W tym roku odrodziło się pojęcie zabójcy flagowców. Tylko nie za sprawą OnePlusa, który sam staje się tą firmą, z którymi wcześniej walczył, a za sprawą Redmi, która… zajmuje miejsce OnePlusa. Tania marka Xiaomi pokazała serię Redmi K20, bliżej nam znaną jako Mi 9T. W ten sposób dostaliśmy tanie modele z topowymi podzespołami i bez wycięć w wyświetlaczu. Te ostatnie w przypadku nadchodzących następców niejako wrócą. Koniec z wysuwanym aparatem, ale to niejedyna wyraźna zmiana, na którą teoretycznie powinniśmy się szykować.
Szkic wyglądu Redmi K30 nie napawa optymizmem
Jeśli wierzyć powyższemu tweetowi, to Redmi K30 wykorzysta poczwórny moduł aparatów, który nadal będzie osadzony w pionie, ale z… okrągłą wyspą. Powtarza się sytuacja z między innymi OnePlus 7T, który nie zbiera pozytywnych opinii ze względu na takie posunięcie. Oczywiście to kwestia gustu, ale dodajmy do tego też względy ergonomiczne. Redmi K20, a właściwie Xiaomi Mi 9T doceniłem za praktycznie w ogóle niewystający aparat. Wyspa na pewno nie będzie zespolona z całą powierzchnią. Szczęście w nieszczęściu, że zapowiada się ona na dużą powierzchnię i centralnie umieszczoną, więc chybotanie się na boki może nie być nadmiernie irytujące. Druga niespodziewana zmiana z powyższego tweeta to czytnik linii papilarnych na boku urządzenia. Skoro ten w Redmi K20 został zatopiony w wyświetlaczu, to co może skłonić do zmiany w ramach następcy? Ekran IPS LCD zamiast AMOLED?
Zobacz też: Google pewne siebie – nagrody za złamanie zabezpieczeń Androida rosną!
Pamiętajmy też, że Redmi K30 ma być pierwszym smartfonem firmy z 5G i pojawi się w 2020 roku w dwóch wersjach. Nie wiemy, czy obie mają oferować technologię łączności nowej generacji, ale obecne plotki wskazują, że bazowa będzie korzystać z układu Qualcomma, a topowa z MediaTeka i właśnie z 5G. Po Redmi Note 8 to druga seria, gdzie najwyraźniej tajwańska firma ma być uważana za tą lepszą. Sprytna próba naprawy reputacji?
Źródło: Gizchina