samochód wezwał strażaków

Samochód sam wezwał strażaków do wypadku. Tyle tylko, że auto było… w salonie

1 minuta czytania
Komentarze

W ostatni weekend w Lublinie doszło do nietypowej sytuacji. Samochód sam wezwał strażaków do wypadku, więc dwa zastępy wspomagane przez policjantów pojawiły się na miejscu zdarzenia. Problem polega na tym, że auto wcale nie uczestniczyło w wypadku. Mało tego, stało – najprawdopodobniej nietknięte – w salonie samochodowym.

Samochód wezwał strażaków prosto z salonu z autami

W ostatnią sobotę ok. 17:20 służby ratunkowe otrzymały powiadomienie o wypadku. To nie człowiek zadzwonił jednak pod numer alarmowy. Zgłoszenie pochodziło z automatycznego systemu służącego do powiadamiania o takich zdarzeniach – tego typu rozwiązania są montowane we współczesnych samochodach. Do groźnego zdarzenia miało dojść na wyjeździe z Lublina w kierunku Kraśnika.

Dwa zastępy straży pożarnej oraz policja próbowały dotrzeć na miejsce wypadku. Okazało się jednak, że do żadnego niebezpiecznego zdarzenia nie doszło. Sygnał pochodził z systemu w aucie, które… stało w salonie samochodowym. Jakby tego było mało, salon był już zamknięty. Ostatecznie służby nie potwierdziły żadnego zdarzenia w ruchu drogowym. Najprawdopodobniej alarm został uruchomiony przez przypadek.

Czytaj także: Tesla Model S może się rozładować, nawet gdy jest podłączona do ładowarki

Zazwyczaj w przypadku bezpodstawnego wezwania służb trzeba liczyć się z możliwymi konsekwencjami prawnymi. Tym razem z oczywistych względów trudno jednak mówić o pociąganiu kogokolwiek do odpowiedzialności.

źródło i zdjęcia: lublin112.pl

Motyw