Dziś w Paryżu Huawei zaprezentował 3 nowe telefony – modele P20 Lite, P20 i P20 Pro. Więcej na ten temat dowiecie się z wpisu Kacpra. W tym tekście chciałbym skupić się na wariancie Pro.
Design
Nie da się ukryć, że telefon jest dość gruby. Nie uważam tego jednak za wadę, ponieważ urządzenie świetnie leży w dłoni. Obudowa wydaje się może lekko toporna, jednak jednocześnie sprawia wrażenie bardzo solidnej. Tylne plecki są wykonane z błyszczącego tworzywa, w moim przypadku jest ono czarnego koloru. 3 obiektywy aparatu wbrew pozorom nie rzucają się w oczy, przeszkadza jedynie znaczne odstawanie od reszty korpusu podwójnego obiektywu. Telefon kiwa się na boki po położeniu na płaskiej powierzchni. Na górze i dole obudowy znajdziemy charakterystyczne i dobrze znane paski antenowe. Niestety, na dole nie odnajdziemy złącza jack 3,5 mm, nad czym bardzo ubolewam. Do zestawu została dołączona przejściówka
Wcięcie w wyświetlaczu
Od dawna było wiadomo, że Huawei w najbliższym flagowcu osadzi wcięcie na wyświetlaczu znane z iPhone’a X. Nie jestem fanem notcha, jednak Huawei chce gonić rynek i nic na to nie poradzimy. W miejscu wycięcia nie znajdziemy jednak kosmicznych czujników, a głośnik i diodę LED. Sam wyświetlacz prezentuje naprawdę żywe kolory, jestem z niego jak najbardziej zadowolony.
Aparat
Aparat mocno mnie zaskoczył, mimo bardzo ponurej pogody zdjęcia są żywe i ostre. Nigdy dotąd nie miałem do czynienia z tak genialnym aparatem w telefonie. Powyższe zdjęcia mają charakter poglądowy, zostały wykonane w trybie automatycznym. Z uwagi na ogrom funkcji aplikacji aparatu jego ocena wymaga większej uwagi.