Muzyka facebook

Tomasz „Lipa” Lipnicki pokazał czym jest Facebookowa bańka i oberwał z każdej strony

5 minut czytania
Komentarze

Tomasz „Lipa” Lipnicki jest muzykiem, który miał ogromny wkład w to, jak wyglądała polska scena muzyczna w latach dziewięćdziesiątych. Zapewne wiele osób ma gdzieś jeszcze płyty Illusion, a może nawet i pierwszego zespołu, w którym udzielał się „Lipa”, czyli She. Jednak post Lipnickiego na Facebooku dobitnie pokazał, że Facebookowa bańka dosięga każdego, a w Internecie się nie wybacza.

Tomasz „Lipa” Lipnicki trochę nie zrozumiał Facebooka

Tomasz LIPA Lipnicki facebook
Fot. Facebook

Portale social mediowe potrafią zbudować złudne wrażenie, że jest się królem świata. Powyższe stwierdzenie nie ma nic do wpisu Lipnickiego i nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że muzyk uważa się za kogoś wybitnego. Nie znam człowieka osobiście i nie mam pojęcia za kogo może się uważać. Mam na półce jeszcze kilka płyt Illusion, a i byłem na paru ich koncertach zespołu. To właściwie tyle, co łączy mnie z Lipnickim, ale kiedy natrafiłem na post umieszczony na Facebooku dotarło do mnie, że „Lipa” zupełnie nie zrozumiał tego, jak działa dzisiejszy świat.

Treść posta możecie przeczytać na zdjęciu, ale ten dalej „wisi” na platformie, gdzie nieustannie jest komentowany. I trudno się temu dziwić, bo wystarczy przytoczyć jego krótki fragment, by zrozumieć oburzenie, które wywołał. W tekście przeczytamy bowiem, że „Stronę obserwuje ponad 13 tysia ludzi. Zachodzi pytanie…po ch*j? Dziękuję bardzo i tych obserwujących, po to by nie kupić muzyki z której żyję, zwłaszcza w nielekkim dla twórców czasie pandemii, bardzo proszę o zaprzestanie i nie tworzenie złudzenia, którym się kierowałem licząc na to, że chcecie tego co tworzę.”  Pozwoliłem sobie ocenzurować jedno słowo, ale chyba wszyscy rozumiemy wydźwięk wiadomości. Poszło o to, że Lipnicki wydał płytę, a ta sprzedała się w 1/3 nakładu, czyli w tym przypadku w niewiele ponad tysiącu sztuk. I tu czara goryczy się przelała, a muzykowi się ulało. Niestety, ale ulało mu się publicznie.

Zobacz też: Na te aplikacje lepiej uważać, a najlepiej je odinstalować.

Ten zły Facebook i jego algorytmy

Muzyka facebook

Wiadomość napisaną przez Lipnickiego można odbierać na wiele sposobów, ale chyba mało kto odebrał ją tak, jakby sobie tego muzyk życzył. Lipnicki w jednym z komentarzy odpowiedział, że chodziło mu o pokazanie, że nie „kuma algorytmów” Facebooka. I faktycznie „Lipa” uległ złudzeniu, że liczba obserwujących profil, przekłada się faktycznie na zainteresowanie danym produktem lub osobą. Gdyby tak było, jego płyta rozeszłaby się w mgnieniu oka. I tutaj muzyk popełnił błąd, bo chyba wierzył w to, że faktycznie liczba polubień przekłada się na zainteresowanie. Problem w tym, że tylko garstka osób z tych 13 tysięcy widzi jego posty, a jeszcze mniej na nie reaguje. Tak jest wszędzie.

Zapewne każdemu kto korzysta z Facebooka zdarzyło się polubić coś, o czym potem zapomniał lub zgłosić się do wydarzenia, które później się „olało”. Takie Facebookowe zainteresowanie najlepiej podzielić przez 10 lub przez 20 i wtedy ma się jakiś w miarę realny obraz sytuacji. W przypadku Lipnickiego byłoby to około 1300 osób, co tak jakby zgadza się z liczbą sprzedanych płyt. O co więc ta złość? Prawdopodobnie o to, że Lipnicki zbyt mocno uwierzył w Facebookową „sławę”. Ta zazwyczaj niewiele daje, a każdy kto próbował coś sprzedawać wykorzystując do tego swoje zasięgi wie, że to droga przez mękę. Bez postów sponsorowanych uzyska się niewiele, a i te nie zawsze przynoszą skutek. Łatwiej jest dać „lajka” i powiedzieć, że się coś kupi, niż faktycznie to zrobi.

A co z cyfrową dystrybucją?

Płyta, o której mowa, czyli „Dźwięki słowa”, miała być dziełem niszowym, ale i tak sprzedała się nieźle. Tak, ponad tysiąc fizycznych nośników w czasach, gdzie mało kto z nich korzysta, to sukces. Utworów z nowej płyty nie znajdziemy na Spotify, a i na YouTube jest z tym trudno. W portalu Google jest tylko jeden singiel, który na dodatek jest coverem, więc trudno po nim wiedzieć, czy ma się ochotę kupić cały krążek. Muzykowi zarzuca się to, że jego utworów nie ma w cyfrowej dystrybucji, a teraz bez niej ani rusz. Teoretycznie na Spotify też się zarabia, ale to uzależnione jest od tego, jak dużo osób przesłuchało dany kawałek. To grosze, jeżeli nie są to liczby na poziomie kilku milionów.

Gdyby Lipnicki inaczej sformułował swój post, zapewne nikt by się nim nie zainteresował. Tymczasem takiego ruchu na swojej stronie muzyk pewnie nigdy nie widział na oczy. Czy gdyby płyta dostępna była w Internecie, „Lipa” sprzedałby więcej sztuk? Możliwe, ale patrząc teraz na komentarze pod jego wpisem, chyba wielu fanów się na muzyka obraziło. Tymczasem Lipnicki po prostu nie „kuma”, jak działa Internet. Za to pokazał, że social media potrafią nas omamić i to nawet wtedy, kiedy stąpa się twardo po ziemi. Dobre i to.

Źródło: Facebook

Motyw