Produkcja iPhone w Indiach wstrzymana

25 dolarów od Apple, czyli nie opłaca się sądzić z gigantami

3 minuty czytania
Komentarze

25 dolarów od Apple. Tyle mieli dostać użytkownicy smartfonów producenta, którzy borykali się z problemem obniżonej żywotność w sprzętach z poprzednich generacji. Do ugody doszło na początku marca tego roku i mogłoby się wydawać, że sprawa jest już zamknięta. Jednak w życiu nic nie przychodzi łatwo, a już na pewno nie wtedy, kiedy walczy się z gigantami pokroju Apple.

25 dolarów od Apple

O ile smartfon nie wybuchł nam w kieszeni i nie wyrządził tym samym trwałego uszczerbku na zdrowiu, procesowanie się z wielkimi korporacjami, nie ma sensu. Dobitnie udowodniła to sprawa, która w mediach została ochrzczona jako #batterygate. Rzecz, która ciągnie się tak naprawdę od 2017 roku, teoretycznie znalazła swój „szczęśliwy finał” w marcu tego roku. Wtedy to doszło do wstępnej ugody, a Apple miało wypłacić poszkodowanym zawrotną kwotę pieniędzy. 25 dolarów od Apple mieli dostać ci, którzy czuli się oszukani, kiedy firma zaczęła obniżać wydajność ich smartfonów, by wydłużyć czas pracy na jednym ładowaniu.

sprawiedliwość
Fot. PixaBay

Przypomnijmy, że chodziło o smartfony iPhone 6 oraz iPhone 7, które po aktualizacji mogły zacząć działać wolniej. Wszystko i imię tego, by nie trzeba było ich częściej ładować, a przez to zwiększyć żywotność leciwej już baterii. Zachowanie może i zrozumiałe, ale nie w chwili, kiedy użytkownik nie jest o tym fakcie poinformowany. Sprawa została nagłośniona, bo od razu zakładano, że Apple chce tym sposobem zmusić użytkowników do tego, by ci zmienili model smartfona na nowszy. Firmie sporo czasu zajęły, by naprostować sytuację. Pojawiła się stosowna informacja o tym, dlaczego wydajność smartfona będzie mniejsza. Oficjalnie przeproszono i zaoferowano zniżkę na wymianę baterii. To jednak nie sprawiło, że firma o sprawie mogła zapomnieć.

Zobacz też: Podwójna weryfikacja w Warzone przynosi efekty

Apple zostało pozwane przez niezadowolonych użytkowników, a proces ciągnął się od dawna. Wspomniany „szczęśliwy finał” został ogłoszony w marcu, ale korporacje się nie poddają i nie oddają pieniędzy tak łatwo. Niby 25 dolarów od Apple, bo mniej więcej tyle dostałby każdy z poszkodowanych, nie trafi jednak na ich konta. Przynajmniej nie w ciągu najbliższych… miesięcy.

Przesunięcie i odroczenie

Poszkodowani, którzy liczyli, że wstępna ugoda będzie końcem sądowych zmagań, niestety, ale muszą zrewidować swoje myślenie. W ostatni piątek odbyła się bowiem wideokonfernacja przeprowadzona przez Zoom, gdzie zadecydowano o tym, że finalne przesłuchanie w tej sprawie odbędzie się… w grudniu. Wiadomo, że sytuacja związana z koronawirusem wpływa na wszystko, więc także i na posiedzenia sądu. Jednak to nie wszystko, bo podczas wideokonferencji przedstawiono również sprzeciw odnośnie niektórych założeń ugody. Ten liczył 55 stron, ale nie powinien wpłynąć na finalny kształt ugody. Dotyczy bowiem jednej z firm, która reprezentowała Apple podczas procesu, a nie samej jego zasadności.

sprawiedliwość
Fot. PixaBay

Przesunięcie wydania finalnej decyzji, a tym samym wypłaty odszkodowań dla klientów, to coś, czego można się było spodziewać. Wielkie korporacje i podobnego rodzaju spory, potrafią ciągnąć się latami. Do tego dochodzi jeszcze obsługa prawna, która kosztuje miliony dolarów, a jak widać efekt, nie jest wiele wart. Owszem, klienci, którzy zdecydowali się dołączyć do procesu, dostaną swoje odszkodowania, ale w porównaniu z tym, ile stracili czasu, nerwów i prawdopodobnie pieniędzy, rekompensata będzie niesatysfakcjonująca. Czy to oznacza, że w ogóle takie procesy nie powinny mieć miejsca? Oczywiście, że nie. Nad korporacjami trzeba „czuwać” i dawać im informację zwrotną, że klientów nie powinno traktować się jak skarbonkę, z której można ciągle brać. Czy konsumenci mają szansę w starciu z korporacjami? Tak, ale efekty są mizerne.

Źródło: Law360 / PhoneArena

Motyw