Leczenie za pomocą wirusów

Wirus jako lek? U myszy sprawdza się świetnie

3 minuty czytania
Komentarze

Jestem Legandą to film o grasującym za dnia potworze, który porwał ukochaną przywódcy pewnej małej społeczności i przeprowadzał na niej eksperymenty. Przynajmniej z perspektywy ofiar sztucznie wyhodowanego wirusa mającego na celu leczenie ludzi. Z perspektywy ostatniego człowieka na Ziemi była to walka o odwrócenie tragicznych skutków największego błędu w historii nauki. Na szczęście życie to nie film, a pierwsze fazy eksperymentów z przyjaznymi wirusami są przeprowadzane na zwierzętach. Myszy zaś znoszą je bardzo dobrze i wcale nie stają się agresywnymi potworami uczulonymi na światło — chociaż może to z powodu ich pozytywnego nastawienia?

Leczenie za pomocą wirusów

Leczenie za pomocą wirusów

Nie chodzi tu o terapię za pomocą bakteriofagów, które są wirusami atakującymi bakterie. W tym przypadku chodzi o to, żeby wirus zaatakował… nas. Po co? Otóż z wiekiem każdy doświadcza pewnych ubytków pamięci. Jest to naturalna konsekwencja starzenia się człowieka. Już dawno wykazano jednak, że możliwe jest ograniczenie utraty pamięci poprzez modyfikację stylu życia i diety. Nowe badanie przeprowadzone przez Uniwersytet w Cambridge jest inne. Zamiast koncentrować się na modyfikacji stylu życia, badacze skupili się na problemach związanych z utratą pamięci związaną z wiekiem na poziomie genetycznym.

Zobacz też: Szok i niedowierzanie – instalowanie Windows 11 z niezaufanego źródła sprawia problemy

Badanie, w którym uczestniczyli naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge i Uniwersytetu w Leeds, polegało na odwróceniu związanej z wiekiem utraty pamięci u myszy, co otwiera drogę do podobnych metod leczenia u ludzi. Badania pojawiają się w obliczu rosnącego zapotrzebowania na sposoby zapobiegania i leczenia demencji, która, jak się oczekuje, stanie się jednym z głównych problemów zdrowia publicznego w miarę starzenia się społeczeństw. Mózg zawiera rodzaj rusztowania wokół komórek nerwowych, które zmienia się z czasem, przyczyniając się do utraty pamięci. Kluczem do rozwiązania tego problemu może być rodzaj struktur zwanych sieciami perineuronalnymi (PNNs), które odgrywają rolę w zdolności mózgu do adaptacji i uczenia się nowych rzeczy — coś, co określa się mianem neuroplastyczności. Według badaczy PNNs działają głównie poprzez kontrolowanie neuroplastyczności, wyłączając wzmocnioną plastyczność, która istnieje w dzieciństwie, gdy mózg osiągnie swój optymalny stan. Choć pewien stopień neuroplastyczności pozostaje w dorosłym życiu, nie jest on już taki sam, jak ten, którego doświadczamy w wieku, powiedzmy, 10 lat.

Zobacz też: 

Jest w tym pewna korzyść — spadek neuroplastyczności pozwala mózgowi pracować bardziej wydajnie. Ma to jednak także wady. Z biegiem czasu doświadczamy utraty pamięci i mamy coraz więcej problemów z uczeniem się nowych rzeczy. Naukowcy zajęli się tym za pomocą wirusa, który podrasował związki znajdujące się w PNN, takie, które są związane ze zwiększoną neuroplastycznością. W ten sposób badacze odkryli, że stare myszy doświadczyły całkowicie przywróconej pamięci, przynajmniej jeśli chodzi o labirynty. Naukowcy zastanawiają się, czy ten sam lek mógłby także pomóc w leczeniu choroby Alzheimera. Tu jednak uciekamy już od Jestem Legendą i zmierzamy do Planety Małp. A w tym przypadku Planety Myszy. Być może będą to jednak wesołe i pogodnie nastawione do życia myszy dzięki wiecznemu haju na dopaminie?

Źródło: SlashGear

Motyw