Android w moim życiu #4 – „Najbardziej potrzebny gdy go nie ma”

4 minuty czytania
Komentarze

Witam w czwartym artykule z serii „Android w moim życiu”. W tym tygodniu swoją historię postanowił opowiedzieć nam Pan „incognito”, który opisał dwie ciekawe sytuacje ze swojego życia, które pokazują jak wygląda świat bez dostępu do smartfona z Androidem, a jak wygląd z takim urządzeniem w kieszeni.

Zapraszam również wszystkie niezdecydowane osoby do opisywania swoich historii i tego jaki wpływ ma Android w Waszym życiu. Jak go wykorzystujecie, do czego się Wam przydaje, co w nim lubicie oraz od czego zaczęła się Wasza przygoda z tym systemem i czy coś się zmieniło w Waszym życiu odkąd korzystacie z Androida. Teksty mogą być długie i krótkie – w tym względzie macie pełną dowolność. W razie wątpliwości zapraszam do wysyłania do mnie e-maili z pytaniami.

Przypominam również, że opowiadanie należy przesłać na adres [email protected] i należy skopiować formułkę:

„Przesłany przeze mnie tekst został napisany wyłącznie przeze mnie (Imię i nazwisko) i zezwalam redaktorom serwisu Android.com.pl na jego nieodpłatne opublikowanie, a także na korektę i drobne zmiany redakcyjne”.

Teraz zaś zapraszam do części właściwej tego artykułu. Życzę przyjemnej lektury!

„Najbardziej potrzebny gdy go nie ma” 

Przynudzać nie będę, Androidem interesuję się od samego początku, śledziłem każdego newsa dotyczącego Ery G1, a fantastyczne możliwości prezentowane na reklamach tylko podsycały mój apetyt. W czasach gdy królowały Nokie serii E oraz N, dotykowy ekran z internetem był trochę abstrakcją.

Do sedna. Przyjechała do mnie znajoma z Poznania, aby trochę pojeździć na snowboardzie. Pojechaliśmy więc do Zakopanego. Galaxy S2: nawigacja, informacje o pogodzie, warunki na stokach, cenniki, karnety, rezerwacja noclegu, wszystko w zasięgu kilku muśnięć ekranu. Na stoku śledzenie trasy zjazdu, muzyka przez słuchawki BT, zdjęcie pamiątkowe, filmik ze zjazdu, prosto na FB – to wszystko umożliwiło jedno urządzenie. Cud, miód, malina.

A teraz druga część historii. Czas wyjazdu się kończył, pociąg powrotny do Poznania wyjeżdżał ok. 1:30 w nocy z Katowic. Oczywiście będąc gentelmanem pojechałem do Katowic, które umiejscowione są 50 km od domu by odwieść znajomą na dworzec. Zaparkowaliśmy pod dworcem, telefon został w aucie, bo za 5 min miałem wrócić do samochodu. Torba z deską pod pachę i poszedłem na peron. Pociąg podjechał. Oczywiście gentelman wniesie torbę do środka, bo ciężka. Szukam miejsca – przedział po przedziale. W końcu jest jedno wolne, nagle gwizd konduktora, szybkie pożegnanie i bieg do drzwi. Nie zdążyłem. Pociąg ruszył.

Zatrzymał się w Gliwicach, wysiadłem i myślę: „Co dalej”? Dookoła żadnej żywej duszy, na dworcu też nikogo, ani kasy, ani nikogo kto czeka na pociąg. Po 2 w nocy. Wyszedłem przed budynek i na nos skierowałem się w stronę z której przyjechał pociąg. Myślę sobie w końcu kogoś spotkam, poproszę o telefon po taksówkę albo złapię jakąś jak będzie przejeżdżać. Myliłem się, miasto wymarło albo ja szedłem złymi ulicami. Nigdzie nikogo, wreszcie widzę w oddali jak Policja wyjeżdża z bocznej uliczki. Macham jak oszalały rękami i nic, pojechali w swoją stronę. Zimno doskwiera, uda szczypią od mrozu, uszu i nosa już nie czuję. Oczywiście byłem bez czapki, szalika i rękawiczek – bo po co mi one jak tylko na 5 minut na peron idę. Na początku śmiałem się z tej sytuacji, jednak po jakiejś godzinie chodzenia na siarczystym mrozie przestało mi być do śmiechu. Na ulicach wciąż nikogo. Nawet auta nie jeździły. Wreszcie zobaczyłem mój ratunek, znak stacja benzynowa 1km. Podbiegłem, aby się rozgrzać, już ponad 1,5 h na tym mrozie spędziłem. Kupiłem kawę, poprosiłem o zamówienie taksówki. 28 zł i byłem w Katowicach. Taksówkarz powiedział, że gdybym wyszedł z dworca w Gliwicach i poszedł w drugą stronę to jakieś 300 metrów dalej był rynek, a tam postój taksówek.

Wsiadłem do auta, zobaczyłem telefon i pomyślałem o ile łatwiej było by gdybym go ze sobą zabrał. Mapa i już wiem gdzie iść, albo wyszukiwarka Google „taksówki Gliwice” i po sprawie.

 Dla Android.com.pl, „incognito”

Motyw