Pamiętacie czasy HTC HD2? Ewentualnie jeszcze wcześniejsze, gdy świat ujrzał jego poprzednika w postaci Touch HD? Wtedy tajwańska firma była uważana za jedną z najlepszych wśród producentów smartfonów i tylko BlackBerry mogło z nimi konkurować. Jednak skupmy się na powyższych dwóch modelach, które wyróżniała jedna cecha – w momencie prezentacji były uważane za ogromne, wręcz nienadające się do normalnego użytkowania.
Touch HD posiadał wyświetlacz o przekątnej 3,8-cala. Jego następca poszedł zdecydowanie dalej, gdyż zaproponował użytkownikom 4,3-calowy ekran. To były prawdziwe potwory, a dzisiaj? Są to maleństwa, które dla wielu osób nie nadają się do normalnego użytkowania. Co ciekawe to fakt, że też ze względu na rozmiar, ale za mały. Dzisiaj przeciętny rozmiar wyświetlacza w smartfonie to około 5 cali, czyli zdecydowanie więcej niż w przypadku olbrzymów sprzed prawie dekady.
Nawet firma, która za wszelką cenę nie pozwalała swoim fanom korzystać z większych niż 4-calowe urządzenia zrozumiała, że to już za mało. Mowa oczywiście o Apple, które razem z pojawieniem się iPhone’a 6 zaproponowało modele z 4,7- oraz 5,5-calowymi ekranami. Jednak w międzyczasie świat ujrzał smartfona z dopiskiem „SE”, który niejako powrócił do 4-calowych ekranów. Amerykanie podczas premiery pokazywali przeróżne statystyki, które mówiły wprost, że chętnych na małe smartfony jest od groma. Jednak mobilny rynek szybko to zweryfikował i jedynym krajem, w którym to urządzenie było w pewien sposób popularne były Chiny. Mimo wszystko i tak nie stanowiły czołówki.
Wielu analityków nie ma wątpliwości. Następcy dla iPhone’a SE nie ujrzymy, a to jest niemalże równoznaczne ze stwierdzeniem, że to koniec małych smartfonów. Nie da się ukryć, że nawet najnowszą Xperię X Compact, którą miałem okazję testować, ze swoim 4,6-calowym wyświetlaczem może czekać podobny los. Po prostu sprzedaż tego typu urządzeń maleje. Coraz więcej osób przekonuje się do zdecydowanie większych smartfonów.
Oczywiście nie ukrywam, że często jestem pytany o najlepsze urządzenie z maksymalnie 4,5-calowym wyświetlaczem. Dużego wyboru nie ma. Tak naprawdę tylko iPhone’y i Xperie z dopiskiem Compact są godne polecenia. Ok, często jestem pytany, ale to ewidentnie mały procent ze wszystkich tego typu próśb. Na pewno zdecydowanie rzadziej niż chociażby dwa lata temu.
W takim razie czy to rzeczywiście koniec małych smartfonów? Na pewno małych wyświetlaczy. Jednak pojawia się światełko w tunelu. Kojarzycie smartfony Sharpa? Zapewne fani mobilnego rynku tak, ale osoby mniej obeznane w temacie powinny kojarzyć Xiaomi Mi Mix. Co łączy chińską i japońską firmę? Bezramkowe smartfony. To właśnie w nich widzę przyszłość dla małych telefonów komórkowych.
Przykład chińskiego urządzenia pokazuje, że 6,4-calowy wyświetlacz można zamknąć w „typowej” 5,5-calowej obudowie. To teraz wyobraźcie sobie 5,5-calowy ekran tego typu. To wszystko kwestia ramek wokół niego. Według mnie ludzie szukają małych urządzeń, a nie małych wyświetlaczy i właśnie takie rozwiązanie może okazać się najlepsze. Oczywiście pojawiają się dwie obawy. Pierwsza z nich to komfort użytkowania. Przypadkowe dotknięcia panelu dotykowego wydają się nieodłączne przy bezramkowych smartfonach. Jednak to można w bardzo sprytny sposób ominąć – wystarczy jeden algorytm w oprogramowaniu.
Drugi problem to upadki, które w zdecydowanie większym stopniu mogą spowodować pęknięcie szkła. Czy w tej kwestii można jakoś poradzić? Etui? Być może, ale z racji, że nie jestem fanem takich rozwiązań to ja bym po prostu wyeliminował modne szkło 2,5D i zastosował ramki, które minimalnie wystawałyby ponad frontową powierzchnię. Oczywiście wciąż pozostają problemy z kamieniami i innymi wystającymi elementami.
Nie ma rozwiązań idealnych. Jednak ja mocno kibicuję wszelkim projektom pozwalającym na wyraźny rozwój mobilnego rynku. To nie kolejne ulepszenia w stylu nowe punkty w benchmarkach czy też lepsza jakość zdjęć. To tak naprawdę rozwój w stylu dodania aparatu nad wyświetlacz czy też zastosowanie pojemnościowych paneli dotykowych oraz technologii wielodotyku.