UE chce wprowadzić przymusowe tempomaty ograniczające prędkość

3 minuty czytania
Komentarze

Od dłuższego czasu Unia Europejska coraz bardziej ingeruje w codzienne życie. Nie każdy z ich pomysłów mógł pochwalić się pozytywnym odbiorem. Tymczasem przyszła pora na kolejna dość kontrowersyjną propozycję, a mianowicie wprowadzenie do samochodów inteligentnych tempomatów, które nie pozwolą przekroczyć prędkości.

Jak działa inteligentny tempomat?

Zasada działania jest bardzo prosta. Samochód na podstawie danych z systemu GPS określa swoją lokalizację, a następnie ustala maksymalną dozwoloną prędkość. W pierwszej kolejności system poinformowałby kierowcę o przekroczeniu prędkości, jeśli to by nie pomogło, tempomat sam przyhamowałby samochód. Wyjątkiem miałoby być wyprzedzanie, kiedy to możliwe byłoby chwilowe nagięcie przepisów. Takie rozwiązania są testowane od wielu lat, jednak z wielu powodów nie są masowo montowane w samochodach.

Dlaczego?

W zeszłym roku na drogach Unii Europejskiej zginęło 26 677 osób, nie wolno również zapominać o rannych. Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu chce wyeliminować jeden z czynników, który bez wątpienia prowadzi do wypadków. Ponad to pojawiła się propozycja montowania systemów wykrywających pieszych i rowerzystów. Cóż, takie systemy też już istnieją, jednak nie zawsze działają tak, jak powinny.

Zobacz też: Google się pogrąża – co byś zrobił, gdybyś dostał nowy, niesprawny telefon?

Ta ustawa to porażka

Nie da się ukryć, że przedstawiona propozycja bez wątpienia jest nieprzemyślana. Dlaczego? Wyobraźcie sobie Kowalskiego, który właśnie za 100 tysięcy złotych kupił wymarzony, nowy samochód. Postanowił wybrać się na pobliską drogę ekspresową, gdzie w kilka sekund osiągnął dozwoloną prędkość maksymalną. No cóż, nic z tym nie zrobi, wszyscy tak jeżdżą. Czy aby na pewno? Otóż nie, właśnie wyprzedziło go 20-letnie auto, w którym najbardziej zaawansowanym technicznie elementem jest radio. No to może uśmiercić stare samochody i zmusić kierowców do zakupu nowych? Cóż, to (przynajmniej w Polsce) mogłoby skończyć się wybuchem rewolucji. No to może przeróbmy stare samochody i zamontujmy im tempomaty? Niestety, to byłoby tak skomplikowane, że ostatecznie cała procedura kosztowałaby więcej niż wynosi wartość auta. Zapewne znaleźliby się też tacy, którzy swoje Golfy zarejestrowaliby jako zabytki, tym samym gwarantując im nietykalność i niczym nie ograniczoną możliwość wyprzedzania najnowszych BMW. Krótko mówiąc finał byłby taki, że ludzie przestaliby kupować nowe samochody. Jaki jest sens kupować nowy samochód, skoro potrafi on mniej od starszych? Ewentualnie szybko pojawiliby się tacy, którzy za odpowiednią opłatą oszukaliby komputer, przenosząc lokalizację samochodu z polskiego Wrocławia na niemiecką autostradę.

Czy to się uda?

Cóż, amerykańscy producenci samochodów zadeklarowali się wprowadzić omawiane tempomaty do 2022 roku. Europejscy producenci podeszli do tego inaczej, stawiają na technologię pomagającą kierowcom utrzymać dozwoloną prędkość. ETSC ma naprawdę dobry pomysł, ale wprowadzenie przymusowych tempomatów może skończyć się tylko źle. Technologia ma nam pomagać, nie ograniczać. Poza tym warto zwrócić uwagę na fakt, że prędkość nie jest decydującym czynnikiem. Znacznie większe ryzyko stwarzają nietrzeźwi kierowcy, piesi, mgła i śliska nawierzchnia. Oczywiście nie biorę pod uwagę rajdów po centrach miast, to nie jest przekroczenie prędkości, a głupota.

Źródło: ETSC

Motyw