Satelita do badania poziomów mórz

Mało brakowało, a doszłoby do kosmicznej kraksy chińskiej rakiety i… radzieckiego satelity

2 minuty czytania
Komentarze

Mało brakowało, a doszłoby do groźnego zderzenia pomiędzy dwoma kosmicznymi śmieciami. W jego wyniku mogłyby powstać setki, a nawet i tysiące odłamków. Te natomiast stanowiłyby olbrzymie zagrożenie dla innych obiektów i mogłyby zniszczyć funkcjonujące satelity. W najgorszym scenariuszu mogłoby dojść do efektu domina, na którego skutek uszkodzeniu uległoby wiele obiektów na danej orbicie, a jej zapełnienie odłamkami utrudniłoby wypełnienie luk innymi satelitami. A wszystko z powodu Chin i… Związku Radzieckiego.

Chińska rakieta i radziecki satelita uniknęły zderzenia

Chińska rakieta i radziecki satelita uniknęły zderzenia

Mowa tu o rzecz jasna już dawno niedziałającym radzieckim satelicie i chińskiej rakiecie wspomagające. Te dwa obiekty zmierzały w swoim kierunku. Na szczęście nie doszło do zderzenia. LeoLabs, prywatna firma zajmująca się śledzeniem przestrzeni kosmicznej, używa radarów naziemnych do śledzenia obiektów kosmicznych. Przewidziała ona prawdopodobieństwo kolizji na poziomie 10% lub wyższym. Dyrektor generalny firmy powiedział, że chociaż prawdopodobieństwo kolizji jest wysokie, sytuacja nie była rzadka. Z drugiej strony wojsko amerykańskie przewidziało prawie zerową szansę na zderzenie obiektów. Określiło to na podstawie danych z największej na świecie sieci radarów i teleskopów.

Zobacz też: Test wytrzymałości i rozbiórka – OnePlus 8T skrywa kilka ciekawostek

Korzystając z sytuacji naukowiec z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, Moriba Jah, próbował zwiększyć świadomość społeczną na temat ogromnej ilości śmieci kosmicznych krążących wokół planety. Twierdzi on, że istnieje ciągłe ryzyko kolizji, a ta ostatnia była najnowszym dowodem na to, że potrzebne są międzynarodowe wysiłki na rzecz śledzenia kosmicznych śmieci. Podkreślił przy tym, że jego dane wskazują na dziesiątki potencjalnych kolizji, do których dochodzi w danym momencie. Powiedział również, że nieczynny satelita i rakieta wspomagająca powinny znajdować się w odległości do 72 metrów od siebie. Podobną retorykę przyjął prezes LeoLabs. On także twierdzi, że jego firma chce podnieść ogólną świadomość na temat problemu śmieci kosmicznych. W ten sposób chce zachęcić sektor prywatny do ich uporządkowania. Podkreślił, że bardzo często satelity przelatują w odległości mniejszej, niż 100 metrów od siebie.

Źródło: SlashGear

Motyw