Postęp technologiczny to coś, co jest nieuniknione i sprawia, że nasze życie jest łatwiejsze, szybsze i bezpieczniejsze. Uwielbiam nowinki, o których można było kiedyś tylko pomarzyć. Jednak to, co zadziało się ostatnio na wspólnym obszarze muzyki i gry, wywołało mój nie smak. Ariana Grande w Fortnite to wydarzenie, o którym pisały media nie tylko zajmujące się tematyką technologii, ale także gier czy muzyki. Koncert ten zyskał naprawdę spore zasięgi. Mam nadzieję, że to było tylko jednostkowe wydarzenie.
Zobacz także: Przestań już używać przeglądarki Chrome! Konkurenci są lepsi
Weź hiciarską grę, dodaj popularną wokalistkę i masz komercyjny sukces
Fortnite to niesamowity hit. Gra została wydana w 2017 i skupia aż 350 mln graczy. Nie do końca rozumiem jej fenomenu, ale nie dziwię się, że twórcy chcą przyciągnąć nowych użytkowników. Epic eksperymentuje z kolejnymi eventami i lokacjami. Deweloper dodaje co chwilę nowe lokacje i możliwości w grze. Nic więc dziwnego, że w końcu ktoś wpadł na pomysł, żeby w grze pojawiła się naprawdę popularna gwiazda muzyki pop.
Nie dziwię się także, że piosenkarki czy celebryci z YouTube’a szukają innych źródeł na zwiększenie popularności. Nic dziwnego, że Ariana Grande zagrała koncert w Fortnite. To symbioza dwóch światów, do której wcześniej czy później musiało dojść. Wspomnę tylko, że wokalistka ma 258 mln obserwujących na Instagramie. Dodajmy do tego bazę 350 mln graczy w Fortnite i mamy przepis na gigantyczny komercyjny sukces, o którym marzą: niejedna gwiazdka czy Twórcy gry.
Ariana Grande w Fortnite – wrażenia z koncertu
Świat Fortnite jest niezwykle kolorowy. Wydarzenie z Arianą Grande wiązało się z wieloma aspektami gry. W tej chwili w tytule odbywa się event inwazji obcych. Do dyspozycji graczy jest nowa broń science fiction, latające spodki, czy imponujący statek, który unosi się nad wyspą. Zanim gracze zorientowali się, że odbywa się koncert, jeden z tych spodków zaparkował tuż nad środkiem mapy i wyświetlił holograficzny zegar.
Sam koncert to prawdziwa porażka. Widzimy tu wirtualną Arianę Grande, która „śpiewa” swoje hity. Impreza zaczyna się od piosenki „7 Rings”, która kończy się po niecałej minucie. Następnie możemy usłyszeć:
- “Be Alright”,
- “R.E.M.”,
- “The Way”,
- “Positions”.
W międzyczasie wokalistka dostaje skrzydeł i lata w obłokach, następnie huśta się w chmurach, aż w końcu tańczy z wielkim młotem. Oprawa wizualna gry wygląda przyzwoicie. Razi jednak fakt, że postać wokalistki nie rusza ustami do słów, które rzekomo w danym momencie „śpiewa”.
Cały ten event czy też koncert sprawia wyjątkowo żenujące wrażenie. Do poruszającej się postaci dołączono poszczególne piosenki, które słyszymy w tle oczywiście w wersji studyjnej i ot cały koncert. Jeśli ktoś oczekiwał, że usłyszymy chociaż wersje koncertowe piosenek, to mógł się mocno zawieść i zderzyć ze ścianą. Jeśli ktoś jest fanem Fortnite’a to zapewne docenił dodatkową zawartość, jaką jest muzyka i wizerunek Ariany Grande.
Mam nadzieję, że tego typu wydarzenia nie staną się bardziej popularne, a event z Arianą Grande był jednostkowym wybrykiem, którego trudno nazwać koncertem. To wydarzenie nawet w najmniejszym promilu nie przypominało koncertu. Już nawet występy artystów z playbacku na prawdziwej scenie są bardziej interesujące, niż to, co zobaczyłem w Fortnite.
Źródło: youtube, theverge