Samochody elektryczne — zmowa hipokrytów

5 minut czytania
Komentarze

Samochody elektryczne to niewątpliwie rewolucja. Na początku wydawały się one fajnym zamiennikiem dla samochodów spalinowych. W określonych zastosowaniach znajdowało się dla nich zastosowanie oraz sens. Ostatnimi czasy jednak doskonale wiemy, że jest to rewolucja, która będzie nam „wpychana na siłę” pod licznymi pretekstami. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego preteksty te nie mają ani trochę sensu oraz dlaczego samochody elektryczne wydają się być wielką zmową hipokrytów.

Regulacje Unii Europejskiej

Przymusową rewolucję, która czeka nas w przyszłości, przede wszystkim będziemy zawdzięczać Unii Europejskiej. Nie tak dawno został przegłosowany zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi, który ma wejść w życie od 2035 roku. Może wydawać się, że czasu jest jeszcze dużo, lecz wystarczy popatrzeć na ruchy producentów samochodów. Duża część z nich, już zaczęła rozszerzać swoje oferty o samochody elektryczne. Szacuje się, że rewolucja ta nadejdzie do roku 2030, ponieważ już wtedy producenci będą przede wszystkim sprzedawać samochody elektryczne.

Okej, wiemy już, że nie kupimy sobie nowego samochodu z silnikiem spalinowym. Co jednak w sytuacji, kiedy takowy już posiadamy? Wówczas możemy być pewni, że będzie na nas czekać urzędowe piekło. Podatki od samochodu spalinowego czy problemy z rejestracją to tylko wierzchołek góry lodowej. Pojawiają się tutaj dwa bardzo istotne pytania. Po pierwsze czy Unia ma świadomość, że wcale to nie rozwiąże problemów ekologicznych? Po drugie zaś czy Unia wie, że nie wszystkich obywateli państw członkowskich stać na takie auta? Nie wydaje mi się, że ktokolwiek się nad tym zastanawiał.

Samochody elektryczne — ekologiczna hipokryzja

Brak emisji spalin — główny powód, dla którego samochody elektryczne mają być ekologiczne. Czy jednak na pewno tak to wygląda? Oczywiście, że nie i tutaj właśnie przedstawia się ta ekologiczna hipokryzja. Zarówno UE, jak i państwa członkowskie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w kontekście energii odnawialnej jesteśmy jeszcze daleko od ideału. Korzystanie z nieodnawialnych zasobów, przede wszystkim z węgla stanowi bardzo dużą część pozyskiwania energii elektrycznej. To powoduje, że może i faktycznie samochody nie emitują spalin, ale elektrownie, które będą musiały zasilić owe samochody już jak najbardziej.

Tylko w przypadku, gdy większość energii będzie pochodzić z zasobów odnawialnych, możemy mówić o faktycznej ekologii w kontekście samochodów elektrycznych. Tak jednak obecnie nie jest i trzeba przypomnieć, że taki stan rzeczy nasz kraj chce uzyskać do 2050 roku. Zestawiając to z faktem, że już obecnie elektrownie mają problemy z zaspokojeniem potrzeb na energię elektryczną, stanowi to bardzo duży problem ekologiczny, który nie będzie taki łatwy do rozwiązania.

A co z akumulatorami? Kolejna kwestia, z której zagorzali zwolennicy doskonale zdają sobie sprawę, lecz nikt nie mówi o tym głośno. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że akumulatory nie są ani proste, ani tanie w utylizacji. Słyszeliście o plaży na Filipinach ze zużytymi akumulatorami? Właśnie to stanie się po elektrycznej rewolucji. Obecny świat to przede wszystkim biznes i naiwny jest ten, kto myśli, że producenci samochodów będą utylizować akumulatory zgodnie z ekologiczną sztuką. Te najprawdopodobniej trafią do biedniejszych krajów, które przyjmą tego rodzaju niebezpieczne opady za zdecydowanie mniejsze pieniądze, niż ich utylizacja.

Jesteś mechanikiem? Zacznij się przebranżawiać

Bardzo często nam się wmawia, jak bardzo istotne dla rozwoju jest tworzenie nowych miejsc pracy, specjaliści oraz niewielcy przedsiębiorcy. Samochody elektryczne niestety zupełnie temu przeczą. Wiecie ile taki samochód elektryczny, ma wszelakiej elektroniki? W zasadzie składa się tylko z elektroniki, ponieważ nawet akumulatory sterowane są przez konkretne układy.

Rewolucja ta zatem spowoduje, że mechanicy, jakich znaliśmy do tej pory, przestaną być potrzebni, a na pewno ich liczba znacznie się zmniejszy. Jeśli taki samochód wam się popsuje, to jedyne co wam zostaje, to zacisnąć zęby i jechać na serwis. Wszelaką elektronikę łatwiej jest zabezpieczyć przed niepożądaną przez serwis ingerencją. Często wystarczy zabezpieczyć kostkę pamięci na układzie scalonym hasłem oraz zaszyfrować na niej dane. Naprawa będzie wówczas niemożliwa lub bardzo trudna, a możemy być pewni, że producenci nie zrezygnują z takiej możliwości.

Samochody elektryczne jak jednorazówki

Wszystko to powoduje, że prędzej czy później będziemy musieli zacząć postrzegać samochód w trochę inny sposób. Tutaj pytanie do osób trochę starszych. Pamiętacie, co robiliście, gdy popsuł się kiedyś telewizor czy inny sprzęt domowy? Prawdopodobnie zanosiliście sprzęt do specjalisty na naprawę. Obecnie zupełnie nikt już tak nie robi. Doskonale wiemy, że jeśli skończy nam się gwarancja, to naprawa danego sprzętu często jest droższa niż kupno nowego.

W kontekście samochodów elektrycznych będzie dokładanie tak samo. Zresztą, już mamy tego przykład. Nie tak dawno pewien mieszkaniec Finlandii, który chciał wymienić baterie w swojej Tesli, dostał od serwisu rachunek na kwotę ponad 20 tysięcy dolarów. Jest to kwota wręcz astronomiczna, więc w kontekście manifestu i dobrej zabawy postanowił wysadzić swoją Teslę. Spektakularny wybuch możecie obejrzeć tutaj!

Nie ma się co łudzić. Kiedy samochody elektryczne wejdą na stałe do użytku, to gdy baterie stracą swoją pojemność, zostanie nam tylko zapłacić lub zrobić ze swoim autem to samo co mogliście zobaczyć powyżej.

Czysty biznes

Żebyście nie siedzieli tutaj pół dnia, wyszczególniłem tak naprawdę zaledwie kilka problemów samochodów elektrycznych. Trzeba oddać to, że jest to technologia naprawdę fajna i potrafi zrobić wrażenie, ale w żadnym razie nie powinna być nam ona wciskana na siłę. Zestawiając wszystkie problemy, które wyszczególniłem, można dojść tylko do jednego wniosku — elektryczne samochody to zmowa hipokrytów. Wcale nie są ekologiczne, zmniejszają liczbę miejsc pracy oraz spowodują, że jeszcze bardziej zostaniemy zalani przez swoje własne śmieci. Jest to rewolucja, której nikt nie chce i jeszcze byłaby zasadna, gdyby nie fakt, że zalety, jakie przedstawiają nam „wielkie głowy na wysokich stołkach” nijak mają się do rzeczywistości.

Motyw