Największe porażki w historii Androida – część 1

3 minuty czytania
Komentarze

Jakiś czas temu minęło 10 lat od premiery pierwszego telefonu z Androidem – HTC Dream. Od tej pory wiele się zmieniło, rynkiem rządzą nowi liderzy, starzy z różnych powodów wypadli z podium. Często takimi powodami były przeróżne wpadki, które chciałbym tutaj z perspektywy czasu omówić. Wbrew pozorom nie zamierzam skupiać się wyłączenie na Androidzie i kwestiach oprogramowania, zamiast tego postanowiłem zająć się wszelkimi pośrednio związanymi z nim tematami.

1. Snapdragon 810

Czy jedna firma może zniszczyć całą generację flagowców? Qualcomm pokazał, że jak najbardziej tak. Snapdragon 810 miał ogromne problemy z przegrzewaniem. Jak poważna była sytuacja? Po premierze pierwszych urządzeń z tym układem okazało się, że obudowy nagrzewają się do tak wysokich temperatur, że nie da się utrzymać ich w ręku. W przypadku HTC One M9 było to nawet 50 stopni Celsiusza. HTC rozwiązało problem poprzez wydanie aktualizacji zmieniającej zarządcę procesora, który nie pozwalał na jednoczesną pracę wszystkich rdzeni z pełną wydajnością. Nieco większy problem miało Sony, ponieważ po kilku minutach nagrywania wideo Xperia Z3+ przegrzewała się i wyłączała aplikację aparatu. Pojawiły się także informacje o wypalonych płytach głównych w Xiaomi Mi Note Pro, ale tego już nie udało mi się potwierdzić. Qualcomm próbował się bronić, szybko pojawiły się informacje o istnieniu wielu wersji układu. Mówiono między innymi o wolnej od problemu wersji 2.1, jednak szybko zdementował to Jeff Gordon z HTC – One M9 miał procesor właśnie w tej wersji.

Zobacz też: Przegrzewanie się smartfonów – HTC One (M9) zdecydowanie w tyle

Próbowali się ratować także inni producenci – Samsung nigdy nie wykorzystał Snapdragona 810, zastąpił go ówczesnym flagowym Exynosem. LG nie miało do dyspozycji własnych układów, S810 wykorzystano w modelu G Flex 2, ale nie we flagowcu. LG G4 był napędzany starszym Snapdragonem 808, z perspektywy czasu była to bardzo dobra decyzja.

2. TouchWiz

Cofnijmy się do początków Androida. System sam w sobie był bardzo surowy i po prostu brzydki. Sytuację miały zmienić nakładki producentów, rozwiązanie zaczerpnięte wprost z Windows Mobile. Pierwsze telefony Samsunga z nakładką TouchWiz robiły ogromne wrażenie. Jestem skłonny twierdzić, że to między innymi TouchWiz pomógł w zdobyciu przez Samsunga fotela lidera rynku mobilnego. W pewnym momencie coś jednak poszło nie tak. TouchWiz rósł jak na drożdżach, wprowadzono wiele preinstalowanych aplikacji, zapotrzebowanie na zasoby sprzętowe przekraczało możliwości telefonów. Punktem kulminacyjnym był Galaxy S5 – nakładka była tak ciężka, że flagowy smartfon działał wolniej od budżetowca Motoroli:

Zobacz też: 768 MB RAM’U w 2016 roku? Samsung ze swoim nowym smartfonem przebija wszystko

To właśnie przez TouchWiza Galaxy S5 okazał się niewypałem. Chyba nie było drugiego flagowca, który miałby problemy z „muleniem”. Sytuację naprawiła aktualizacja do Androida Lollipop, ale to już efekt nowego środowiska uruchomieniowego ART lepiej wykorzystującego możliwości sprzętowe urządzenia. Jeszcze poważniejszym problemem były budżetowce Samsunga. Modele takie jak Galaxy Trend, J1 i wszystkie z tej półki cenowej przeszły do historii jako niedziałające śmieci. Samsung nie potrafił zrozumieć, że pamięć RAM służy do utrzymywania przy życiu aplikacji użytkownika, a nie kilkudziesięciu apek dodanych przez producenta. To właśnie Samsung ponosi winę za wszelkie teorie o „lagującym” Androidzie. Sprzęt się sprzedawał, ale Android więcej na tym stracił niż zyskał. Dziś to przeszłość, Samsung uśmiercił TouchWiza, nowa nakładka nie powoduje takich problemów, współczesne smartfony mogą też pochwalić się znacznie lepszymi podzespołami.

Motyw