„Muszę kończyć, bateria mi pada…” czyli o czasie pracy na baterii.

4 minuty czytania
Komentarze
connectcharger

Z góry przepraszam, jeśli trafiliście tu z nadzieją na testy, porównania czasów pracy, opis akcesoriów podtrzymujących Wasze urządzenia przy życiu. W tym tekście nie będzie ani jednej tabelki porównawczej. Jeśli jednak interesuje was moje zdanie o „czasie pracy” i chcielibyście przekazać też swoje w komentarzach – zapraszam;)

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie użytkownik Wojtaś, który w komentarzu do tego tekstu napisał:

(…) Natomiast producenci nie myślą o zagwarantowaniu użytkownikowi na kilka dni fona bez ładowania. Te 1650 mAh pewnie wystarczy na kilka godzin.

Moja odpowiedź była prosta – cieszę się, jeśli baterii wystarczy mi na jeden, pełny dzień pracy. Producenci myślą o tym jak wpakować mi komputer do kieszeni, żebym nie narzekał na to, że mi ciąży. Ba, pewnie obecnie w kieszeni mam całego Apollo 11! Ale z drugiej strony…

Cyferki w świecie smartfonów zmieniają się strasznie szybko. Co chwilę mamy nowy najpotężniejszy procesor, najwięcej RAMu, internet 3G/4G/niewiadomoileG, czy najcieńszy (oczywiście pozytywnie) smartfon.

W tej pogoni za numerami baterie nie nadążają. Standardem w smartfonach jest około 1500 mAh i taki akumulatorek musi zapewnić życie podzespołom, które do niedawna mieliśmy w brzydkich, szarych obudowach na biurkach i gdy przyciskaliśmy „ON”, to żarówki przygasały. I do tego jeszcze najlepiej jeśli uda się taką baterie upchnąć na jak najmniejszej powierzchni.

Oczywiście nowe podzespoły, jak procesory nowej generacji, są po pierwsze mniejsze (więc teoretycznie można poświęcić więcej miejsca na baterię), a po drugie mniej prądożerne. Ale te zapasy prądu zagospodarowują sobie nowe podzespoły – NFC, anteny LTE (początkowo czas pracy HTC Evo 4G, kiedy jest podłączony do sieci LTE to tylko, uwaga, 4 godziny!), nawet barometr w Xoomie. Ogólnie – rozwój techniki energię z baterii raczej nam zabiera.

Znany analityk androidowego świata, Steve Jobs, który raz po raz stara się uświadomić społeczeństwu jak smartfony z naszym systemem robią nas w konia, na wszelkie nowinki, które ma Android, a nie ma iOS ma dwie riposty – niepotrzebne, niebezpieczne lub prądożerne. Widgety, live wallpapers – niepotrzebne marnowanie energii. Flash w przeglądarce sprawi tylko, że internet będzie można przeglądać krócej. Flash obciąża procesor bardziej. Obciąża no bo, kurczę, działa! Najbardziej obciążającym baterię elementem iPada jest ekran, a to nie oznacza, że ktokolwiek chce go z tabletu usunąć;)

Żeby nie było, że hejtuję – ten tekst piszę na Macu i to nie jedyny sprzęt Apple jaki mam. Ale iPhone 4 i iPada wymieniłem na Androidy, bo chociaż bateria trzyma w nich krócej, to oferują tak wiele udogodnień, że przynajmniej mi – zwiększenie częstotliwości ładowania rekompensują.

Ja nie wyobrażam sobie zrezygnowania z masy „automatyki”, która pochłania energię. Wyłączenia powiadomień z Facebooka i RSS. Sprawdzania poczty z częstotliwością mniejszą niż co 15 min, czy pusha w Gmailu. Nie chcę rezygnować z widżetów, np. kalendarza i Gmaila, chociaż wiem, że to przecież skraca żywotność całego urządzenia. Internet także zabija moją baterię, ale wszystkie dokumenty mam w Docs i Dropboxie, bo tak jest po prostu wygodniej. Notatki w Evernote = synchronizacja co jakiś czas. Wszystko w chmurze. Do tego sieć musi być prądożernym 3G, no bo jak tu pracować w EDGE.

Ale rozmawiając ze znajomymi okazało się, że jestem w mniejszości. Większość z nich przy zakupie nowego telefonu zwraca na „czas pracy na baterii” i „czas czuwania” ogromną uwagę. Ja uwielbiam cyferki, porównani i tabelki, ale na te rubryczki zwykle przy zakupach nie patrzę. Wiem, że czas pracy każdego urządzenia zależy od miliona czynników i nie ma co się sugerować tym wpisanym przez producenta do tabelki. Telefon ma wytrzymać dzień intensywnej pracy, tablet dwa. To moje minimum. Jak jest inaczej oddaję sprzęt. Okazało się, że w porównaniu do ogółu jest bardziej niż „bardzo minimalne”.

Z bateriami nic się nie zrobi, a jeśli już coś, to niewiele. Moim zdaniem ratunkiem na skracający się ciągle czas jaki możemy spędzić na znęcaniu się nad naszymi urządzeniami jest ładowanie indukcyjne. Ale to już opowieść na zupełnie inny artykuł…

I tu moje pytanie do Was – gdzie jest Wasz złoty środek? Co wolicie poświęcić – czas czuwania czy udogodnienia związane z bardzo zaawansowanymi programami i ciągłą synchronizacją? Czy wolicie telefon cienki jak żyletka, czy większy i cięższy, ale z większą baterią? Wreszcie – czy czas pracy bez ładowania ma dla was pierwszorzędne znaczenie przy wyborze telefonu/tabletu/notebooka?

Idę spać… Podłączam telefon i tablet do „ściany”, żeby jutro wytrzymały kolejny maraton. Nie chce myśleć jak będzie wyglądał mój dzień, jeśli kiedyś zapomnę…

Motyw