Chromebook do gier - stadia

Chciałem Google Stadia, ale boję się, że to koniec. Microsoft i Samsung ubiją usługę?

5 minut czytania
Komentarze

Google Stadia to projekt, który miał zrewolucjonizować sposób grania poprzez chmurę. Amerykański gigant chciał na poważnie wejść na rynek gamingowy i zabrać klientów takim gigantom jak Microsoft czy Valve. Technologia, która pozwala grać w gry bez dysków lub plików do pobrania, przesyłając je strumieniowo ze zdalnych serwerów to przyszłość. Niestety, coś tu poszło nie tak. Stadia nijak się ma do stacjonarnych konkurentów jak Playstation czy Xbox. Jest praktycznie niezauważalna.

Sprawdź też: Kontroler Microsoft Xbox Series X w rewelacyjnej cenie – wystarczy kliknąć!

Google Stadia z problemami?

Świat, w którym nie potrzeba drogiego sprzętu do grania, aby spędzić godziny w pożądanej dużej grze to przyszłość gamingu, jaki miała zapewnić Stadia. Użytkownik miał otworzyć przeglądarkę lub aplikację, wybrać grę i zacząć grać. Rzeczywistość, która nie wymaga nawet długiego pobierania. Początkowo usługa była doceniania przez graczy.

Google stadia na każdym smartfonie

Czy słyszeliście, żeby na Google Stadia trafiła ostatnio jakaś ekskluzywna gra? Czy reklamy „konsoli” pojawiają się w Internecie lub telewizji albo w mediach społecznościowych? Google zachowuje się tak, jakby ta usługa nigdy nie istniała. To jeden z moich zarzutów do giganta. Sięga po kilka srok, po czym w ogóle w nie nie inwestuje – żyją własnym życiem. Kolejny krok to ubicie usługi albo danie im ostatecznej szansy (np. Wear OS).

Na niekorzyść usługi działa fakt, że nawet Google w 2021 roku zrezygnowało z tworzenia własnych, ekskluzywnych gier. Google argumentowało, że wymaga to znacznych inwestycji, co jest zgodne z moją teorią zostawiania stworzonych usług samym sobie. Oczywiście gigant zamierza rozwijać usługę, choć deweloperzy są bardzo sceptyczni. Już przed premierą Stadii twórcy po prostu się obawiali, że Google ją anuluje. Jaki jest sens inwestowania środków finansowych w portowanie albo tworzenie specjalnej gry na „konsolę”, której żywot będzie bardzo krótki albo zagrożony?

google stadia klapa streaming gier

Inny problem to ewentualna dostępność gier. Zapewne słyszeliście, że zbliża się premiera długo oczekiwanej gry w uniwersum Harry’ego Pottera: Hogwarts Legacy. Czekam na ten tytuł z niecierpliwością i chętnie „ograłbym” go na Google Stadia. Podczas gdy gra została zapowiedziana na Playstation czy Xboxa, o Stadii jest cicho. Nawet wyszukiwarka Google nie podaje żadnych informacji na ten temat. Jak zatem usługa ma zdobyć użytkowników, jeśli tak ważne gry się prawdopodobnie tam nie ukażą, a nawet jeśli – to marketing jest tu wyjątkowo fatalny!

Na początku roku pisałem o plotkach, że rzekomo Google miało chęć sprzedać usługę np. Capcomowi. Ponadto, gigant zmienił priorytety i Google Stadia wyleciała z najważniejszych obszarów firmy. Coś musi być na rzeczy, skoro usługa jest tak bardzo „niewidoczna”.

Microsoft i Samsung ubiją Stadię?

Jak widać po Spotify czy Netfixie – streaming to przyszłość rozrywki cyfrowej. Strumieniowanie muzyki czy filmów to hity dla użytkowników. Co więc poszło nie tak, że rynek gier tego „nie kupił”? Myślę, że problemem jest stosunkowa młoda technologia i brak zaufania wyjątkowego obszaru, jakim jest rynek graczy.

Klapa Google Stadii nie przekłada się na tragiczne wyniki konkurentów. Przykładowo, NVIDIA GeForce Now zdołała zgromadzić 14 milionów subskrybentów – to naprawdę dobry wynik. Inny konkurent – Microsoft, ma w swoim portfolio bardzo cenioną przez graczy usługę – Xbox Game Pass.

Xbox Game Pass This war of mine

Za 9,99 USD miesięcznie, gracz może cieszyć się rozgrywką za pośrednictwem PC lub Xbox. Jeśli zechce dopłacić 5 dolarów, otrzymuje dostęp do Xbox Cloud Gaming. Taki sposób podziału usługi zyskał uznanie wśród graczy. To możliwość włączenia ulubionej gry w przeglądarce, czy smartfonie z Androidem. Jednak Microsoft poszedł o krok dalej i nawiązał współpracę z Samsungiem – usługa ma się pojawić na jego telewizorach!

To naprawdę milowy krok w kwestii rozwoju gier w chmurze i być może ostateczny cios w Google Stadia. Zwykły Kowalski nie wie, jak skorzystać z tego typu usług i czy wymagają one dodatkowego sprzętu. W tym wypadku wystarczy zwykły telewizor i kontroler. Warto dodać, że Samsung jest liderem na rynku telewizorów i ma na nim 19,8% udziałów. Z kolei Microsoft ma aż 25 mln subskrybentów Xbox Game Pass (nie mamy danych dotyczących usługi Ultimate, która pozwala grać w chmurze). Tak duże liczby, połączone, mogą stworzyć dominatora na rynku grania w chmurze.

dostępność Xbox Series X

Co to oznaczana dla użytkownika? Przede wszystkim łatwiejszy dostęp i niskie koszty. Aby grać na telewizorze, potrzebujesz… telewizora. Do tego należy dokupić odpowiedni kontroler i co ciekawe, nie musi to być sprzęt od Microsoftu. Ten możecie kupić np. tutaj w promocyjnej cenie! Za kilkadziesiąt złotych można dostać sprzęt innych marek.

Kolejny argument to dostępność i łatwość użycia takiego rozwiązania. Samsung połączył swoją usługę Gaming Hub z Xbox Game Pass. Wystarczy po prostu zalogować się na swoje konto, aby korzystać z grania w chmurze. Żadne, dodatkowe aplikacje nie będą tu potrzebne.

Microsoft i Samsung obiecują także najlepsze wrażenia z grania bez spowolnień. Oczywiście są to marketingowe slogany, jednak nie wydaje mi się, aby nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Dużo zależy od potężnego hardware’u, który będzie zmuszony pracować nad obliczeniami po stronie Microsoftu i Samsunga. Tutaj raczej nie powinniśmy mieć z tym obaw – mamy bowiem do czynienia z dwoma gigantami technologicznymi. Samsung ma też dostarczyć odpowiednie oprogramowanie na telewizor, które sprawi, że użytkownik w łatwy i szybki sposób zagra w pożądany tytuł bez opóźnień. Ostatni problem to szybkość łącza internetowego po stronie użytkownika – to często ten aspekt odpowiada za niskiej jakości wrażenia w grach w chmurze.

Na koniec, warto dodać, że usługa startuje 30 czerwca. Google Stadia już może drżeć o użytkowników.

Źródło: zdnet

Motyw