Chipy zabezpieczające przed podróbkami

UE chce wydłużenia żywotności elektroniki. Jest tu pewna hipokryzja…

5 minut czytania
Komentarze

Każdy zna ten scenariusz – mija rok od upłynięcia gwarancji, telewizor nie chce się uruchomić, komputer nie widzi dysku a drukarka wyrzuca niezrozumiały błąd, mimo tego, że wydałeś 300 zł na komplet tuszu. Nie wspomniałem o telefonie – jego chcesz roztrzaskać najpóźniej po 2 latach od zakupu. Z tymi problemami pierwszego świata chce walczyć Unia Europejska. Zapomina jednak o tym, że sama jest sobie winna.

Według raportu Komisji Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów przeciętny smartfon działa od roku do dwóch lat. Po chwili zastanowienia, ciężko się z tym nie zgodzić. To po tym czasie często pojawiają się problemy z przegrzewaniem oraz stabilnością, a raczej jej brakiem. Długość życia komputerów została oszacowana na 3-4 lata. Co może stać za takim wiekiem? Prawdopodobnie awarie dysków oraz kart graficznych. O ile producenci dysków próbują walczyć z awaryjnością nośników pamięci, o tyle źródło awarii kart graficznych (a przy okazji płyt głównych) jest dobrze znane i nic nie można z nim zrobić. Urządzenia AGD mają wytrzymywać 5-6 lat natomiast telewizory i lodówki 7-10 lat. Wynik ten jest typowy dla lodówek, ponieważ często są wymieniane z powodu rdzy. W kwestii telewizorów trudno się zgodzić, psują się one zdecydowanie częściej.

Co z tym zrobić?

Europosłowie za taki stan rzeczy obwiniają producentów. Nie ma w tym nic dziwnego, dowodów na planowane postarzanie jest wiele, sam opisywałem je kilka miesięcy temu. Co proponuje Bruksela? Producenci mieliby zostać zmuszeni do naprawy i ponownego wykorzystania sprawnych komponentów. Obecnie recykling oznacza zmielenie urządzenia, przetopienie i wyprodukowanie czegoś innego. Nie lepiej jest z naprawą. Często kończy się na wymianie urządzenia, bez podejmowania próby naprawy.

Politycy twierdzą, że można oszacować czas pracy urządzenia, dlatego proponują wprowadzenie etykiety z informacją o planowanym czasie pracy. Sugeruje się również wprowadzenie oznaczeń, dla urządzeń mniej podatnych na awarię. Cóż, pomysł jest wręcz niedorzeczny. Zapytajcie dowolnych PR-owców dowolnego producenta o cokolwiek – zawsze będą was przekonywać o wysokiej jakości swoich produktów. Klienci kupują cyframi, tak że oczywiste jest, że żywotność telefonu zostanie wyznaczona na 10 lat lub więcej. Nikt nie udowodni producentowi kłamstwa, ponieważ jego „warunki laboratoryjne” nijak mają się do kieszeni użytkownika.

Unia Europejska chce również wydłużenia okresu gwarancyjnego. Obecnie standardem są 2 lata i tylko Apple udaje się od tego uciec. Z gwarancją jest taki problem, że użytkownik sam za nią płaci. Wydłużenie ochrony gwarancyjnej jest możliwe, jednak zapłacą za nią konsumenci i wcale nie gwarantuje to tego, że do naprawy dojdzie. Jak zapewne wiecie istnieje coś takiego jak uszkodzenie mechaniczne. Jeżeli w jakikolwiek sposób można zarzucić użytkownikowi doprowadzenie do usterki, to dostaniemy z powrotem uszkodzone urządzenie i adnotację o odmowie naprawy gwarancyjnej. Niektóre serwisy są na tyle perfidne, że dzwonią i proponują płatną naprawę w cenie przewyższającej wartość urządzenia. Jakie uszkodzenia są zaliczane do mechanicznych?

  • Uszkodzenie przycisków
  • Pęknięty (samoistnie) wyświetlacz
  • Urwany port USB lub słuchawkowy
  • Niezauważalnie wygięcie urządzenia
  • Rozpadnięcie się obudowy

Powyższe przypadki to mnóstwo ciekawych historii. Zapewne wielu z was spotkało się z urwanym portem USB. Kiedyś pewien polski importer sprzętu wprowadził na rynek tani chiński tablet. Niestety, trafiła się wadliwa seria i znaczna część z nich trafiła do serwisu z uszkodzonym portem USB. Serwis twierdził że to uszkodzenie mechaniczne nie objęte naprawą gwarancyjną i wycenił naprawę na 80 zł. To bardzo częsta praktyka także u innych producentów i importerów. O wyginających się telefonach słyszał prawie każdy. Coś co było przedmiotem drwin, stało się utrapieniem użytkowników. Wyginały się niektóre Xperie, wygina się Huawei P8 Lite. Naprawa gwarancyjna kończy się propozycją wymiany wyświetlacza, lub całkowitą odmową. Tylko kto odpowiada za wykrzywienie telefonu? Użytkownik czy producent, który użył złych materiałów w złej ilości? Rozpadająca się obudowa to problem znany fanom słuchawek bezprzewodowych. Odmowa naprawy jest oczywista, winowajca również.

Europosłowie walczą również o prawo do samodzielnej naprawy, również podczas obowiązywania ochrony gwarancyjnej. Tu pojawia się problem. Naprawa wykonana przez kogoś, kto nie ma o tym pojęcia to bardzo zły pomysł. W przypadku ochrony gwarancyjnej nie ma to sensu, ponieważ lepszym rozwiązaniem jest oddanie urządzenia do serwisu. Owszem, serwisantom bardzo często zdarzają się pomyłki – w takim wypadku wymieniany jest uszkodzony podzespół lub całe urządzenie na koszt producenta. Parlament Europejski walczy również o dostęp do części zamiennych, co jest bardzo trafionym pomysłem. Obecnie serwisy bardzo często używają części z innych telefonów, mimo że nie zawsze wskazane jest montowanie używanych podzespołów.

Całkowity brak konsekwencji

1 lipca 2006 roku, zgodnie z nową dyrektywą UE przestano używać cyny z dodatkiem ołowiu. Nowe przepisy były dramatem dla producentów. Trzeba było spowolnić produkcję (cyna bezołowiowa topi się dłużej i w wyższej temperaturze), opracować nową technologię oraz przetestować. Na ostatni punkt zabrakło czasu. Nikt nie wiedział jak zachowają się spoiwa po dłuższym czasie. Pewne było tylko to, że są mniej elastyczne i mogą pękać. Przepis wymagał, więc wprowadzono niesprawdzoną technologię do produkcji. W swoim czasie po sieci krążył poniższy obrazek, ukazujący degradację spoiw bezołowiowych.

Efekty są dziś wszystkim znane. Masowo psują się elementy narażone na wysoką temperaturę, takie jak karty graficzne, płyty główne (zarówno w PC, jak i laptopach), czy każda bardziej skomplikowana elektronika, obecna np. w telewizorach czy samochodach. Wprowadzone zmiany nie przyniosły żadnych pozytywnych skutków. Urządzenia pracują znacznie krócej, rośnie sterta elektronicznego złomu. Niestety, o tej ustawie nikt już nie pamięta, nawet sami politycy…

Motyw