Huawei P20 Pro

Jak wygląda Huawei P20 Pro po roku bez folii, etui i po dwóch upadkach?

5 minut czytania
Komentarze

W sieci znajdziemy wiele crash testów telefonów. W swoim czasie takie filmy budziły ogromne zainteresowanie, obecnie uważa się, że są całkowicie niemiarodajne. To, czy telefon jest wytrzymały wychodzi „w praniu”. Ze swojego P20 Pro korzystam już około rok, telefon nigdy nie widział etui, folii ochronnej, za to 2 razy zaliczył zderzenie z twardą powierzchnią, z czego w jednym przypadku była ona betonowa. Jak telefon to zniósł? Jak poradziły sobie dołączone do zestawu akcesoria? Czy pojawiły się usterki?

Delikatne, szklane plecki

Odkąd zacząłem testować telefony z pleckami pokrytymi szkłem lub błyszczącym plastikiem nauczyłem się, że takich urządzeń nie można zostawiać byle gdzie. Małe ziarenko piasku może sprawić, że odkładając telefon usłyszymy zgrzyt, a na pleckach pojawi się widoczna rysa. Czy P20 Pro jest na to uodporniony? Nie do końca. Generalnie plecki nie są zbyt mocno porysowane, ale to zasługa wystającego aparatu, który przepłacił to wytartą ramką. Plecki porysowały się głównie na dolnych rogach, które często miały bezpośredni kontakt z podłożem.

Niestety, plecki nie tylko się rysują, ale też odklejają. W okolicy aparatu widoczna jest duża szczelina pomiędzy ramką a pleckami, z tego co pamiętam tak nie było fabrycznie. Dlaczego tak się stało? Wykluczyć można puchnącą baterię, prawdopodobnie przyczyną są zeszłoroczne upały. Jadąc samochodem bez klimatyzacji utknąłem w korku, telefon zaczął się przegrzewać (objawiało się to między innymi wyłączaniem nawigacji), plecki były tak nagrzane, że nie można było ich dotknąć. Prawdopodobnie właśnie wtedy zaczęły się odklejać. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to w jakiś sposób uciążliwe, jedynie wykonanie telefonu nie jest tak perfekcyjne jak kiedyś.

Zobacz też: [Recenzja] Huawei P20 Pro – smartfon dla fotografa i nie tylko

Ubytek… w ramce i wyświetlaczu

Telefon dość dobrze poradził sobie ze wspomnianymi wcześniej upadkami. Oberwała oczywiście ramka, na której pozostał widoczny ślad w postaci małego obicia, co trochę przypomina ubytek. Inaczej sprawa wygląda w przypadku wyświetlacza. Przeważnie upadek kończy się jego rozbiciem, co kosztowałoby mnie trochę ponad 1000 zł. Ale tak się nie stało, wyświetlacz przetrwał, choć na krawędzi obecnie brakuje kawałka szkła. Cóż, miałem prawdopodobnie więcej szczęścia niż rozumu. Kontynuując temat wspomnę o odporności wyświetlacza na zarysowania. W zasadzie nie ma głębokich rys, ale tych drobnych widocznych pod światło nie jestem już niestety w stanie policzyć. To mi jednak nie przeszkadza w użytkowaniu telefonu.

Jako ciekawostkę powiem, że z własnej winy rozbiłem tylko jeden telefon. Pech chciał, że był to telefon wypożyczony na testy…

Akcesoria prawie przetrwały

Trudno wymagać dużej trwałości akcesoriów, ale o nich też wspomnę. Kabel USB już wyrzuciłem, w pewnym momencie przestała działać komunikacja, a co za tym idzie szybkie ładowanie. Ładowarka z kolei pozornie wygląda jak nowa, ale pojawiło się na niej parę zarysowań. Zaskoczyła mnie trwałość przejściówki z USB Type-C na jack 3,5 mm. Cieniutki kabel wydawał mi się bardzo delikatny, ale mimo moich obaw przejściówka nadal działa. Na wtyczce co prawda pojawiły się małe pęknięcia, ale to drobiazg. Nadal działają także dołączone do zestawu słuchawki ze złączem USB Type-C, cały czas z nich korzystam. Kluczyk do tacki na karty SIM zgubiłem, nawet nie pamiętam jak wyglądał.

Usterki

Czy Huawei P20 Pro jest bezawaryjny? Generalnie tak, ale pojawiały się problemy. Zdarzało się, że nie działał czujnik zbliżeniowy, podczas rozmowy nie działało gaszenie i wybudzanie wyświetlacza. Problem naprawił reset do ustawień fabrycznych. Poważniejszym problemem jest niestety bateria. Telefon bardzo szybko rozładowuje się przy stanie baterii na poziomie 15%. Domyślam się, że winę za to ponosi bateria. Na chwilę obecną nie widać oznak puchnięcia, także wstrzymuję się z wymianą, którą autoryzowany serwis wycenia na 190 zł. Nie mogę wykluczyć, że usterka jest spowodowana wspomnianym wcześniej przegrzaniem.

Zobacz też: Huawei P20 Pro od środka – jak działa potrójny aparat, co z naprawami?

Dlaczego nie szanuję telefonu?

Zapewne wielu zastanawia się, dlaczego nie szanuję swojego telefonu. Powodów jest kilka. Po pierwsze podoba mi się design P20 Pro, ne chcę pakować go do etui, w którym jego wykonanie będzie mi się podobało tak samo, jak dowolnego chińskiego budżetowca. Po drugie dzisiejsze telefony są odporne na zarysowania, naklejenie folii na wyświetlacz sprawia, że mamy wrażenie korzystania z bardzo zarysowanego urządzenia. Od razu mówię, że nie wierzę w szkła hartowne. Widziałem wiele rozbitych telefonów z takimi szkłami, czasem ich właściciele twierdzili, że wyświetlacz uszkodził się mimo delikatnego upadku. Po trzecie P20 Pro zostaje u mnie do końca, nie zamierzam go sprzedawać. Wolę wyrzucić telefon wyraźnie zużyty, niż męczyć się z foliami i pokrowcami tylko po to, żeby oddać do utylizacji telefon wyglądający jak nowy. Jeśli kiedyś doprowadzę ten telefon do takiego stanu, że nie będę mógł na niego patrzeć, to pewnie założę etui, na chwilę obecną nie mam takich planów.

Ogólnie uważam, że telefon zdał egzamin – może nie wygląda już jak nowy, ale poradził sobie z upadkami i innymi niekorzystnymi warunkami. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie wyświetlacz, który w zasadzie przetrwał poważny upadek. Jeśli ktoś szuka flagowca, który przetrwa niebyt delikatne traktowanie, to ubiegłoroczny P20 Pro może być dobrym wyborem.

Motyw