Czy Kindle Fire odniesie sukces i dlaczego nigdy nie zobaczymy go w Polsce?

7 minut czytania
Komentarze

Kindle Fire miał swoją premierę 28 września. Od tego czasu dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy, wiele wątpliwości dotyczących jego funkcjonalności zostało rozwianych. Ale czy tablet Amazonu okaże się sukcesem?
Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest banalne: Fire już jest sukcesem. Możemy jedynie rozważyć czy zrewolucjonizuje rynek, będąc pierwszym urządzeniem wyprzedzającym iPada (2) na arenie tabletów. A prognozy są bardzo dobre.

W ciągu pierwszego dnia przedsprzedaży Amerykanie kupili aż 95 000 urządzeń! Oszałamiająca ilość. Oczywiście efekt ‘wow’ minął, statystyki spadły, ale i tak po kilku dniach osiągnięto wynik 250 000, co daje 2 000 egzemplarzy na godzinę. Aby mieć lepsze porównanie przypomnijmy, że w pierwszym miesiącu dostępności iPada zostało sprzedanych 1 000 000 sztuk. Kindle Fire jest na dobrej drodze, aby przynajmniej wyrównać ten rezultat, chociaż do 2 500 000, jak w przypadku iPada 2, jeszcze daleko. Do pobicia jabłuszka długa droga, ale każde urządzenie z Androidem dawno zostało w tyle, a to już coś oznacza.

Sukces. Przynajmniej w USA, bo inne rynki nie zapowiadają się tak kolorowo. To, co napędza sprzedaż tabletu to marka Amazon, czyli cały ekosystem stworzony dla użytkownika.

Urządzenia elektroniczne + usługi oparte na chmurze + sklep z aplikacjami = nieskończone możliwości marketingowe

Amazon jest bezpośrednim konkurentem Apple’a, ale TYLKO na rynku amerykańskim. Osoba używająca Kindle’a Fire będzie czytać książki kupione w sklepie Amazon, słuchać muzyki z chmur Amazona, instalować aplikacje z Amazon AppStore oraz przeglądać strony internetowe przechodzące przez farmy obliczeniowe Amazona. Gigant z Seattle tworzy każdy element układanki, od początku do końca, czyli model narzucany także przez nadgryzione jabłuszko. Nawet sam system operacyjny jest tak mocno przerobiony, że śmiało można go nazwać AmazonOS. Oczywiście, samo narzuca się tez podobieństwo do Google, ale dopóki Larry Page oraz Sergey Brin nie zdecydują się wyprodukować własnego (naprawdę własnego, Nexus się nie liczy) urządzenia, specyfikacja firm jest inna. Po kupnie Motoroli może to być kwestią czasu, a wtedy zacznie być naprawdę ciekawie – Google, Apple oraz Amazon walczący o najbardziej chłonny rynek.

Ale przeciętny Amerykanin nie patrzy na Kindle Fire przez pryzmat ekosystemu lub modyfikacji Androida. Głównym bodźcem dla ogromnej popularności jest cena. Transformer od Asusa właśnie tak zdobył tysiące klientów, ale to co zrobił Amazon, można nazwać fenomenem. Wiele osób narzeka, że „tablety są takie drogie, na każdym kosztującym 2000 zł producent zarabia 1990 zł”. Uwierzcie, że wielu producentów bardzo obniża cenę tylko po to, żeby spopularyzować tablety (a dokładniej swoje urządzenie). Ale nas interesuje Kindle Fire: eksperci z iSupply, którzy znają się na tym co robią, oszacowali, że koszt produkcji jednego egzemplarza wynosi 209,63$. Nie potrzeba wielkich umiejętności matematycznych, aby obliczyć, że Amazon na każdym urządzeniu traci 10$ w momencie sprzedaży! Tylko potężna firma może sobie pozwolić na tak wysokie ryzyko i wiarę w użytkowników. W końcu to na nich spoczywa odpowiedzialność za korzystanie z płatnych usług i w ten sposób zasilenie konta producenta.  Jest to kolejny powód, dla którego Amazon chce uzależnić ludzi od swojego ekosystemu – bez tego będzie po prostu stratny. Na urządzeniu domyślnie nie ma Android Marketu, zastępuje go Amazon Appstore. I chociaż na prezentacji pracownicy nie wykluczali rozmów z Google w tej sprawie, nie ukrywajmy, że nikomu się nie będzie śpieszyć.
Już widzicie czemu tablet nie trafi do Polski? W naszym kraju żadna usługa od Amazonu nie działa należycie, więc na każdym egzemplarzu firma traciłaby 10$. Na rynku mobilnym nikt nie działa charytatywnie, więc swojej szansy możemy szukać w 10-calowym tablecie, który ma zostać zaprezentowany pod koniec roku. Ale pewnie i on nastawiony będzie na ‘Amazońskie’ usługi.

