iRiver IBA-50 – recenzja

7 minut czytania
Komentarze

Maj kojarzy się z ogniskami, spotkaniami ze znajomymi, wyprawami na ryby czy też pod namioty. Czymże byłyby takie imprezy bez odpowiedniego tła muzycznego? Zdarza się, że ktoś zabiera ze sobą gitarę, by nadać dobry nastrój do przygotowujących się kiełbas czy też pośpiewać a capella. Ratunkiem, w przypadku braku instrumentów lub ochoty na zdzieranie gardeł, może okazać się telefon lub zabrany przezornie odtwarzacz MP3. Ten drugi za bardzo jednak się nie przyda, a pierwszy ani jakością, ani głośnością nie zachwyca. Tu pojawia się iRiver IBA-50, który jako głośnik bezprzewodowy z pewnością spełni swoją rolę. Dzięki uprzejmości mp3store.pl miałem okazję przetestować to urządzenie, które działa za równo przewodowo, jak  i, za pomocą Bluetootha, również na odległość.

[strona=”Specyfikacja techniczna”]

Specyfikacja techniczna

  • Moc wyjściowa: 1.8 W x 2
  • Stosunek sygnału do szumu (SNR): 75 dB
  • Masa:  około 590g
  • Wymiary (dł. x szer. x wys.): 175 x 75 x 70 mm
  • Wersja Bluetooth: Bluetooth 3.0
  • Obsługiwane profile Bluetooth: A2DP (bezprzewodowe stereo Bluetooth) / HFP (jako głośnik do rozmów)  /HSP
  • Zakres działania: do 10 metrów (pomiar na otwartej przestrzeni; ściany i inne przeszkody mogą ograniczyć zasięg urządzenia).
  • Czas ładowania: 3 godziny
  • Czas pracy: 8 godzin.

[strona=”Zestaw”]

Zestaw

Paczka, która dotarła do redakcji, nie była za duża, jednak od razu poczułem jej wagę. Po procesie rozpakowania (każdy element został zabezpieczony folią, co idzie na plus) w rękach dość małe, czarne pudełko. Momentalnie przypadło mi do gustu, możliwe, że to matowy plastik oraz metalowa siatka, na które składa się obudowa, tak zadziałała na ten odbiór. Można powiedzieć, że głośnik prezentuje się elegancko. Trzeba też zaznaczyć, że, niezależnie od miejsca położenia, nie rzuca się w oczy i współgra z otaczającymi przedmiotami.

Według mnie każdy wielbiciel minimalizmu doceni jego wygląd. Niestety, to samo zjawisko możemy dostrzec w zestawie akcesoriów, który jest dość skromny. Oprócz samego głośnika otrzymałem kabelek mini USB, dzięki któremu ładujemy urządzenie (nie micro, czyli w przypadku zapomnienia nie posłużymy się chociażby tym z telefonu), kabel służący do liniowego podłączenia oraz instrukcję (brak języka polskiego).  Brakuje tutaj pilota czy ładowarki, choć, oczywiście, można się obejść i bez nich. Raduje fakt użycia wewnętrznego akumulatora, o którym powiem nieco później, dzięki czemu nie musimy się martwić o zakup dodatkowych baterii czy akumulatorów.

[strona=”Pierwsze wrażenia”]

Pierwsze wrażenia

We wcześniejszej części recenzji wspomniałem co nieco o wyglądzie głośnika, jednak parę rzeczy trzeba dopowiedzieć. Zacznę od góry obudowy, gdzie znajdziemy przycisk służący do parowania, regulacji głośności czy odbioru lub zakończenia rozmowy. Niestety, klika on głośniej niż zbierane w dzieciństwie kapsle z chipsów. Było to na tyle nieprzyjemne, że nie miałem ochoty nim się posługiwać. To samo można powiedzieć o obudowie, która po lekkim naciśnięciu (nawet podczas przenoszenia) skrzypi, czuć też lekkie niedopasowanie elementów. Na plus idzie fakt, że dzięki matowemu plastikowi nie zbiera odcisków czy innych zabrudzeń, dla jest też walorem estetycznym. Mimo stosunkowej niewielkiej wagi (nieco ponad pół kilo) urządzenie trzyma się stabilnie, a zastosowane gumowe nóżki wyglądają na dobrej jakości i wątpię, by miały się szybko zetrzeć.

Po dokładnym przyjrzeniu się przodowi przez siateczkę można ujrzeć dwa głośniki. Nieco wyżej umieszczono diodę, która w czasie normalnej pracy świeci na niebiesko, a podczas parowania mruga fioletowym światłem. Z tyłu natomiast umieszczono przycisk włączania, wyjście liniowe, do którego podłączony dowolne odtwarzacz, port mini USB oraz diodę informującą nas o statusie ładowania: z początku widać niebieskie światło przelewające się w fiolet, później mruga na zmianę na niebiesko i czerwono. Swoją drogą – otrzymany egzemplarz był w pełni rozładowany i wymagał podpięcia na trzy godziny do gniazdka, co udało się dzięki ładowarce od telefonu.

