Mango Pi MQ Pro

Mango Pi MQ Pro to nie tylko konkurencja dla Raspberry Pi Zero, ale i ARM

3 minuty czytania
Komentarze

MangoPi MQ Pro to z pozoru kolejny klon Raspberry Pi Zero. Jednak tak naprawdę mamy tu do czynienia ze sprzętem zarówno niezwykle podobnym, jak i całkowicie innym. Nie jest to bowiem odpowiednik malinki, który robi wszystko, by każdy moduł i każda linijka kodu była z nim kompatybilna, a jednocześnie nie jest to też kolejny, bezużyteczny sprzęt, który nie tylko nie wspiera rozwiązań i aplikacji z Raspberry Pi Zero, nie dając niczego w zamian. Mango Pi MQ Pro to odpowiednik malinki z układem RISC-V.

Mango Pi MQ Pro

Mango Pi MQ Pro

Prototyp Mango Pi MQ Pro został przedstawiony jeszcze w styczniu, a już teraz trafił on do masowej produkcji. Producent w jego przypadku zrezygnował z klasycznej zielonej płytki na rzecz bardziej agresywnej, czerwonej kolorystyki. Jednak poza kwestiami wizualnymi nie ma to większego znaczenia. Najważniejsze jest jednak to, co znajdziemy w środku. Jego sercem jest jednordzeniowy procesor Allwinner D1 z rdzeniem RISC-VC906 Core o taktowaniu 1 GHz — jak widać, to odpowiednik pierwszego Pi Zero, a nie Pi Zero 2. Do tego dochodzi 512 MB RAM DDR3, dwa porty USB-C, z czego jeden jest do zasilania, slot kart microSD oraz mini HDMI. Mimo że to SBC na RISC-V, to nie zabrakło GPIO zgodnego z Raspberry Pi Zero, więc możliwe jest wykorzystanie modułów zgodnych z malinką, o ile znajdziemy dla nich stosowne sterowniki. Zwieńczeniem systemu jest komunikacja Bluetooth i Wi-Fi. Całość została natomiast wyceniona na 20 USD, czyli około 100 PLN.

Zobacz też: Już nie tylko Raspberry Pi – płytki z RISC-V konkurencją dla Arduino

No dobrze, ale po co to komu? Otóż RISC-V jest prawdziwie wolną architekturą procesora. Żadna firma, poza fundacją RISC-V nie ma wpływu na patenty z nią związane, w przeciwieństwie do ARM. Co więcej, dzięki temu, że siedzibą fundacji jest Szwajcaria, to żaden rząd czy organizacja międzynarodowa nie może w żaden sposób wpływać na dostęp, czy rozwój tego standardu. Mamy tu więc do czynienia z prawdziwie wolnym i niezależnym standardem. I to jest jego największa siła, zwłaszcza w czasach dość niestabilnych politycznie i gospodarczo. I nie mam tu na myśli, tylko inwazję Rosji na Ukrainę, ale i wojnę handlowo-patentową, która od kilku lat toczy się między Chinami i USA. Warto tu podkreślić, że to właśnie przez nią fundacja RISC-V opuściła Stany Zjednoczone, aby technologia ta nie stała się kolejną bronią w wojnie na patenty. Szwajcaria ma tutaj gwarantować wolność i niezależność. I o ile przy obecnym rozkładzie sił dostęp do technologii jest po naszej stronie, to warto mieć jakiś plan awaryjny na przyszłość — właśnie tym może być RISC-V. Natomiast dzięki wszechstronności SBC dość szybko układ ten może stać się podstawą smart home, PC, konsol do gier i wielu inncyh systemów.

Źródło: Tomshardware

Motyw