Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba

James Webb gotowy do dalszej kalibracji – przymusowy urlop dobrze mu zrobił

2 minuty czytania
Komentarze

NASA ogłosiła, że jest gotowa do rozpoczęcia wykonywania zdjęć testowych i ustawiania optyki Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. Stało się to po tym, jak najbardziej skomplikowane urządzenie świata odpoczęło po ciężkim locie, rozkładaniu oprzyrządowania i serii testów. Po tak ciężkiej pracy teleskop musiał ochłonąć — i to dosłownie. Osiągnął on bowiem ostateczną temperaturę roboczą wynoszącą -267 stopni Celsjusza.

James Webb gotowy do kalibracji

James Webb gotowy do kalibracji

Oczywiście to nie tak, że dopiero po tym mógł zacząć stygnąć. James Webb stopniowo schładzał się od czasu udanego startu 25 grudnia. Kluczowe w tym było jednak rozłożenie osłony przeciwsłonecznej, ponieważ w promieniach naszej gwiazdy trudno, aby był tak chłodny. Sam ten ruch pozwolił na osiągnięcie temperatury -183 stopni Celsjusza. To jednak wciąż za dużo dla prawidłowego działania detektora podczerwieni MIRI. Dlatego też dalsze zbicie temperatury udało się dopiero po uruchomieniu elektrycznego chłodzenia teleskopu. To jednak było możliwe dopiero po osiągnięciu temperaturowego punktu krytycznego.

Zobacz też: James Webb zrobił niesamowite zdjęcie gwiazdy – teleskop zdał ważny test

Zespół chłodnicy MIRI włożył wiele ciężkiej pracy w opracowanie procedury dla punktu krytycznego. Zespół był zarówno podekscytowany, jak i zdenerwowany, przystępując do tej krytycznej czynności. W końcu procedura została wykonana podręcznikowo, a wydajność chłodnicy jest nawet lepsza, niż oczekiwano.

— Powiedziała Analyn Schneider, kierownik projektu MIRI z Jet Propulsion Laboratory NASA. 

No dobrze, ale dlaczego schłodzenie go jest aż tak kluczowe? MIRI nie działałoby w wyższej temperaturze? Oczywiście, że tak. Sęk w tym, że to detektor podczerwieni, więc promieniowania cieplnego. Gdyby teleskop był cieplejszy, to mógłby zakłócać sam swoją pracę. Niskie temperatury są również niezbędne, aby uniknąć tzw. ciemnego prądu, czyli siły elektrycznej, która powstaje podczas drgań atomów w detektorach teleskopu. Ruch ten może powodować powstawanie fałszywych sygnałów, które utrudniają teleskopowi uzyskanie dokładnego obrazu ciała niebieskiego. Warto tu bowiem podkreślić, że niższe temperatury to także niższa energia drgań atomowych. Jak widać, osiągnięcie tak niskich temperatur jest kluczowe dla działania urządzenia. Nie jest to bowiem typowy teleskop optyczny czy radioteleskop, w których przypadku głównym problemem jest grubość atmosfery ziemskiej. To właśnie dlatego James Webb musiał zostać wystrzelony znacznie dalej, niż teleskop Hubble`a. Teraz zaś, gdy teleskop jest odpowiednio schłodzony, można rozpocząć kalibrację, po której powinien być gotowy do pracy.

Źródło: Engadget

Motyw