Naukowcy wykryli coś, czego się nie spodziewali — aż 85 tysięcy trzęsień ziemi na Antarktydzie. Był to tak zwany rój trzęsień ziemi. Termin ten odnosi się do sytuacji, w której wiele trzęsień ziemi występuje na tym samym małym obszarze i każde z nich jest niezależne, a nie trzęsieniami wtórnymi, oraz nie występuje wstrząs główny, czyli mocne trzęsienie o wyższej magnitudzie, niż pozostałe.
85 tysięcy trzęsień ziemi na Antarktydzie
Zjawisko to wystąpiło na terenie Cieśniny Bransfielda. Jest to akwen o szerokości około 60 mil morskich i długości około 200, który znajduje się między północno-zachodnim krańcem Półwyspu Antarktycznego a Szetlandami Południowymi, czyli tuż pod Ameryką Południową. Całe zjawisko rozpoczęło się od 128 trzęsień o magnitudzie przekraczającej 4,0, które miały miejsce w sierpniu 2020 roku. Następnie do 6 listopada zarejestrowano kolejne 3186 trzęsień. W sumie w czasie trwania roju zarejestrowano 85 tysięcy trzęsień ziemi na Antarktydzie. Międzynarodowy zespół badaczy stwierdził, że rój ten był najbardziej intensywnym trzęsieniem ziemi, jakie kiedykolwiek zarejestrowano w tym regionie.
Zazwyczaj takie procesy zachodzą w geologicznych skalach czasowych, a nie w ciągu kilku miesięcy. Więc w pewnym sensie mamy szczęście, że to widzimy.
— Podkreślają naukowcy.
Szybko też zaczęto szukać jego przyczyny. Naukowcy zwrócili uwagę na to, że w okolicy znajduje się podwodny wulkan Orca, który od lat uchodzi za nieaktywny, to podejrzewa się, że potwór ten właśnie zaczął się budzić.
Zobacz też: Salwador chce wydobywać kryptowaluty dzięki wulkanom
Przyjrzyjmy się więc samemu wulkanowi: ten składa się ze stożka o średnicy około 11 kilometrów i krateru szerokiego na ponad 3 kilometry, natomiast jego wysokość to około 900 metrów. Według badaczy zbliżająca się erupcja wulkanu była prawdopodobną przyczyną najmocniejszych trzęsień z przełomu października i listopada. Warto jednak dodać, że nie zaobserwowano żadnych bezpośrednich dowodów erupcji wulkanu Orca, a jedyne dowody poszlakowe wynikają właśnie z zarejestrowanego trzęsienia Ziemi.
Zobacz też: Tonga odcięta od internetu — powodem erupcja wulkanu
Jak widać wulkan ten nie stanowi większego zagrożenia dla życia ludzi — nawet tych na skraju Ameryki Południowej. Jest to za to wdzięczny obiekt badań dla wulkanologów i sejsmologów, którzy mogą jeszcze przez wiele miesięcy analizować zebrane dane, które lepiej przysłużą się do zrozumienia zjawiska rojów trzęsień ziemi. Przy okazji pozostaje jeszcze pytanie: czy to odosobniony przypadek? Czy też możemy się spodziewać przebudzenia aktywności wulkanicznej na całej Antarktydzie?
Źródło: newsweek.com