Wróćmy do zalet Kindle Fire, bo oprócz ceny, jest ich jeszcze kilka. Specyfikacja jest bardzo przeciętna, więc producent musiał przekonać potencjalnych klientów odpowiednim softwarem oraz ekosystemem. A to zrobił wyśmienicie.

Do mas z pewnością trafił bardzo prosty design, który przedstawia zwyczajną półkę, gdzie gromadzimy wszystkie nasze rzeczy. Na górze znajdziemy cały zbiór, a poniżej leżą ulubione pozycje. Czy może być coś bardziej prostego i intuicyjnego? Amazon pozbawił Androida jego ‘androidowości’, ale o dziwo, nie ma w tym nic złego. Dopóki użytkownicy dostają wszystko czego potrzebują, a w tym wypadku dostaną, nie będziemy słyszeć narzekania. Nie zdziwiłbym się, gdyby co druga osoba kupująca tablet nie wiedziała jaki system operacyjny się na nim znajduje. A sprzedaż jest wysoka i o to właśnie chodzi.

Ale druga połowa osób może wiedzieć co się święci. Wśród nich, 5% może być bardziej świadomymi użytkownikami Androida i znać jego potencjał. Otwartość ‘zielonego robocika’ nie zna granic, co udowodniono już przy okazji tabletu Nook Color, urządzenia bardzo podobnego do Kindle’a Fire, który otrzymał dobrze działającego, nieoficjalnego Honeycomba. Jon Jenkins, odpowiedzialny za technologię Silk, stwierdził, że Amazon nie pomoże zrootować urządzenia, ale na pewno nie będzie powstrzymywał użytkowników przed takimi działaniami.
Nie od dziś siedzimy w biznesie, żeby wiedzieć jak to się MUSI skończyć. Ice Cream Sandwich działający na tablecie od Amazonu to kwestia czasu, problemem nie będzie również wgrywanie aplikacji z Marketu. Paradoksalnie, Fire pewnie dostanie ICS-a szybciej niż wiele tabletów działających na Honeycombie. Wsparcie deweloperów to potęga.

U nas Amazon nie istnieje, ale w USA jest świetnie prosperującym przedsiębiorstwem i jego popularność jest nieporównywalnie większa. Dla Amerykanów dostęp do milionów książek, filmów oraz utworów jest w tym wypadku bardzo mocnym argumentem. Użytkownicy Fire’a mogą również otrzymać specjalne przywileje, więc jest na co wydawać pieniądze. Z tak bogatym zapleczem nuda nam nie straszna, a tablet będzie spełniał swoje podstawowe funkcje z jeszcze większą łatwością.

Nowością jest też Amazon Silk, ale tak naprawdę nie jest to mocna karta przetargowa. Miła funkcja, jednak większość użytkowników prawdopodobnie i tak nie zauważy różnicy. A że wielki brat będzie nadzorował co przeglądamy w Internecie, delikatnie rysuje nam się wizja orwellowska. Co więcej, przyniesie to duży potencjał reklamowy, który odpowiednio wykorzystany zacznie przynosić profity.

 

Ale jest parę rzeczy, do których można się przyczepić. Abstrahując od mniejszych niedogodności, jak brak portu HDMI, w oczy rzucają się powiązane ze sobą rzeczy – pojemność dysku (8 GB) oraz brak modemu 3G.

Amazon, jako nowoczesna firma, wierzy w potęgę chmury. I bardzo dobrze, ale chmura do działania wymaga Internetu. A tego nie zawsze uświadczymy. Dla mnie kwestia jest prosta: albo dajemy porządną pojemność i możemy wrzucać wszystko na nasz tablet, albo stawiamy na zewnętrzne serwery i zawsze możemy się z nimi połączyć. Tutaj dostajemy półśrodek. Niewielka pojemność i brak stałego dostępu do sieci. Oczywiście możemy wyjść z założenia, że 8 GB wykorzystujemy tylko na najpotrzebniejsze rzeczy, które musimy mieć zawsze pod ręką, a do całej reszty wystarczy nam chmura po Wi-Fi. Jednak założę się, że mnóstwo osób wolałoby przynajmniej mieć wybór i nawet dopłacić 50$ do wersji 3G.

Mimo to, nie ma najmniejszych wątpliwości, że z marketingowego punktu widzenia Amazon obrał właściwą drogę. Potężne zasoby biblioteki filmów, książek i muzyki, dobre podzespoły oraz niska cena sprawiaja, że Fire może konkurować nawet z niedoścignionym iPadem. Wsparcie deweloperów z pewnością nie będzie małe, a nawet bez niego system spodoba się wielu użytkownikom. Na podsumowanie: gdybym mieszkał w USA, zarezerwowany Kindle Fire czekałby już na mnie w magazynie.

Motyw