Smartfony to żadna nowość. Tak naprawdę pierwsze tego typu urządzenie świętuje w tym roku swoje 22 urodziny, a jeśli skupimy się ogólnie na telefonach mobilnych to tym bardziej zauważymy pewną zależność, którą najlepiej obrazuje powyższa grafika. Popularnie nazywane „komórki” od początku swojego istnienia dążyły do jak najmniejsze postaci.
Wciąż ten trend trwa – w końcu podzespoły nie wymagają już osobnej walizki, ale to nie sprawia, że ogólne urządzenia są małe. Wszystko przez te „nieszczęsne” wyświetlacze, które od 10 lat rosną po przekątnej. W takim razie cofnijmy się nieco w czasie i zobaczmy jak to wyglądało kiedyś.
Największym przełomem w podejściu do projektowania smartfonów było pojawienie się Apple na tym rynku. Okazało się, że funkcje multimedialne również mogą być bardziej inteligentne, a do tego nie muszą być dostępne w połączeniu z trudnym, nudnym i często nieprzemyślanym interfejsem. Tak oto pojawił się iPhone z 3-calowym, ogromnym w 2007 roku, wyświetlaczem.
To jednak nie oznacza, że wtedy nie było dotykowych ekranów. Były, ale nieco mniejsze, a mimo wszystko i tak uważane za zbyt duże. Wtedy też taki HD2 po prostu był monstrum, którego nie dało się wygodnie użytkować? Czyżby? Przypomnę, że miał… 4,3-calowy wyświetlacz. Jest to wartość, która dzisiaj już tak na prawdę nie jest spotykana, gdyż jest po prostu za mała i prawdopodobnie mało wygodna.
Wielu z Was często narzeka na to, że nie można dzisiaj znaleźć wydajnego i atrakcyjnego smartfonu z wyświetlaczem mniejszym niż 5-calowy. To prawda, gdyż ta wartość mniej, więcej odpowiada przeciętnej przekątnej wszystkich inteligentnych telefonów na rynku. Jak to wyglądało w latach ubiegłych możecie zobaczyć na powyższym wykresie.
W takim razie czemu uważam, że czeka nas ponowne zmniejszanie ekranów? Głównie ze względu na nasycenie rynku patelniami, które ostatecznie niekoniecznie muszą się sprzedawać, co pokazują urządzenia z wyświetlaczami większymi niż 6-cali, które ciężko nazwać telefonem pomimo funkcji dzwonienia.
Kolejnym powodem jest zaangażowanie Apple w ten segment rynku. Jakby nie patrzeć to iPhone’y mimo że mało rewolucyjne to często wyznaczają nowe trendy, a każe kolejne smartfony są porównywane do mobilnego urządzenia z nadgryzionym jabłuszkiem. Tym samym może okazać się, że to tylko kwestia czasu aż zaczną napływać nowe modele z ekranem o przekątnej do 4,5-cali.
Możliwe, że również doczekamy się prawdziwych smartfonów z dopiskiem „Mini”. Pierwsze tego typu urządzenia rozczarowywały, ale konsumenci wciąż czekają na prawdziwego flagowca z mniejszym wyświetlaczem. Oczywiście są Compacty, ale o Sony już niedawno pisałem i ewidentnie Japończykom przydałaby się konkurencja także pod tym względem.
Oczywiście nic nie wskazuje na to, że 5-calowe i większe smartfony znikną z rynku. Te wciąż będą wiodły prym, ale jest duża szansa, że „niedługo” mobilne urządzenia znowu będą bardziej mobilne bez wyrzeczeń w kwestii wydajności czy też innych ciekawych rozwiązań.
Tylko na koniec zastanówmy się czy potrzebujemy wyświetlaczy o mniejszej przekątnej czy to obudowy powinny maleć? Znowu chciałoby przywołać się przykład Sony, ale testując G5 i mając dostęp do G4 czuć różnicę. Wyświetlacz jest mniejszy, ale urządzenie już nie do końca. W takim razie zastanówmy się czy warto walczyć o ekrany czy też ramki wokół nich.