W Korei Południowej zapalił się Galaxy S7, czy mamy się czego bać?

1 minuta czytania
Komentarze

Rok temu o Samsungu zrobiło się głośno, za sprawą licznych pożarów modelu Note 7. Tym razem awarii uległ jego młodszy bliźniak – Galaxy S7.

Co wiemy?

Do incydentu doszło w ojczyźnie Samsunga – Korei Południowej. Ofiarą została 20-letnia właścicielka telefonu. Urządzenie zapaliło się podczas jednoczesnego ładowania i korzystania z niego. Według zapewnień było w tamtym momencie ładowane przy użyciu oryginalnej ładowarki. Nie pojawiły się wcześniej żadne nieprawidłowości w jego funkcjonowaniu. Jak widzicie na powyższym zdjęciu skończyło się na lekkim poparzeniu i uszkodzeniu podłogi. Tutaj cała sprawa mogłaby się skończyć, gdyby tylko producent chciał dogadać się właścicielką felernego smartfona.

Nic z tego

Telefon został odesłany do serwisu Samsunga, wrócił w takim samym stanie już po dwóch dniach. Poszkodowana mimo tego nie zamierza odpuścić, telefon trafił do Koreańskiej Agencji Technologii i Standardów, gdzie czeka go szczegółowa ekspertyza. Na jej wyniki czekają również przedstawiciele Samsunga. Niestety, ta procedura trochę potrwa. W przypadku Note 7 ekspertyza została wydana po prawie pół roku.

Mamy się czego bać?

Raczej nie. Galaxy S7 nie jest najnowszym urządzeniem, został sprzedany w milionach egzemplarzy i nie docierały do nas wcześniej informacje o podobnych incydentach. Ten konkretny egzemplarz został zakupiony w lipcu zeszłego roku. Dlaczego więc doszło do pożaru? Powodów może być wiele – wymienić można wadliwą baterię, ładowarkę, jak i błąd użytkownika. Być może telefon często był wystawiany na działanie wysokiej temperatury, co doprowadziło do uszkodzenia zamontowanego ogniwa. Więcej na tego typu tematy przeczytacie tutaj.

Źródło: Korea Herald

Motyw