Panorama Wrocławia – Huawei P20 Pro

Fauxtografia – niepokojąco piękny trend w smartfonowej fotografii

4 minuty czytania
Komentarze

Wiele mówi się dziś o fake’ach, fake newsach czy deep fake’ach. Prawdopodobnie dlatego, że zwulgaryzowało się słowo kłamać – w telewizji nie usłyszymy już, że ktoś kłamie, lecz, że ktoś się mija z prawdą. To naturalny proces. Niektóre słowa, jak dupa czy zajebisty z czasem wytraciły swoją wulgarność, zaś kłamstwo ją zyskało. To prawdopodobnie dlatego potrzebujemy zapożyczonych zamienników oznaczających bujdy na resorach. Do ich listy należałoby dopisać jeszcze jeden termin – fauxtografia.

Fauxtografia – czym jest?

Z pozoru może on się wydawać cokolwiek egzotyczny, ale wystarczy przypomnieć sobie sformułowanie faux-pas, by w mig pojąć, o co chodzi. W języku polskim od wieków funkcjonuje z powodzeniem zapożyczone z francuskiego faux-pas, co dosłownie oznacza fałszywy krok. Wziął się on oczywiście od tańca, ale dziś jest używany do nazywania wpadek, obyczajowych incydentów i innych rodzajów towarzyskich niepowodzeń. Faux to fałszywy, a zatem fauxtografia to fałszywa, zmanipulowana fotografia. Jakby finezji było mało, fauxtografia i fotografia są homonimami.

Wrocław za dnia – Huawei P20 Pro
Wrocław nocą – iPhone SE

Niestety to nie ja wymyśliłem to słowo. Według Wikipedii po raz pierwszy zostało ono użyte w Internecie w odniesieniu do zmanipulowanych zdjęć z walk w Libanie w 2006 roku, znanych jako Reutersgate. Oczywiście wszelkiej maści fotomontaże (na przykład słynne wymazanie Jeżowa) w fotografii historycznej są stare jak sama fotografia. Ale fauxtografia w ostatnim czasie weszła także do naszych kieszeni. Producenci jak jeden mąż przetwarzają smartfonową fotografię za pomocą „sztucznej inteligencji”, która koloryzuje to i owo. W ten sposób zdjęcia stają się na pewno bardziej efektowne, ale także mniej prawdziwe.

Uczone maszynowo algorytmy przekłamujące

Po raz pierwszy o tym, że smartfonowa fauxtografia to prawdziwy problem, przekonałem się po kontakcie z urządzeniem Huawei P20 Pro. Trzy obiektywy, 40 megapikseli i „sztuczna inteligencja” – smartfon, który całkowicie zasłużenie jest synonimem fotograficznego monstrum. Oczywiście sztuczną inteligencję ująłem dotąd dwukrotnie w cudzysłów nieprzypadkowo – jest ona bowiem rezultatem terminologicznej niefrasobliwości samych producentów. Za czar zdjęć Huaweia odpowiadają uczone maszynowo algorytmy, które rozpoznają obiekty na zdjęciach – niebo, roślinność, jedzenie, zachody słońca, a nawet koty.

Wrocław nocą – Huawei P20 Pro
Wrocław nocą – iPhone SE

Każdy rozpoznany przez zaawansowane algorytmy obiekt (mowa zatem raczej o sztucznym procesie poznawczym, a nie sztucznej inteligencji) wyzwala programowy filtr, który uwydatnia najbardziej efektowne cechy zdjęcia. Jeśli zatem program rozpozna, że użytkownik robi zdjęcie nieba, to „podkręci” głębię błękitu. Jeśli dostrzeże jedzenie, postara się, by jaskrawe barwy sprawiły, że widzowi pocieknie ślinka. Wszystko to odbywa się na bieżąco, a nie już po zrobieniu zdjęcia. Fotografujący może zatem obserwować różnice w obrazie przed i po nałożeniu filtra. Rezultaty są oszałamiające i nie znam nikogo, na kim zdjęcia z Huaweia P20 Pro nie zrobiłyby wrażenia.

Fauxtografia kontra faktografia

Problem w tym, że są to zdjęcia fałszywe. Fauxtografie. Koloryzowane i podkręcone wizualne uczty, które nic lub niewiele mają wspólnego z obrazem rejestrowanym przez ludzkie oko. Jeżeli założymy, że prawdziwa fotografia ma przede wszystkim funkcję dokumentującą, zapisuje i zatrzymuje wygląd czegoś w jednym momencie, to fauxtografie nie mogą być uznane za fotografie. Przekłamują bowiem obraz i czynią go piękniejszym, niż jest w tzw. rzeczywistości. Oczywiście wspomniany model Huaweia to tylko przykład – dokładnie takie same praktyki (niesłusznie każdorazowo nazywane SI) stosują inni producenci. Za formę zafałszowywania można także uznać wszelkiej maści filtry.

Roślina – Huawei P20 Pro
Roślina – iPhone SE

Wystarczy porównać osadzone pomiędzy akapitami niniejszego artykułu zdjęcia z Huaweia P20 Pro i iPhone’a SE, by pojąć, w czym rzecz. Fauxtograficzna weduta Wrocławia jest bardziej słoneczna, żywa, kolorowa i zwyczajnie wesoła. Fotografia wykonana iPhonem wypada w porównaniu mdło i nijako. Niestety, musicie wierzyć mi na słowo, że drugie zdjęcie miało więcej wspólnego z faktycznym widokiem na miasto. Kolejny przykład to zdjęcie liści bambusa. Tutaj szczególnie wyraźnie widać różnice w rozpiętości tonalnej zieleni, w tym, jak bardzo jest ona wyostrzona i jaskrawa. I niemająca nic wspólnego z faktycznym kolorem liści bambusa.

Woda na młyn festiwalu próżności

Fauxtografia to trend, który zapewne utrzyma się przez lata. Doskonale wpisuje się bowiem w festiwal próżności, jakim są media społecznościowe. Dzięki fauxtografii wszystko prezentuje się lepiej. Gdy zatem ktoś stosuje fotografie w celu zaimponowania innym swoim stylem życia, to właśnie mu to ułatwiono. Dzięki „sztucznej inteligencji” mielony wygląda jak foie gras, a 15-letni Passat jak limuzyna, która dopiero wyjechała z salonu. Z jakąkolwiek wartością faktograficzną nie ma to już jednak nic wspólnego.

Motyw