Szkolna strzelanina w Teksasie - winne gry

Gry czynią z nas morderców? Tak twierdzi były wiceprezydent USA

7 minut czytania
Komentarze

Politycy, zwłaszcza ci starsi rzadko mają coś dobrego do powiedzenia na temat gier wideo. Były wiceprezydent USA Joe Biden jest tego koronnym przykładem. Właśnie nazwał deweloperów, których spotkał w Białym Domu pełzaczami i arogancikami, którzy tworzą gry uczące ludzi jak zabijać. A jak dobrze nam, graczom wiadomo, sztuka zabijania opiera się na wciskaniu przycisków na padzie lub myszy.

Gry wywołują przemoc?

Gry wywołują przemoc

Biden, który obecnie prowadzi kampanię na rzecz nominacji demokratów w wyborach prezydenckich w 2020 roku, podzielił się swoimi opiniami w wywiadzie dla New York Timesa. Zapytany o rozszerzenie władzy w Dolinie Krzemowej w czasie, gdy był w administracji Obamy, Biden powiedział:

I być może pamiętacie, krytykę, jaką dostałem za spotkanie z liderami w Dolinie Krzemowej, kiedy próbowałem wypracować porozumienie dotyczące ochrony własności intelektualnej artystów w Stanach Zjednoczonych Ameryki. I w pewnym momencie, jeden z tych małych kretynów siedzących przy tym stole powiedział mi, że jest artystą, ponieważ potrafił wymyślać gry, które uczyły zabijać ludzi.

Zobacz też: Disney „bierze się” za osoby sprzedające maskotki Baby Yody

Gry kozłem ofiarnym

Pomimo licznych badań, które wykazały brak związku między brutalnymi grami wideo a przestępstwami z użyciem przemocy w życiu codziennym, takie głosy wciąż się pojawiają. Warto więc zastanowić się: dlaczego? Oczywiście najłatwiej jest założyć, że mamy do czynienia z ludźmi mało rozgarniętymi. Takimi, którzy nie akceptują faktów, jeśli te nie zgadzają się z ich poglądami. Uważam jednak, że nie jest to dobre podejście. Żeby przez tyle lat się utrzymać w polityce, trzeba być sprytnym. Podejrzewam, że pan Biden doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że to nie gry są problemem. Jednak najłatwiej jest zwalić na nie winę. Przyjrzyjmy się problemowi, który jest bardzo mocno kojarzony z USA, czyli strzelaninom w szkołach: ich źródłem może być przemoc w domu, lub w samych placówkach. Są to bardzo poważne i trudne tematy, które jednocześnie są niezwykle delikatne. Znacznie łatwiej jest powiedzieć: To wszystko wina gier i koniec tematu!

Wina leży także w nas

Tym bardziej że duża część tych problemów wynika z naszego stylu życia. Oznaczałoby to konieczność zmian, często dość niewygodnych i niekomfortowych. Przyznanie, że my, jako społeczeństwo także odpowiadamy za tego typu sytuacje. Trzymajmy się już przykładu tej przemocy w szkole: nie tylko oprawcy ponoszą tutaj winę, ale wszyscy dookoła. Bierność wobec przemocy, śmianie się razem z tłumem z cudzego upokorzenia. Udawanie, że nie widzi się problemu przez nauczycieli. Brzmi logicznie, prawda? A teraz sami sobie zdajmy pytanie i odpowiedzmy sobie szczerze: ile razy to my nie reagowaliśmy? Ile razy to my staliśmy z tłumem i się śmialiśmy? Oczywiście znajdą się na pewno pojedyncze osoby, które reagowały, pojedyncze…

Wyżej przytoczyłem problem szkoły. Jednak ta zasada tyczy się każdej dziedziny życia. Okazuje się, że wszyscy jesteśmy częścią problemu. Nie jest to łatwe do przełknięcia. Powoduje to bunt. Rodzą się myśli w stylu: no inni to faktycznie, ale ja? Ja jestem w porządku! I wtedy pojawia się pewien szanowany przez sporą część społeczności starszy pan i mówi:

Tak! Wy wszyscy jesteście w porządku. To, co się dzieje, nie jest waszą winą. Całą odpowiedzialność za zło, które nas otacza, ponoszą gry!

