Aplikacje szpiegujące, złośliwe i zbędne – których należy jak najszybciej pozbyć się ze smartfonu?

8 minut czytania
Komentarze

Jest masa aplikacji, których powinniśmy pozbyć się ze smartfonów. Powody mogą być różne – chodzi o aplikacje, który zbyt ochoczo chcą korzystać z naszych danych, szpiegują użytkownika lub żądają dostępu do elementów, które nie są im wcale potrzebne do pracy. Są też takie, które nadmiernie korzystają z zasobów i drenują baterię. Albo aplikacje zbędne, dublujące to, co kilkoma ruchami palców można zrobić poprzez menu ustawień.

zbędne aplikacje w smartfonach
Fot. Rob Hampson / Unsplash

Które aplikacje trzeba usunąć ze smartfonów?

W sklepie Google Play jest masa aplikacji, które mogą śledzić użytkownika i sprzedawać informacje zewnętrznym firmom. Są też takie, które kradną dane i szpiegują użytkowników.

Preinstalowane rzeczy i ich alternatywy

Jedną ze śledzących aplikacji, które lubią wysyłać dane użytkownika reklamodawcom, jest UC Browser. To jedna z najpopularniejszych przeglądarek interetowych na świecie, którą lepiej zastąpić – jeśli zależy wam na anonimowości podczas surfowania – aplikacją DuckDuckGo Privacy Browser.

Na tańszych smartfonach znajdziecie też EX File Explorer (znana tez jako ES File Explorer). Jeśli ją macie, to natychmiast ją skasujcie choćby z uwagi na nadmiar reklam i fakt, że została zbanowana ze Sklepu Google.

Jest jeszcze YouTube – to aplikacja, którą warto mieć w telefonie, ale raczej w postaci alternatywnej apki NewPipe niż oficjalnej aplikacji YouTube, która obecnie irytuje reklamami i namolnym zachęcaniem do zainstalowania wersji Premium.

Szpiegowanie nastolatków

Do takich należy TikTok, którego właścicielem i operatorem jest firma ByteDance z siedzibą w Pekinie. Otóż, mimo że nastolatkom zapewne to nie przeszkadza, to firma zbiera mnóstwo danych o użytkownikach (nie tylko dane osobowe, ale też identyfikatory sprzętu, informacje o zużyciu pamięci, aplikacjach zainstalowanych na telefonie, adresie IP czy ostatnio używanych punktach dostępu Wi-Fi).

tiktok śledzi użytkowników na rzecz Chin
Fot. Solen Feyissa / Unsplash

Czy faktycznie jest to coś, co powinna rejestrować aplikacja, w której nastolatki tworzą i udostępniają krótkie, rzekomo śmieszne klipy czy filmy z synchronizacją ust i tańce? Co więcej, TikTok nagminnie narusza prywatność użytkowników, potencjalnie przekazując dane chińskiemu rządowi.

Aplikacje z ukrytymi niespodziankami

Wysoką szkodliwość mają też aplikacje, które po prostu kradną dane – Evina, paryska firma zajmująca się cyberbezpieczeństwem zidentyfikowała 25 aplikacji, które wykorzystują złośliwe oprogramowanie do kradzieży danych logowania do Facebooka. Kamuflują się jako proste aplikacje użytkowe, aplikacje z tapetami lub latarki.

Fot. Mika Baumeister / Unsplash

Złośliwym oprogramowaniem o nazwie Joker zainfekowanych było kolejne 24 aplikacje, co ujawniło CSIS Security Group. Trojanami mogą być zainfekowane aplikacje do skanowania dokumentów – czyli takie, które zarejestrowane zdjęcie przekształcają w plik PDF gotowy do wysłania.

