Ustawa o cyberbezpieczeństwie zagraża małym operatorom

Ustawa o cyberbezpieczeństwie zagraża małym operatorom – te zapisy są bezsensowne

3 minuty czytania
Komentarze

Nowelizacja ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa to temat, który przewija się już od dwóch lat. Kolejna jej wersja pojawiła się w Rządowym Centrum Legislacji. I chociaż na pierwszy rzut oka wygląda ona o wiele lepiej, niż dotychczasowe, to jednocześnie sprawia, że na rynku tylko najwięksi operatorzy będą mieli cokolwiek do gadania i teoretycznie będą oni mogli zniszczyć mniejszą konkurencję w sposób całkowicie legalny. Tym samym nowelizacja ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa zagraża małym operatorom.

Ustawa o cyberbezpieczeństwie zagraża małym operatorom

Ustawa o cyberbezpieczeństwie zagraża małym operatorom

Dla przypomnienia: ustawa ta ma ustalić nowe wytyczne dla dostawców sprzętu, a także dokonywania indywidualnej oceny ich poziomu bezpieczeństwa. Wśród organów orzekających znajdują się zarówno te państwowe, jak i operatorzy sieci komórkowych, czyli sami zainteresowani. Problem w tym, że takie możliwości zyskają tylko ci, którzy wykazują roczny przychód powyżej kwoty 113 milionów złotych. 

Procedowana od prawie dwóch lat nowelizacja ustawy o KSC od samego początku wzbudzała kontrowersje ze względu na procedurę oceny dostawców wysokiego ryzyka. Nadanie dostawcy takiego statusu miałoby bezpośrednie przełożenie na to, czy może on zostać dopuszczony do budowy sieci telekomunikacyjnych w Polsce. Wykluczenie oznaczałoby zaś dla operatorów telekomunikacyjnych konieczność poniesienia dużych kosztów wymiany sprzętu. Decyzję w tej sprawie miałoby podejmować specjalne kolegium ds. cyberbezpieczeństwa na bazie różnorodnych kryteriów, m.in. narodowościowych. Dla wielu podmiotów rynkowych taki kształt prawa nosił znamiona upolitycznienia i arbitralności.  Niestety nowa wersja ustawy o KSC jednocześnie wprowadza zapisy kontrowersyjne. Dopuszczenie operatorów do procedury weryfikacji DWR ograniczone jest bowiem tylko do tych firm, które mogą się pochwalić rocznymi przychodami powyżej ok. 113 mln zł. Co więcej, operatorzy, którzy wykażą przychód poniżej wskazanego progu, nie będą mieli możliwości zaskarżenia rozstrzygnięcia bezpośrednio godzącego w ich interesy.

Podkreśla w komentarzu dla agencji Newseria Biznes Piotr Muszyński, doradca społeczny prezydenta Pracodawców RP ds. teleinformatyki, prezes Fixmap.

Zobacz też: Wielka Brytania zbiera drużynę na poszukiwanie dostawcy nadajników 5G

Oznacza to, że więksi gracze mogą celowo bojkotować tańszy sprzęt skrojony pod potrzeby tych mniejszych, aby uniemożliwić im rozwój własnej infrastruktury. Co więcej, złożenie jakiejkolwiek skargi w tej sprawie staje się całkowicie niemożliwe. Biorąc pod uwagę, że samo uzyskanie licencji na budowę sieci komórkowej jest procesem żmudnym i wymaga dokładnego prześwietlenia firmy, to procedura taka jest irracjonalna. Nie ma bowiem możliwości, aby nagle pojawiło się wielu operatorów lobbujących za sprzętem podejrzanych firm.

Zobacz też: Huawei buduje swoją pierwszą fabrykę nadajników 5G w Europie

To jednak nie koniec problemów. Otóż wedle ustawy operatorzy musieliby w ciągu 5 lat wymienić sprzęt zablokowany decyzją rady.

Z kosztami wymiany sprzętu poprzez podniesienie cen dla konsumentów poradzą sobie duże firmy telekomunikacyjne. Jednak dla mniejszych firm konieczność wymiany sprzętu telekomunikacyjnego może się wiązać z na tyle dużymi wydatkami, że zwyczajnie splajtują – przestrzega Piotr Muszyński. – Już w 2020 roku średni koszt wymiany sprzętu dla pojedynczej firmy KIKE wyliczyło na poziomie 2,99 mln zł. Już wtedy była to kwota, która dla części podmiotów stanowiła swoiste być albo nie być na rynku. Tym bardziej mali i średni operatorzy powinni mieć możliwość udziału w procedurze oceny dostawców wysokiego ryzyka.

— Dodaje ekspert.

Jak widać, nowe przepisy mają raczej mało wspólnego z bezpieczeństwem, a więcej z utrzymaniem statusu quo dużych graczy.

Źródło: Newseria

Motyw