy Ty należysz? Chomikujesz relikty techniki? Czy pozbywasz się ich możliwie najszybciej? Ja przyznam się, że jestem w trzeciej grupie i mam ku temu poważne powody. I zrozum mnie dobrze: nie zależy mi na tym, abyś był paranoikiem. Jednak warto, abyś wiedział, jakie jest ryzyko. I o tym jest niniejszy poradnik.

Tak naprawdę nie mam żadnych uwag do osób, które postanowiły chomikować u siebie telefony. Nic mi nie wiadomo o tym, aby stare baterie emitowały jakieś promieniowanie, zaczęły wybuchać lub planowały rozwinąć się w morderczą sztuczną inteligencję. Tak lubisz? W porządku, nikt Ci do szuflady nie zagląda (choć być może masz w niej wiele ciekawych okazów). Za to co nieco chciałbym napisać do tych, którzy sprzedają lub wydają starsze modele.

Zobacz też: Nowa aktualizacja Instagrama zabezpieczy Was przed kradzieżą konta

Kolej rzeczy jest taka: mijają 2 albo 3 lata, urządzenie jest porysowane, działa wyraźnie wolniej, do tego bateria już niedzisiejsza. Często też na ekranie usiadł słoń i już szkło odpryskuje. Działa? No, działa, ale skoro są fundusze na nowy smartfon, to stary bez wyrzutów sprzedajesz w jakimś serwisie, przez Allegro albo wydajesz komuś z rodziny. Logiczne, prawda? Prawie każdy tak robi.

Dodajmy do tej opowieści element tajemniczości: Twój kilkuletni telefon któregoś dnia nie włączył się. Tak po prostu. A że był stary, Ty zaś masz nieco gotówki na zakup nowego, to „uceglony” smartfon jest idealną okazją do tego, aby się go pozbyć i tym samym cieszyć się nowym cackiem. Tu także nie ma niespodzianek, bo takie rzeczy dzieją się codziennie, prawda?

Co prawda poradnik o sposobach na uruchomienie smartfonu, gdy ten odmawia współpracy, już jest, ale nie mam złudzeń, że czytali go wszyscy. Mimo to pamiętaj, że tak trywialne rzeczy, jak dłuższe przytrzymanie przycisku zasilania lub po prostu skorzystanie z innej ładowarki, innego przewodu USB oraz innego gniazdka często sprawiają, że jednak maruder budzi się z długiego snu.

Idźmy dalej. Stary, obtłuczony telefon z baterią trzymającą pół godziny odchodzi na zasłużoną emeryturę, którą spędzi u jakiegoś młodego człowieka skupującego takie graty. Po co mu Twój gruchot? Może na części? Może wykłada nimi ścianę albo posadzkę? A może rozkręca je, wymienia uszkodzoną część bądź przylutowuje jakiś przewód, wymienia baterię i… używa?

Teraz wróćmy do smartfonu, który zgasł i już się nie włączył. Ty uznałeś go za zepsuty i wiele innych osób również. A jeżeli wystarczyło tylko przytrzymać dłużej zasilanie, ewentualnie wziąć inny przewód do ładowania?

Zastanawiasz się pewnie, dlaczego o tym piszę. Czy chodzi mi o to, że można było zaoszczędzić kilkadziesiąt złotych, sprzedając go jako nowy? Nie. Piszę o stratach znacznie, znacznie większych.

Wróćmy do historii ze starym, zasłużonym weteranem SMSów i klikania w proste gry. Trafia on do osoby, która ma jakieś pojęcie na temat elektroniki. Zdejmuje obudowę, ustala problem, eliminuje go bez wymiany elementów odpowiedzialnych za prawidłowe działanie dotychczasowego systemu Android. I gotowe.

A co się dzieje ze telefonem, którego nie udało się włączyć? Cóż, jeśli to tylko czkawka w działaniu i nowy właściciel uruchomił go bez problemu, to w zasadzie oddałeś mu prawie darmo sprawny smartfon, nieprawdaż?

Warto wiedzieć, czemu nie sprzedawać uszkodzonego smartfonu

Oba scenariusze prowadzą to tej samej, bardzo prawdopodobnej możliwości: ktoś obcy uruchamia Twój telefon i od razu jest zalogowany do wielu Twoich aplikacji. Ktoś odrobinę sprytniejszy być może właśnie teraz przegląda Twoje SMSy, e-maile, Facebooka, numery telefonów i e-maile do znajomych, współpracowników, bliskich. Czy już rozumiesz, jakie jest ryzyko?

No jasne, że nie wiadomo, czy nabywcy uda się uruchomić telefon, a jeśli tak, to czy zdoła to zrobić bez instalowania nowego systemu Android. Ale jeśli mu się uda, to co wówczas? I jeśli wpadnie mu w ręce zupełnie sprawny smartfon, który większość osób naprawdę będzie chciało sprzedać jako niesprawny?

Zobacz też: [Z pamiętnika serwisanta] Jak diagnozuje się telefony?

Gdy psuje się urządzenie, to nikt nie zastanawia się nad tym, do jakich danych był tam dostęp. Czasami ktoś zasmuci się przez chwilę, bo stracił ulubioną składankę albo sentymentalne zdjęcia. Jednakże tak naprawdę każdy z nas może oddać w niepowołane ręce mnóstwo prywatnych informacji o sobie. Byłoby dobrze mieć pewność, że zostaną tylko odczytane, przejrzane i nic więcej się z nimi nie stanie.

Jednak, mając dostęp do konta e-mail, dość łatwo zacząć procedurę odzyskiwania hasła: do Facebooka, do tego właśnie e-maila, do wielu innych usług, które nie wymagają autoryzacji kodem wysyłanym SMSowo.

Tutaj zakończę moją opowieść z podstępem w tle, wierząc, iż rozumiesz niebezpieczeństwa, jakie kryją się za kradzieżą tożsamości.

Motyw