Kolejny czwartkowy wieczór oznacza kolejną chwilę wspomnień i nostalgii. Jak co tydzień, tak i teraz chciałbym przypomnieć Wam urządzenie warte zapamiętania. W zeszłym tygodniu pokazałem pierwszego Samsunga z serii Galaxy Note. Dzisiaj ta rodzina smartfonów i tabletów również ma się dobrze – przeciwnie do tytułowego bohatera. Tym samym zapraszam Was do 15. już odcinka Legend Androida.
Rok 2010 był dla mnie niejako szczególnym pod kątem telefonów komórkowych. Wciąż miałem mieszane uczucia w stosunku do Androida, ale postanowiłem to zmienić i po kilku krótszych testach mobilnych urządzeń z Robocikiem na pokładzie zdecydowałem się kupić dla siebie model z tym systemem. Byłem bardzo pozytywnie nastawiony na HTC Desire HD, ale niestety ten przestał być dla mnie dostępny, gdy T-Mobile (wtedy Era) wycofało jego ofertę. W takim razie w grze pozostały dwa typy: Samsung Galaxy S i HTC Desire Z. Wybór padł na koreański produkt, ale my zajmiemy się tym drugim smartfonem, którego recenzję znajdziecie pod następującym linkiem: Klik!
Jest 2010 rok, dokładniej wrzesień i konferencja HTC. Zaprezentowano na niej nowe urządzenia z serii Desire. Wspomniane już wcześniej modele z dopiskiem „HD” oraz „Z”. Ten drugi w sprzedaży pojawił się już miesiąc później i T-Mobile ochrzciło go jako G2 (z czystym systemem), a więc bezpośredniego następcę HTC Dream, pierwszego smartfona z Androidem. To oznaczało wysoko postawioną poprzeczkę toteż sprawdźmy jak sama specyfikacja wygląda:
- 3,7-calowy wyświetlacz TFT LCD (800×480);
- układ Snapdragon MSM7230;
- GPU: Adreno 205;
- 512 MB RAM;
- 1,5 GB wbudowanej pamięci (+MicroSD);
- aparat 5 MPx;
- akumulator o pojemności 1300 mAh;
- Android 2.2 Froyo z aktualizacją do 2.3 Gingerbread.
To właśnie te dane zadecydowały, że wybrałem Galaxy S – szalę zwycięstwa przeważyły: wydajność, wbudowana pamięć, jakość aparatu i szerokie możliwości modyfikacji. Niemniej jednak Desire Z też miał swoje plusy.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=E8MVAXUHx-E[/youtube]
Bardzo chwalony był tryb „Fast Boot” pozwalający na uruchomienie urządzenia w 5 sekund – „pełne” włączenie systemu było możliwe po wyjęciu akumulatora lub przytrzymaniu przycisku blokady. Jednak jest też fizyczna klawiatura QWERTY, a więc mamy do czynienia z obudową typu „slider”. Ta wykonana głównie z aluminum również stanowiła ważny argument w mojej wyliczance. Jednak wróćmy do samego sposobu odsłaniania fizycznych przycisków – stąd w końcu wziął się dopisek „Z”.
Wiele osób obawiało się o ten mechanizm i pierwsze modele faktycznie miały drobne problemy z jego działaniem, ale w gruncie rzeczy Desire Z nie słynął z awaryjnego systemu otwierania klawiatury. Jeszcze jedna rzecz zainteresowała mnie w tym smartfonie – optyczny trackpad. Zapewne rzadko bym z niego korzystał, ale jednak z pewnością była to interesująca ciekawostka.
Jednak nie zapominajmy o oprogramowaniu. Pięć lat temu najciekawszą nakładką była propozycja HTC pod nazwą Sense. Razem z Desire Z i HD zaprezentowano jej nową odsłonę z wieloma usprawnieniami. Sam smartfon początkowo działał pod kontrolą Froyo, a oficjalne wsparcie skończyło się razem z nadejściem Gingerbreada. Oczywiście dzisiaj możemy zainstalować nawet najnowszego Lollipopa, ale w głównej mierze przeważają oprogramowania oparte na Jelly Bean i KitKat’cie.
Tak oto kolejna Legenda Androida zapisała się na kartach historii, ale czemu HTC jej nie kontynuuje? Sprawa jest prosta, konsumenci już nie potrzebują fizycznych klawiatur QWERTY, a dla wyjątków nie opłaca się ich produkować. Oczywiście na rynku jeszcze znajdziemy BlackBerry, a Samsung oferuje zewnętrzne klawiatury jako akcesoria, ale to jednak nie to samo. Nie raz mogłem przeczytać Wasze komentarze na ten temat mówiące, a raczej sprowadzające się do tego, że dzisiaj posiadanie smartfonu z fizyczną klawiaturą QWERTY to „hipsterzy”. No cóż, pozostawiam Was z tą opinią do Waszych rozważań, a także czekam na kolejne propozycje Legend Androida w komentarzach, a także pod adresem mailowym: [email protected].