rajdy na e-lekcje

Rajdy na e-lekcje – powód do śmiechu czy popis wybitnej głupoty?

5 minut czytania
Komentarze

W mediach oraz szeroko rozumianej debacie publicznej coraz głośniej robi się o nowym zjawisku w internecie. Chodzi o rajdy na e-lekcje utrudniające pracę nauczycielom podczas trwającej epidemii. Władza zapowiada, że takie zachowania nie będą tolerowane, ale dla niektórych są one świetną zabawą i powodem do radości. Tylko czy naprawdę jest się z czego śmiać?

Czym są rajdy na e-lekcje?

Koronawirus sprawił, że lekcje zamiast w szkołach odbywają się w przestrzeni wirtualnej. Uczniowie łączą się z nauczycielem sprzed komputera za pośrednictwem jednej z wielu umożliwiających to platform. Laptopa z kamerką czy słuchawki z mikrofonem to sprzęt, którym dysponuje prawie każdy, więc poza wyjątkowymi przypadkami kwestie techniczne nie są znaczącym problemem. Rajdy na e-lekcje już natomiast pewien problem powodują, przynajmniej w opinii nauczycieli.

rajdy na e-lekcje

Wyobraźmy sobie sytuację, w której do klasy w szkole wchodzi osoba z zewnątrz, siada w ławce i przerywa zajęcia, np. wyzywając nauczyciela. Załóżmy, że powoduje to rozluźnienie atmosfery i radość uczniów. Sprawca całego zamieszania w zasadzie nie ponosi żadnych konsekwencji swojego postępowania (przynajmniej na początku). Kiedy znudzi mu się cała sytuacja, wychodzi jak gdyby nigdy nic. Dokładnie tak wyglądają rajdy na e-lekcje, tylko że wszystko dzieje się w przestrzeni wirtualnej. Uczniowie niezadowoleni z realizowania zajęć mimo epidemii udzielają w jakiś sposób dostępu do zajęć na żywo osobie z zewnątrz (zależnie od platformy, na której się one odbywają). Intruz obraża nauczyciela lub przejmuje kontrolę nad wyświetlanymi na ekranach uczestników zajęć treściami i udostępnia tam nagrania, które z nauką nie mają zbyt wiele wspólnego. Niejedną starszą nauczycielkę mogłyby za to przyprawić o zawał.

W niektórych sytuacjach nauczyciele mogą jednym kliknięciem wyrzucić intruza z grupy biorącej udział w zajęciach. Pamiętajmy jednak, że o ile uczelnie wyższe miały często jakieś doświadczenia w kontakcie ze studentami przez internet, to realia, chociażby wielu szkół podstawowych wyglądają zupełnie inaczej. Nieraz pewnie dochodzi do sytuacji, w której prowadzący zajęcia ma mniejsze pojęcie na temat obsługi narzędzi wykorzystywanych do e-learningu od swoich uczniów.

Zjawisko przybierało na sile

Na początku rozgłos zyskały pojedyncze nagrania, które od biedy można było uznać za zabawne. Głupie, ale wzbudzający śmiech, choć może nie tyle z samej sytuacji, ile z politowania.

rajdy na e-lekcje

Ostatnio osoby organizujące omawiane rajdy zaczęły się jednak organizować w całe grupy. Uczniowie przesyłają w nich np. kody logowania do zdalnych lekcji i w efekcie każdy zainteresowany może do nich dołączyć. To, co dzieje się potem w wirtualnej przestrzeni jest nagrywane i udostępniane pod pozorem niewinnego informowania. Na powyższym zrzucie ekranu możecie zobaczyć, jak autor filmu z rajdami na e-lekcje zapewnia, że nie popiera zachowań przedstawionych na nagraniu. Tymczasem w pierwszych linijkach opisu osoba ta umieściła linki do grup służących umawianiu się na rajdowanie zdalnych lekcji.

Ministerstwo Cyfryzacji mówi „STOP”

Resort cyfryzacji zapowiedział brak tolerancji dla zjawiska zakłócania zdalnych zajęć. Mam jasny komunikat zarówno dla opinii publicznej, jak i patostreamerów oraz wszystkich, którzy biorą udział w tym szkodliwym procederze: zero tolerancji dla ,,rajdów na e-lekcje”! – powiedział wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz, cytowany na stronie internetowej jego resortu. Panu wiceministrowi nie można odmówić zdecydowanej reakcji, ale wątpię, czy ktoś się nią przejmie.

rajdy na e-lekcje

Osoby śledzące wydarzenia na polskiej scenie politycznej Adama Andruszkiewicza kojarzą raczej z głośnej afery z tzw. kilometrówkami. Super Express donosił, że polityk (swoją drogą dawniej zbuntowany krytyk układu rządzącego krajem, nagle zmienił swoją retorykę po możliwości objęcia wygodnej posady w ministerstwie) miał pobierać z publicznych pieniędzy zwroty opłat za paliwo, choć nie posiada nawet samochodu. Sami adresaci sprzeciwu pana ministra natomiast prawdopodobnie nie wiedzą, kim on jest ani nie śledzą jego wypowiedzi. Mówimy w końcu o grupie przesiadujących w domu nastolatków, których szczytem ambicji i możliwości jest bezkarne poprzeklinanie na internetowej transmisji. Gdy szkoły wrócą do standardowego funkcjonowania, takie zachowania znów staną się marginesem. Żeby zakłócić klasyczne lekcje, nie trzeba być wprawdzie inteligentnym, ale trzeba mieć minimum odwagi.

W każdym razie, Ministerstwo Cyfryzacji interesuje się sprawą. Na rządowej stronie można znaleźć rady dla nauczycieli mające pomóc im w prowadzeniu zdalnych zajęć. Resort zapowiedział także wspólną konferencję z ekspertami oraz przedstawicielami policji, na której będzie mowa o skoordynowanych działaniach różnych instytucji w walce ze zjawiskiem rajdowania e-lekcji.

Rajdy na e-lekcje to tymczasowe zjawisko, tylko szkoda nauczycieli

Często w Polsce narzeka się na nauczycieli i ich pracę. Niedawno obiektem kpin były nauczycielki prowadzące Szkołę z TVP, które nie popisały się podczas prowadzenia zajęć. Teraz śmiech mogą wzbudzać reakcje zdezorientowanych nauczycieli prowadzących lekcje online. W pierwszym wypadku swoje zrobił też stres i błędy po stronie pracowników telewizji, w drugim zaś chcący zabłysnąć uczniowie. Szkoda, bo na pewno jest grupa nauczycieli, którzy przykładają się do swojej pracy i wykonywaliby ją dobrze. Zniechęcą ich tego jednak praktyki takie jak totalna dezorganizacja prowadzonych przez nich zajęć.

Czytaj także: Mam wątpliwości, czy nauka zdalna zda egzamin

Gdyby ktoś chciał natomiast wykorzystać całe zjawisko do ogólnej krytyki internetu i technologii, warto wspomnieć na koniec o ważnym aspekcie. Część ludzi zawsze była głupia, teraz po prostu ich działania zyskały rozgłos.

Motyw