Gry wykorzystywane przez NSA

Sami zdecydujcie też, czy wciąż chcecie strzelać ptakami w świnie – Angry Birds, popularna gra zaprezentowana przez Rovio w 2009 roku, według Edwarda Snowdena była wykorzystywana przez NSA do pozyskiwania prywatnych danych od użytkowników. Zresztą w dokumentach NSA pojawiały się informacje, że aplikacje mobilne są kopalnią złota prywatnych aplikacji zwłaszcza, ze większość ma luki w zabezpieczeniach, przez które można uzyskać dostęp do urządzeń.

VPN maskuje – i nie tylko…

Aplikacje VPN zyskały popularność w ostatniej dekadzie. Ich celem jest maskowanie aktywności użytkownika w Internecie oraz zapewnienie prywatności i anonimowości poprzez tworzenie prywatnej sieci internetowej z połączenia publicznego. Jednak większość z nich nie jest bezpieczna, w tym jednego z najpopularniejszych dostawców, IPVanish VPN. Usługa miała lukratywny program partnerskii była intensywnie reklamowana przez influencerów i YouTuberów. Ale w 2018 roku okazało się, że IPVanish rejestruje dane klientów i przekazuje je władzom USA.

Facebook – i śledzi, i sprzedaje, i drenuje

W przypadku aplikacji Facebooka nie tylko często dochodzi do naruszeń danych (nie wspominając o skandalu z Cambridge Analitica), ale intensywnie zbiera ona dane dla reklamodawców.

Fot. Piotr Cichosz / Unsplash

Ma ona dostęp praktycznie do zdjęć i wideo, nagrywania dźwięku, kontaktów, wiadomości, kalendarza, lokalizacji itd. Co więcej, aplikacja stale działa w tle i wysyła denerwujące powiadomienia, co zużywa baterie i transfer danych. Dlatego lepiej skasować aplikację i po prostu dodać na ekranie głównym skrót do strony Facebooka.

Które aplikacje nie szkodzą, ale są po prostu zbędne?

Największym zużywaczem baterii są aplikacje oszczędzające baterię. Miałyby one sens w przypadku zrootoawnego telefonu – wtedy sa w stanie kontrolować system operacyjny i faktycznie mogą zrobić coś, by oszczędzać energię. Natomiast przy niezrootowanym telefonie aplikacje oszczędzające zwykła ściema. Lepiej ręcznie sterować baterią, na przykład poprzez menu Ustawienia>Bateria, gdzie można zidentyfikować aplikacje drenujące energię. I wymusić ich zatrzymanie w razie potrzeby.

Fot. Lisa Fotios / Pexels

Nie ma sensu instalować ani korzystać z aplikacji, które obiecują zwiększyć ilość pamięci RAM, np. RAM Booster (Memory Cleaner) i 4 GB RAM Memory Booster – AppLock. W praktyce czyszczą one pamięć podręczną, aby tymczasowo zwiększyć pamięć. A jest to coś, co telefon już jest w stanie zrobić sam.

Podobnie jest w przypadku aplikacji czyszczących pamięć – tutaj wystarczy przejść do menu Ustawienia> Pamięć> Dane w pamięci podręcznej i wyczyścić pamięć podręczną dla wszystkich aplikacji. Albo przechodząc do Ustawienia > Aplikacje > Pobrane i usunąć pamięć podręczną określonej aplikacji. Po co więc instalować dodatkowe aplikacje do tak prostej rzeczy?

Do zbędnych można zaliczyć też aplikacje antywirusowe, które w praktyce nie są w stanie usunąć złośliwych plików. Może ostrzegać poprzez regularne ostrzeżenia, a dodatkowo działa w tle oraz zużywa baterię i miejsce na dysku. Jeśli nie bawicie się w instalowanie aplikacji spoza sklepu Google, to nie trzeba martwić się złośliwym oprogramowaniem. Nie, żeby takowych tam nie było, niemniej wierzymy, że jest nad tym jakaś kontrola.

aplikacje pogodowe są zupełnie zbędne
Fot. Gavin Allanwood / Unsplash

Zupełnie zbędne są też aplikacje pogodowe, zazwyczaj wypełnione reklamami, wiszące w pamięci telefonu i zużywające baterię. Takich samych funkcji dostarcza pogodowy widget Google. Podobna sytuacja jest z zewnętrznymi edytorami zdjęć – preinstalowany edytor w aplikacji Google Zdjęcia jest naprawdę dobrze wyposażony, albo z latarką – po co komu dodatkowo instalowana aplikacja, skoro ta funkcja jest wbudowana teraz w każdym smartfonie.

