Wszyscy przyznają się do podsłuchów — skąd ta nagła przemiana?

4 minuty czytania
Komentarze

Co z tego, że Facebook wie o mnie wszystko? Przecież nie mam nic do ukrycia i jestem tylko jednym, wielkim pionkiem w grze. Przecież te wszystkie aplikacje są darmowe, więc muszą na czymś zarabiać. Te i wiele innych stwierdzeń niewątpliwie mają w sobie coś prawdziwego, ale też pokazują, że wielcy giganci nie mają oporów przed jeszcze większą inwigilacją naszych danych, co doskonale pokazuje ujawniony dzisiaj przykład, kiedy to okazało się, że aplikacja Facebooka skanuje wszystkie foldery i pliki na naszych urządzeniach. Mimo wszystko można odnieść wrażenie, że kultura prywatności w Sieci zaczyna schodzić na właściwy tor, kiedy to kolejne firmy zaczęły przyznawać, że nas podsłuchują. Teoretycznie nie ma w tym nic dobrego (praktycznie jest), ale liczy się sam fakt, że użytkownik o tym wie, a to już dobra prognoza na lepsze jutro.

Google, Apple, Amazon, Facebook i Microsoft. Kto teraz?

facebook prywatnosc podsluchiwanie

W ciągu ostatnich kilku miesięcy wszystkie te firmy z nagłówka połączyła jedna sytuacja — przyznanie się do winy w sprawie odkrycia wynajmowania zewnętrznych podmiotów do odsłuchiwania przez ludzi naszych rozmów. W przypadku Google był to ich Asystent na głośnikach Home, u Apple tyczyło się to Siri, u Amazona Alexy, a w przypadku Facebooka nagrań głosowych na Messengerze. Nietypowo w tym wszystkim wygląda Microsoft, który podsłuchiwał użytkowników Xboxa podczas ich rozgrywek od 2014 roku. Naturalnie cel wszystkich tych gigantów był jeden, czyli ulepszanie działania poszczególnych usług. Asystenci głosowi mają to do siebie, że bazują na sztucznej inteligencji i maszynowe uczenie jest niezbędne, ale też czynnik ludzki musi w tym uczestniczyć, a testy laboratoryjne bardzo rzadko są wystarczające. Oczywiście nikt nie próbuje wytłumaczyć żadnej firmy, bo użytkownik powinien o tym wszystkim wiedzieć. Dlatego najlepiej z całej sytuacji wyszedł… Amazon, który dodał odpowiedni przełącznik w ustawieniach prywatności Alexy, pozwalający zadecydować, czy chcemy brać udział w tego typu badaniach. Swoją drogą, co za ironia, że to tylko amerykańskie firmy podsłuchują, kiedy to USA oskarża Chiny o takie praktyki. Naturalnie reprezentanci Państwa Środka niekoniecznie muszą być tacy dobrzy, a po prostu jeszcze nikt nie dał się złapać. Hermetyczne państwo też z pewnością nie będzie chwalić się tym, że ich firmy na masową skalę podsłuchują na przykład użytkowników TikToka.

Najwyższy czas zacząć dbać o naszą prywatność

social credit system chiny podsluchiwanie ranking

Pamiętacie pierwsze zdania z tego artykułu? Nadal możecie wychodzić z tego typu założeń, ale dodajmy do tego fakt, że samo podsłuchiwanie może być w porządku do momentu, kiedy zdobyte w ten sposób informacje nie będą wykorzystywane przeciwko nam. Stąd już naprawdę prosta droga do systemu klasyfikacji obywateli, który prężnie rozwija się w Chinach. Program Social Credit System (SCS), który działa w Państwie Środka, ocenia ludzi według tysiąca różnych czynników. Jeśli jesteś poza ustalonym przez rząd schematem, to równie dobrze możesz spisać swój żywot na klęskę. Oczywiście to naprawdę duże uproszczenie, więc weźmy za przykład takiego Facebooka, który razem z Google stanowią liderów personalizowania użytkowników i dostosowywania do nich reklam. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaraz gigant społecznościowy nie zachęcał Twoich znajomych do kupna prezerwatyw z argumentacją, bo Ty ich nie użyłeś, a to tylko na podstawie Twojej prywatnej rozmowy z żoną, w której poruszacie temat Waszego nadchodzącego potomstwa. Brzmi absurdalnie? A to dopiero początek i tego typu przykładów marketingowych działań może być od groma. Kontrowersyjne? Oczywiście, ale jakże dobrze będzie się sprzedawać i jakże nic nie będziecie mogli zrobić, bo na wszystko się zgodziliście, korzystając z darmowego Facebooka. Tak, ostatni gigant przestał to zaznaczać.

Zobacz też: Czy hulajnogi elektryczne są bezpieczne?

Po raz kolejny powtórzę — nie widzę przeszkód, aby firmy miały dostęp do takich danych. Tylko niech o tym informują w sposób prosty, a nie poprzez kilkudziesięciostronicowe regulaminy z prawnym językiem, których nikt nie czyta. Tego typu dokument powinien zawierać się na jednej stronie i mówić wprost, dlaczego firma potrzebuje takich danych i do czego je wykorzystuje. Oczywiście tutaj też nietrudno o manipulację słowem, co równie dobrze może stać się w przyszłości osobnym zawodem — interpretacja tego, co może oznaczać dany regulamin. Mimo wszystko to nadal lepsze rozwiązanie. Drodzy włodarze wspomnianych gigantów, którzy zapewne nigdy nie przeczytacie tego artykułu, pamiętajcie też, aby takie opisy nie ukrywać w piętnastu podstronach, które nie są nigdzie indeksowane i dostęp do nich mają tylko najbardziej wtajemniczeniu. Wtedy wspomniany nowy zawód będzie miał dodatkowe znaczenie. Z kolei drodzy Czytelnicy, nie bądźcie obojętni wobec Waszych danych, bo o ile dzisiaj może wydawać się to śmieszne, to nigdy nie wiesz, jak będzie wyglądał Internet za dziesięć lat.

Motyw