Nie samymi smartfonami człowiek żyje. Czasami warto poruszać nietypowe tematy, czego przykładem jest moja nowa seria Co by było, gdyby. Ok, ale w niej też poruszyłem kwestię urządzeń mobilnych. W takim razie pamiętacie mój artykuł o przyciskach-placebo? Pójdźmy w tym kierunku i płynnie przejdźmy do tematu motoryzacji, którą stawiam na równi w moim życiu razem z nowymi technologiami. Samochody w ostatnich latach drastycznie ewoluowały. Wiele osób twierdzi, że to już nie mechanika, a komputery na kółkach. Coś w tym jest, a z czasem będzie to jeszcze bardziej widoczne. Być może nie na polskich drogach, gdzie o średnim wieku aut lepiej nie mówić, ale nie można zamykać się w jednej kategorii. W takim razie, co powiecie na to, aby w samochodach używany był tylko jeden pedał?
Jeden pedał do przyspieszania i hamowania
Manualne skrzynie biegów, pośrednio wraz z rosnącą popularnością hybryd, odchodzą w zapomnienie. Niektórzy mogą dalej chcieć mieć kontrolę nad samochodem, ale jednak lubimy być wygodni. Dlatego sprzęgło przestaje być sterowane przez człowieka, a w przypadku niektórych konstrukcji jest wykorzystywane wyłącznie do ruszania. Ginie nam jeden pedał. Zrezygnujmy jeszcze z pedału hamulca… Dzisiaj wydaje się to niemożliwe, ale producenci już zmierzają w tym kierunku. Zarówno hybrydy, jak i auta elektryczne już sugerują zaprzestanie z jego korzystania w ramach ekojazdy.
W końcu tradycyjne hamowanie to poniekąd marnowanie energii. Ta w formie kinetycznej może być zamieniona na elektryczność i przekazana do akumulatorów. Audi twierdzi, że za sprawą takiego odzyskiwania energii ich modele są w stanie zwiększyć zasięg o 30%. Niemniej to statystyka, która została wyliczona w laboratoriach. Tylko nie jest tak do końca wyssana z palca. Ba, prawie w ogóle nie jest. Tylko jaki ma to związek z rezygnacją z pedału hamulca? Pozwólmy, aby samochód sam zwalniał i odzyskiwał prąd. Na powyższym filmie możecie zobaczyć, jak to rozwiązał Nissan w swoim e-Pedal, który zadebiutował w nowym Leaf. Teoretycznie uproszczoną wersję też znajdziemy w Teslach, gdzie mamy do wyboru kilka trybów zwalniania aut, gdy tylko odpuścimy pedał przyspieszania. Uzależniamy w ten sposób moc zwalniania, a co za tym idzie ilość odzyskiwanej energii. Ciekawostka — samo rozwiązanie sięga 1890 roku, kiedy to Francuz, Louis Antoine Krieger, zaczął się zajmować przetwarzaniem mocy paryskich, konnych taksówek na elektryczność.
Oczywiście pedał hamulca na razie nie zniknie, ale po prostu staje się mniej potrzebny. Z czasem będziemy go wykorzystywać wyłącznie do awaryjnych sytuacji i oby tych było jak najmniej. W innych sytuacjach, czy tego chcemy czy też nie, będzie ratować nas elektronika, która sprawna z pewnością poradzi sobie lepiej, niż najlepszy kierowca na świecie.
Autonomiczne samochody to daleka przyszłość
Nie można zapominać o autonomicznych samochodach, które najprawdopodobniej pozbawią nas jakichkolwiek pedałów. Dostępny zostanie jeden przycisk, który awaryjnie zatrzyma samochód i to wszystko. Niemniej to naprawdę daleka przyszłość, abyśmy światowo porzucili zarówno wszystkie pedały, jak i kierownicę. Rozwój tego typu aut to temat na zupełnie inny artykuł, ale po prostu nie mogłem go pominąć w dzisiejszym wpisie. Wszystko sprowadza się do tego, że będziemy musieli poczekać na autonomiczne samochody, podczas gdy pozbycie się pedału hamulca może nadejść już jutro.
Zobacz też: Tidal z funkcją, która do niedawna była chwalona w Spotify.
Pozostają wątpliwości, jaka w tym pozostaje rola kierowcy? Zostawmy z boku autonomiczne samochody, bo w nich będziemy jedynie pasażerami. Z pewnością szkolenia będą musiały zostać przebudowane. Zdecydowanie większy nacisk musi zostać położony na tym, że elektronika nie jest naszym wybawcą, a pomocnikiem w podróży, który może zawieść. Teoretycznie już dzisiaj powinniśmy być tego uczeni, ale… poziom i podejście nauczania w polskich szkołach nauki jazdy w głównej mierze skupia się na samym egzaminie.
Źródło: The Economist