mTożsamość

mTożsamość w praktyce jest niemal bezużyteczna

5 minut czytania
Komentarze

Mija właśnie drugi rok, odkąd Polacy mogą korzystać z aplikacji mobilnej mObywatel. Jej sztandarową usługą miała być mTożsamość, potocznie nazywana dowodem w telefonie. To jeden z tych niewielu rządowych projektów, które nie zyskały znacznej grupy oponentów. Idea posiadania najważniejszych dokumentów w smartfonie zapowiadała się obiecująco. Ludziom częściej zdarza się zapomnieć z domu dowodu osobistego, legitymacji studenckiej lub recepty, niż telefonu. Ponadto obywatele zazwyczaj negatywnie oceniają urzędy i instytucje państwowe, kojarzą im się one z kolejkami i biurokracją niezmienną od czasów PRL. Aplikacja mObywatel sprawiała wrażenie małego przełomu, w którym państwo nadąża za postępem technologicznym, a nawet o krok wyprzedza oczekiwania obywateli. To tyle z teorii, ponieważ 2 lata funkcjonowania mObywatela i mTożsamości pokazały, że z usług tych nic znaczącego nie wynika.

mTożsamość nie działa jak dowód osobisty

mTożsamość

Po pobraniu aplikacji mObywatel logujemy się do systemu za pomocą profilu zaufanego. Możemy to zrobić, wykorzystując stronę internetową naszego banku. Kiedy zakończymy ten proces, uzyskamy dostęp do mTożsamości, eRecepty czy karty Polaka za granicą.

Podczas zdawania egzaminu na prawo jazdy, chciałem wylegitymować się egzaminatorowi za pomocą mTożsamości. Upierał się on jednak, że potrzebuje plastikowego dowodu osobistego, mimo moich zapewnień, że może wziąć ode mnie telefon i zweryfikować prawidłowość wszystkich znajdujących się tam danych. Po dłuższej wymianie zdań egzaminator zadzwonił do swojego przełożonego, który potwierdził, że wymagany jest fizyczny dowód osobisty i takie są wytyczne otrzymane z ministerstwa.

Pojawia się więc pytanie, po co nosić dowód osobisty w smartfonie. W ważnej sytuacji życiowej ktoś może od nas zażądać plastiku. Na stronie rządowej czytamy:

mTożsamość to nie jest dowód osobisty. Jeśli jesteś proszona / proszony o okazanie dowodu osobistego, to zawsze jest to plastikowy dokument. Jeśli jesteś proszona / proszony o okazanie tożsamości, to możesz zrobić to mTożsamością lub innym dokumentem.

Urzędnicy informują więc, że choć mTożsamość zawiera wszystkie dane, które są na dowodzie osobistym, to jej „wartość” jest zbliżona do legitymacji szkolnej czy jakiegokolwiek innego dokumentu ze zdjęciem, których każdy z nas ma pełno. Przy odbiorze przesyłki na poczcie lub karty do głosowania w komisji wyborczej mTożsamość powinna wystarczyć, w poważniejszych sytuacjach już nie. Jeśli weźmiemy pod uwagę polski bałagan legislacyjny i brak należytej współpracy pomiędzy resortami rządowymi, wychodzi na to, że wiedząc o ważnej sprawie, którą musimy załatwić, plastikowy dokument najlepiej mieć przy sobie. Pozwoli to zaoszczędzić sobie nerwów, kiedy okaże się, że dane ministerstwo nie poinstruowało podległych sobie instytucji o działaniu mTożsamości lub gdy starsza pani w przychodni lekarskiej uzna, że nie wie, o co chodzi z dokumentami w smartfonie i prosi o zwykły dowód osobisty.

Problemów z mTożsamość ciąg dalszy

Utrzymanie projektu związanego z funkcjonowaniem mObywatela kosztuje budżet ok. milion złotych rocznie. Mimo to, co jakiś czas dowiadujemy się o problemach technicznych aplikacji. W zeszłym roku Komputer Świat informował o problemach z weryfikacją danych w mObywatelu i aplikacji mTożsamość. System umożliwia osobie sprawdzającej tożsamość osoby kontrolowanej weryfikację prawdziwości danych znajdujących się na ekranie jej urządzenia. Aplikacja wymaga do tego jednak kompatybilności systemów operacyjnych na telefonach użytkowników. Jeśli kontrolujący ma urządzenie firmy Apple z systemem iOS, a kontrolowany smartfona z Androidem, to nie można zweryfikować danych. Z kolei jeszcze w tym miesiącu serwis money.pl alarmował o luce w aplikacji, przez którą z łatwością można się podszyć pod inną osobę.

mTożsamość

Co oferuje mObywatel poza mTożsamością?

Omawiana aplikacja poza wyświetleniem dowodu osobistego, który de facto dowodem osobistym nie jest, pozwala na wyświetlenie eRecepty, karty Polaka za granicą czy elektronicznej legitymacji studenckiej. Żeby aktywować tę ostatnią, potrzebujemy specjalnego kodu otrzymanego w dziekanacie uczelni. Jednak ani ja, ani moi znajomi studiujący na państwowych uczelniach, nie otrzymaliśmy takich danych. Wyjaśnia to informacja na rządowej stronie. Można dowiedzieć się z niej, że usługa jest dostępna jedynie w dwóch uczelniach w całym kraju. Resort cyfryzacji podaje, że z elektronicznej legitymacji można korzystać na Politechnice Wrocławskiej oraz Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach. Nawet gdyby było inaczej, nie oznaczałoby to, że studenci mogliby zostawić plastikowe legitymacje w szufladzie. Moja uczelnia udostępnia cyfrową kopię legitymacji studenckiej w swojej własnej aplikacji mobilnej. Posłużyłem się nią raz, przy zakupie biletu w kasach dworca autobusowego. Pracująca tam pani przez dłuższą chwilę z lupą (!) w ręku przyglądała się ekranowi mojego smartfona. Dopiero potem z wyraźnym brakiem przekonania sprzedała mi bilet. Od tego momentu plastikowy dokument wolę nosić przy sobie.

Czytaj także: Oto najlepsze, niedocenione aplikacje, które pobierzecie za darmo. Musicie je mieć!

mTożsamość miała działać dobrze. Wyszło jak zwykle

Choć cyfryzacja to proces przydatny i warty uwagi, to można zadać sobie ważne pytanie. Biorąc pod uwagę, jak w praktyce on wygląda, czy nadal jest warty pieniędzy z naszych podatków? Jeśli chcemy poczuć się nowoczesnymi obywatelami, możemy w różnych miejscach pokazywać dokumenty na ekranie telefonu. Zapewne uda nam się w ten sposób odebrać list na poczcie czy wejść do pociągu. Może nawet, z mniejszymi lub większymi problemami, kupimy alkohol w sklepie. Kiedy jednak przyjdzie do zdawania państwowego egzaminu lub innej ważnej sprawy, wyjmiemy z portfela zwykły, plastikowy dowód osobisty. Taki sam, jaki mają nasi rodzice czy dziadkowie i jedyny, który naprawdę uznaje nasze państwo. Zmiany są potrzebne, ale powinny być bardziej uniwersalne.

Motyw