Prawo do naprawiania – ruch, który zmienia elektronikę użytkową na lepsze

4 minuty czytania
Komentarze

Wizyta w jakimkolwiek muzeum techniki użytkowej może być przygnębiającym doświadczeniem. Łatwo się dzięki niej przekonać, że upływ czasu nie zawsze wiąże się z rozwojem. W niektórych aspektach życia towarzyszące nam urządzenia stały się nie tylko brzydsze, ale także znacznie bardziej prymitywne. Ograniczone są także możliwości samodzielnej reperacji – prawo do naprawiania własnych urządzeń zostało nam zwyczajnie zabrane.

Prawo do naprawiania – jak z posiadaczy staliśmy się użytkownikami?

Największy problem stanowi jednak to, że szczelnie zamknięte przed użytkownikiem obudowy dzisiejszych urządzeń skutecznie zniechęcają nas do zadawania sobie pytania – jak to działa? Ginie nas stopniowo dziecięca ciekawość, która skłania do zastanawiania się „co to coś ma w środku”. O ile niezaspokojoną ciekawość można pewnie jeszcze jakoś przełknąć lub zaspokoić bez samodzielnego demontażu, tak znacznie większym wyzwaniem mogą się okazać naprawy.

Protestujący na rzecz prawa do naprawiania
Protestujący na rzecz prawa do naprawiania. Źródło: iFixit.org

Producenci robią dziś wszystko, by całkowicie zmonopolizować naprawy urządzeń. Próba samodzielnej naprawy może się skończyć utratą gwarancji, co z reguły stanowi skuteczny odstraszacz. Nie brakuje i bardziej radykalnych rozwiązań. Prym widzie tu chyba Apple. W jednej z aktualizacji iOS-a, niby przypadkiem, przestały działać niektóre panele dotykowe. Szybko okazało się, że „niektóre” oznacza w tym przypadku nieoryginalne, zamontowane w nieautoryzowanych salonach napraw.

Podobne zagrywki producentów można mnożyć w nieskończoność, jednak lepiej zastanowić się, czy istnieje, jakiś punkt graniczny, po którego przekroczeniu zdamy sobie sprawę, jak wiele zmieniło się na gorsze. Czy wrażenie zrobi na kimś wizyta w muzeum, gdzie jednym z eksponatów jest telewizor turystyczny z osobnym przyciskiem otwierającym tylną część obudowy? A może już na dobre oddaliśmy całkowitą władzę nad swoimi urządzeniami w ręce producentów? Staliśmy się tak naprawdę tylko ich czasowymi najemcami – użytkownikami, a nie właścicielami?

Aktywizm na rzecz prawa do naprawiania – to działa!

Są ludzie, dla których ta sprawa jest ważna. Mowa o coraz liczniejszym gronie aktywistów na rzecz „right to repair”, czyli prawa do naprawiania. Szczególnie sprawnie działa on w Stanach Zjednoczonych, ale ekspanduje także na Europę. W grudniu grupka aktywistów była zauważalna pod budynkami Komisji Europejskiej, gdzie głosowano w sprawie regulacji dotyczących konstrukcji AGD. Dzięki nim sprzęty mają być projektowane tak, by ich rozkładanie nie groziło uszkodzeniem.

Ruch right to repair ma zresztą na koncie sporo sukcesów, przede wszystkim w USA, gdzie prawodawcy zdają się szybciej reagować na procesy rynkowe. Dzięki nim w Stanach można już „legalnie” korzystać z własnego recovery i custom ROM-ów na smartfonach. Producenci nie mogą już także stosować naklejek, których zniszczenie pozbawiało użytkownika prawa do gwarancji. Również nagłośnienie i zeszłorocznej sprawy programowego ograniczania wydajności iPhone’ów przez Apple zawdzięczamy w dużej mierze ruchom right to repair.

Największymi orędownikami prawa do naprawiania są ludzie skupieni wokół świetnego przedsięwzięcia iFixit.org. Możecie ich znać z demontowania nowych urządzeń i oceniania w 10-stopniowej skali, jak bardzo są one „naprawialne”. Wyspecjalizowani w inżynierii wstecznej eksperci zrobili na swojej unikatowej bazie wiedzy niezły interes. Dziś sprzedają na przykład wysokiej jakości akcesoria do samodzielnego demontażu i naprawy urządzeń.

Powolne zmiany na lepsze

Praca u podstaw zdaje się przynosić rezultaty, o czym świadczyć może współpraca iFixit i Lenovo. Dzięki niej do smartfonów Motorola można dokupić sobie zestaw akcesoriów ułatwiających demontaż i naprawę. Producent chwali się także, że urządzenia zostały zaprojektowane z troską o zachowanie prawa do naprawy. Oczywiście przede wszystkim jest to świetny ruch wizerunkowy dla nieco wyblakłej dziś marki Moto, ale – czy tego chcemy, czy nie – cel uświęca środki.

Owoc współpracy iFixit i Motoroli

Co ważne, prawo do naprawiania ma dziś świetną tubę medialną, gdyż dobrze łączy się z aktywizmem na rzecz ochrony środowiska. Większe możliwości naprawy to dłuższy cykl życia urządzenia i mniej elektronicznych śmieci. Prace legislacyjne w USA, inżynieria wsteczna spod znaku iFixit czy nietuzinkowe podejście Motoroli pokazują, że w kwestii prawa do naprawiania coś się zmienia i zmienia się na lepsze.

Pozostaje żywić nadzieję, że ten powiew świeżości w myśleniu o elektronice użytkowej dotrze kiedyś także nad Wisłę. Z całą pewnością przedstawiciele pokoleń szczycących się wychowaniem na Adamie Słodowym, byliby chętni do wymiany baterii czy stłuczonego ekranu w swoim smartfonie. Zwłaszcza że siła nabywcza złotego wypada wobec elektroniki niezbyt imponująco, zaś cykl życia urządzenia jest nawet kilkukrotnie dłuższy, niż chcieliby tego producenci.

Główna fotografia: „Duga radar system: wreckage of electronic devices”, Jorge Franganillo na licencji CC BY 2.0.

Motyw