Producent gwarantuje osiem godzin pracy na akumulatorze. Jestem sceptykiem, jeśli chodzi o ten właśnie aspekt (pewien wpływ na to mają producenci smartfonów), jednak tutaj wypowiem się bardzo pozytywnie. Czas działania wynosił około dwudziestu godzin przy maksymalnej głośności, co dla mnie jest rewelacyjnym wynikiem i producent w tym miejscu zasługuje na dużego plusa.

Proces parowania przebiega sprawnie, szybko i bez problemów. Sprawdziłem zarówno telefony komórkowe (nie tylko z Androidem), jak i laptopa. Producent ostrzega o wymaganym haśle, jednak nie zdarzyło mi się podczas testów, by któreś urządzenie o nie prosiło. Jeśli chodzi o zasięg – 10 metrów na otwartej przestrzeni jak najbardziej jest prawdziwe, odległość ta spada do 5 przy jednej ścianie.

[strona=”Jakość dźwięku”]

Jakość dźwięku

Zastosowanie metalicznej siatki ma pomóc w lepszym odtwarzaniu dźwięku, również jesteśmy zapewniani o jego czystości i głębokości czy też bardzo dobrych basach. Cóż, nie miałem nic więcej do zrobienia niż sprawdzenie, ile w tym jest prawdy, a robiłem to puszczając na nim naprawdę wiele gatunków muzyki (od klasyki aż po hard  rock). Jak się sprawdził?

Na początku test wykonałem parując iRiver IBA-50 z moim HTC Sensation. Standardowo, nie używałem equalizera. Pierwszy odsłuch wypadł… dość marnie. Szczególnych basów nie uświadczyłem (zbliżenie do ściany niewiele dało), głoś brzmiał płasko i jakby przez watę, jedynie góra radziła sobie jako tako. Również scena nie jest zbyt szeroka. Nie tego spodziewałem się po tej firmie, od której, do czasów smartfonów, posiadałem odtwarzacz mp3 naprawdę przyzwoitej jakości. Można to porównać mniej więcej do zdjęć cheesburgera w McDonaldzie z jego prawdziwym wyglądem. Po małych modyfikacjach systemowych (PowerAmp potrafi naprawdę wiele zdziałać) zrobiło się nieco lepiej – basy są lepiej odczuwane, głos mniej zagłuszony, a góra dalej pozostaje dobra; poprawia się również scena. Jeśli jednak zależy nam na najlepszej jakości, to powinniśmy podłączyć głośnik za pomocą kabelka. Wtedy dopiero odsłuch można zaliczyć do przyjemnych: basy nie są dudniące, ale zauważalne, partie wokalne zostają doprowadzone do porządku, a i nie ma co zarzucić scenie. iRiver sprawdza się również przy grach i filmach, także mogę polecić go szczególnie posiadaczom notebooków. Jeśli chodzi o rozmowy – nie uświadczyłem żadnych problemów ze słyszalnością.

Podsumowując, jakość dźwięku mogę ocenić na dobrą, jednak naprawdę rozwija skrzydła podczas modyfikacji systemowych i połączenia kablowego. Dla miłośników muzyki w plenerze mam dobrą wiadomość – głośnik  jest naprawdę głośny i nawet przy maksymalnym ustawieniu nie charczy.

[strona=”Podsumowanie”]

Podsumowanie

Cena, jaką przyjdzie na zapłacić za urządzenie, wynosi około 230 zł. Czy warto wydać te pieniądze? To pytanie, na które będziecie musieli odpowiedzieć sobie sami. Jeśli pominiemy wcześniej wymieniony wady, jak skrzypiąca obudowa i górny przycisk czy dość średnia jakość dźwięku bez modyfikacji, to można zacząć się zastanawiać na zakupem. Koniec końców, mało jest urządzeń nie posiadających equalizera, a głośnika nie będziemy przecież przemieszczać co pięć minut. Korzystanie bezprzewodowe nie da nam tych samych doświadczeń, co podłączenie iRiver IBA-5o kablem, jednak większość użytkowników powinna być zadowolona, gdyż, jak na tę półkę cenową, gra on nie najgorzej.

Plusy:

  • Minimalistyczny styl
  • Długi czas pracy na akumulatorze
  • Możliwość transmitowania dźwięku przewodowo i bezprzewodowo
  • Głośność

Minusy:

  • Brak kodeka aptX
  • Tony niskie
  • Lekko przytłumiony wokal

Motyw