Uważajcie na to, co macie w komputerze

Podobna sytuacja jak z aplikacjami w smartfonie jest w przypadku programów instalowanych na pececie. Tutaj użytkownicy tak mocno przywiązują się do pewnych programów, że nie biorą pod uwagę nowszych, szybszych i bezpieczniejszych alternatyw. Na domowych komputerach wciąż goszczą programy, które najlepsze lata mają za sobą – nie były aktualizowane od lat. Albo nachalnie namawiają do kupienia płatnej wersji. Z pewnością korzystacie też z takich programów, które zepsuła aktualizacja – albo utraciły istotne funkcje, albo producent zaczął żądać pieniędzy ograniczając znacząco funkcjonalność wersji darmowej, albo dorzucił jakiś śmieciowy soft.

Taka sytuacja jest z CCleaner, który kiedyś był jednym z ulubionych, bezpłatnych programów do usuwania śmieci z kosza. Ale od kiedy został kupiony przez Avast pięć lat temu, program ma problemy z zabezpieczeniami i prywatnością, co więcej, został umieszczony na czarnej liście przez Microsoft – Microsoft Defender wykrywa go jako program potencjalnie niechciany, tzw. PUP (potentially unwanted program), który irytuje ofertami instalacji innych narzędzi Avast. Zamiast CCleaner można zainstalować na przykład BleachBit (www.bleachbit.org).

Kiedyś można było polecić Revo Unistaller jako narzędzie do efektywnego usuwania niechcianego softu z komputera – ale obecnie jego najistotniejsze funkcje dą zarezerwowane dla płatnej wersji. Podobnie jest z narzędziem do zarządzania hasłami. LastPass był i jest znakomitym programem, ale obecnie ma dośc ograniczoną funkcjonalność w bezpłatnej wersji. Wcześniej za darmo można było synchronizować hasła między komputerem, tabletem i smartfonem – teraz dostępne jest to w wersji Premium, a użytkownik może co najwyżej wybrać, czy będzie miec dostęp do haseł na pececie czy na komórce. Warto przetestować bezpłatnego Bitwardena (https://bitwarden.com).

No i nie można nie wspomnieć o nieśmiertelnym programie do kompresji danych – WinRAR. Jest on starszy od wielu naszych czytelników – na rynku działa od 26 lat. I to większośc użytkowników ma go zapewne w wersji próbnej – po 40 dniach korzystania z programu pojawia się monit, by zapłacić za dalsze korzystanie. Jednak brak płatności nie wpływa w żaden sposób na działanie programu, więc wszyscy pakowali i rozpakowywali pliki WinRAR-em nie przejmując się monitem.

Nie wiem, czy ktokolwiek faktycznie zapłacił za WinRAR-a – z tego względu program jest swoistą legendą. Ale jeśli wciaż macie go na komputerze, to lepiej wreszcie pozwolić mu odejść. I zainstalować coś aktualizowanego, szybszego i bezpieczniejszego, np. 7-Zip (www.7-zip.org).

Inne przykłady związane są z bezpłatnym oprogramowaniem do defragmentowania dysków, podczas gdy Windows 10 i 11 defragmentują twarde dyski automatycznie, nie ma więc powodu do instalowania zewnętrznego softu. Lepiej porzucić też popularny w swoim czasie JDownloader, który pozwalał na pobieranie wielu plików na raz i automatycznie wznawianie pobierania po zerwaniu połączenia. Ale obecnie program instaluje się w zestawie z masą śmieci i jest oznaczony jako złośliwy soft przez wiele popularnych programów antywirusowych.

Motyw