 Czy to nie jest piękne? Rozgrzeszenie i wskazanie winnego w jednym. Nie musimy się starać, nie musimy się zmieniać. Róbmy to, co robiliśmy do tej pory. W końcu wina leży po stronie tych strasznych gier. Ten miły starszy pan ma rację. Oddajmy na niego głos. I okazuje się, że to nie polityk jest głupi, a ludzie. I to nie jest tak, że my jesteśmy od tych ludzi lepsi. Widzimy absurd sytuacji w kwestii gier, ponieważ gramy i to nas dotyczy. Jest jednak masa sytuacji gdzie także my, ja piszący ten tekst, czy Ty czytający go czytelniku dajemy się wodzić w ten sposób za nos i obarczamy winą za całe zło zwykłego chochoła, zamiast się zastanowić nad istotą problemu.

Rozgłos

To jednak wciąż nie wszystko. Zwalanie winy, żeby ukryć trudne problemy to dopiero początek. Media głównego nurtu od lat oskarżają gry o najgorsze możliwe działania. To także ma kilka potencjalnych powodów. W końcu gracze więcej czasu spędzają na rozgrywce niż oglądaniu telewizji. Dodatkowo ludzie lubią czytać o tragediach i szukać winnych. W tym wypadku gry są świetnym kozłem ofiarnym. W końcu znacznie ciekawiej wygląda nagłówek: Tak spodobało mu się zabijanie w grze, że postanowił mordować w świecie rzeczywistym! niż: Miał poważne problemy, zaczął zabijać. Wielu ludzi zostało więc już zaprogramowanych na to, że gry zmieniają ludzi w morderców.

Wróćmy jednak do Bidena. W USA właśnie trwa kampania wyborcza. Atak na branżę gier pozwala w takim wypadku na zjednanie sobie całkiem sporego grona ludzi, którzy wierzą w to, że gry są przyczyną przemocy. Przede wszystkim te hasła potwierdzają to, w co ludzie wierzą. Znacznie chętniej oddajemy głos na kogoś, z kim się zgadzamy. Dodatkowo walka z grami jest dla nich tym samym co deklaracja rozwiązania problemu przemocy. A kto by tego nie chciał? Zwłaszcza że winny już został przedstawiony i wiadomo, w kogo należy uderzyć. Co gorsza, osoby takie jak Biden spotykają się z często dość wulgarną krytyką. I właśnie na to liczą. Jeśli jakiś gracz w odpowiedzi na wyzwiska i sugerowanie, że jest mordercą, odpowie tym samym takie osoby zaczną krzyczeć: A nie mówiłem? Spójrzcie na niego! Jaka agresja! Tak właśnie zachowują się ludzie, którzy grają w gry! 

Wina twórców gier

Tak, Twórcy gier także mają swoje za uszami. Oczywiście nie wszyscy, jednak biorąc pod uwagę to, o czym wspomniałem powyżej, to wystarczy. Na przykład twórcy serii GTA wiele lat temu płacili za negatywne recenzje i straszenie ludzi agresją w tym tytule. To przykuwało uwagę graczy, którzy wiedzeni ciekawością chcieli sprawdzić, o co chodzi. Niestety, jednocześnie nakręcało to spiralę nienawiści w stronę samych gier. Kolejnym przykładem może tutaj być gra Hatred, która całą swoją promocję opierała jedynie na kontrowersji. Podobnie wypada seria Postal, która bazuje w równym stopniu na czarnym humorze, co brutalności. Niestety większość społeczeństwa nie rozróżnia pomiędzy poszczególnymi tytułami. Jeśli jedna gra jest brutalna, to z automatu uznają, że wszystkie takie są.

Co należy zrobić?

Na pewno nie iść na wojnę i nie odpowiadać agresją, nawet na agresję. Jak już wcześniej wspomniałem, to tacy ludzie uznają to za potwierdzenie własnych słów. Wciskanie im argumentów do rąk nie ma sensu i tylko pomaga takim ludziom w budowaniu narracji. Oczywiście należy powoływać się na badania naukowe, jednak nie róbmy nic więcej. Zwłaszcza że liczba graczy na świecie wciąż rośnie, podobnie jak ich średni wiek. Za kilkanaście lat politycy będą się starali przypodobać graczom, ponieważ składanie przeciwko nim deklaracji sprawi, że najzwyczajniej na nich nie zagłosują. A tak naprawdę to w tej konkretnej sytuacji chodzi głównie o to.

Źródło: TechSpot

Motyw