Orban wygrał wybory w social mediach

Orban wygrał wybory w social mediach – większość partii nie rozumie, jak działa internet

3 minuty czytania
Komentarze

Emocje po wyborach na Węgrzech już opadły. Niezależnie od tego, czy śledziliście je uważnie, zapewne zainteresuje was, że Orban wygrał wybory w social mediach. Nie był to jedyny aspekt decydujący o końcowym sukcesie. Analiza tego, co działo się podczas kampanii w węgierskim internecie, pokazuje jednak, jak dużą siłą dysponuje ten, kto rozumie media społecznościowe.

Jak Orban wygrał wybory w social mediach?

źródło: IBIMS

Fidesz wygrał niedawne wybory na Węgrzech, osiągając znacznie lepszy wynik od spodziewanego – koalicja z partią Viktora Orbana w składzie otrzymała ponad 50% wszystkich głosów, znacznie więcej od wspólnej listy niemal całej węgierskiej opozycji. Zostawmy jednak politykę z boku i zerknijmy na to, co działo się w węgierskim internecie przez kilkadziesiąt dni poprzedzających wybory. Tu pomocne będą dane wyselekcjonowane przez Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych (IBIMS).

Viktor Orban dominował w zainteresowaniu organicznym w sieci i potrafił samodzielnie narzucać tematy, na które dyskutowali internauci. Wydawać się jednak mogło, że jego główny rywal, Peter Marki-Zay pogrąży go dzięki masowej emisji reklam. Lider opozycyjnej listy wyemitował ponad 6300 komunikatów reklamowych, Orban tylko 720. Prakycznie wszyskie posty Zay był wzmacniane płatną promocją w sieci – nie odnotowano żadnej konkretnej strategii w promocji, jedyną taktykę można określić jako „masowe tapetowanie internetu reklamami – zauważa jednak IBIMS. W tym czasie Fidesz precyzyjnie targetował swój przekaz głównie do młodych odbiorców, czyli takich, na których liczyła węgierska opozycja.

Niełatwo wyjść poza bańkę swoich zwolenników

źródło: IBIMS

Peter Marki-Zay dominował we własnej bańce w mediach społecznościowych, ale nie docierał ze swoimi komunikatami do internautów, którzy go nie popierali. Mało tego – komunikaty węgierskiej opozycji nie pojawiały się nawet na ekranach niektórych jej zwolenników. Fidesz i Orban potrafili dystrybuować treści tak, by sprawnie oddziaływać na swoją bańkę, ale też na bańkę opozycji. Wbrew pozorom to działanie nie ma na celu przekonywania wyborców innego komitetu, a głównie ich demobilizację (co opozycję zaskoczyło szczególnie w Budapeszcie) – wyjaśnia IBIMS.

Na 25 postów z największymi wskaźnikami interakcji w węgierskiej kampanii 24 należą do Viktora Orbana, a 1 do… konta jego partii. Opozycja nie stworzyła ani jednego komunikatu, który przebiłby się do czołówki. IBIMS zauważa, że Orban tworzył proste, przejrzyste komunikaty skierowane ogólnie do wyborców. Zay komunikował głównie do swoich fanów i budował wizerunek fajnego polityka.

Bez zrozumienia mechanizmów rządzących w internecie trudno o sukces

źródło: IBIMS

IBIMS swoją analizę podsumowuje stwierdzeniem, że wybory wygrywa ten, kto decyduje o tematach kampanii. Viktor Orban ma ogromną kontrolę nad tradycyjnymi mediami na Węgrzech, więc mógł w nich narzucać taki dyskurs, jaki tylko chciał. W internecie takiej przewagi na starcie nie miał, ale zbudował ją, rozumiejąc, że w sieci najważniejsze są krótkie formy i przekaz, a bezmyślne tworzenie reklam na masową skalę nie ma sensu.

Czytaj także: Dane osobowe walutą w sieci – czy już zawsze będziemy przekazywać je cyfrowym gigantom?

W przyszłym roku wybory parlamentarne i samorządowe w Polsce. IBIMS ocenia, że żadna z polskich partii nie rozumie tego, co Orban i Fidesz. Szczególnie polscy liderzy opozycji, podobnie jak Peter Marki-Zay, dominują w budowaniu emocji jedynie u wyborców z własnych baniek. Wszyscy mają zatem sporo do nadrobienia, bo, jak widać, bez zrozumienia zasad funkcjonowania w sieci trudno o sukces. W rozrywce, sprzedaży i jakiejkolwiek innej działalności, także politycznej.

zdjęcie główne: Arnaud Jaegers/Unsplash

Motyw